Piłkarze Lechii Gdańsk pokonali Arkę Gdynia 4:2 (4:0) w ostatnim meczu sezonu zasadniczego ekstraklasy.
Trener Arki Gdynia Leszek Ojrzyński stał w milczeniu. Ręce głęboko w kieszeni. Patrzył wściekły na swoich piłkarzy, z każdą chwilą coraz bardziej zrezygnowany. Już nawet nie gestykulował. Nie bardzo było co przekazywać. Jego Arka zdawała się konać...
Za to Piotr Stokowiec - trener Lechii - kilka metrów dalej prężył się dumnie. Jego koncepcja wreszcie zatrybiła. Klaskał, gestykulował. Promieniał. Nosiło go na wszystkie strony. W ogóle nie respektował wyznaczonego białymi liniami prostokąta, w obrębie którego miał prawo się poruszać. Był wszędzie. Pokazywał w ten sposób: dziś ten stadion jest mój, ja jestem tu gospodarzem i chodzę, gdzie chcę.
Potrzebował tej przestrzeni, by dyrygować Lechią. A ta grała pod jego batutą koncertowo. Szybko, ambitnie, z werwą, i pomysłem. Peszko i Haraslin raz po raz rozrywali obronę Arki, Flavio za każdym razem był tam, gdzie trzeba.
W pierwszej połowie Lechia miała sześć strzałów na bramkę, w tym pięć celnych, w tym cztery zakończone golami. To statystyka mistrzów, nie kandydatów do spadku.
{joomplucat:2316 limit=9|columns=3}
Pierwsza bramka padła w 13 minucie. Arka wykonywała rzut rożny. Ale piłkę przejęła Lechia i wyprowadziła błyskawiczną kontrę. Peszko pędził przez boisko niby królik napędzany bateriami Duracell. Pod polem karnym Arki dośrodkował na głowę Haraslina. Strzał obronił jednak Steinbors, ale przy dobitce Flavio był już bezradny. 1:0.
Lechia w ogóle nie miała zamiaru ustępować. Ponad 23 tysiące kibiców przecierało oczy ze zdumienia. Apatyczna dotąd, wolna i często bezmyślna drużyna nagle stała się tą “amerykańską” Lechią z zeszłego sezonu pod wodzą trenera Piotra Nowaka.
W 25. minucie Lipski w polu karnym Arki wycofał delikatnie do Peszki, ten mocnym strzałem zdobył drugą bramkę dla Lechii.
Trzy minuty później z karnego strzelał Flavio, po tym, jak chwilę wcześniej w polu karnym sfaulowany został Haraslin. 3:0!
I wreszcie 38. minuta - znów Flavio (hat trick!!!) z główki, po precyzyjnym dośrodkowaniu Lipskiego.
Arka właściwie słaniała się na nogach. Być może to kwestia środowego meczu (4 kwietnia) w Pucharze Polski z Koroną Kielce. Drużyna być może nie była dostatecznie zregenerowana i nie miała sił na drugi ciężki mecz w tygodniu. Arkowcy byli wolniejsi, spóźnieni, bez wiary, siły i tlenu.
A może to nie brak sił, tylko wyraźny kompleks Lechii, kompleks jak na razie nie do wyleczenia? Może strach przed derbami tkwi głęboko w podświadomości żółto-niebieskich?
Arka przełamała się dużo za późno: w 65. minucie doskonały Zarandia sam pobiegł prawym skrzydłem, minął kilku zawodników i z nieprawdopodobnego kąta wkręcił piłkę do bramki obok kompletnie zdezorientowanego Kuciaka. Bramka kolejki?
W doliczonym czasie gry gola na 4:2 zdobył dla Arki Meksykanin Esqueda.
Po meczu na murawie zasnutej zielonym dymem z rac Sławek Peszko tańczył z dwójką swoich dzieci.
Kolejne derby... już za tydzień! Arka i Lechia spotkają się znów, w tak zwanej grupie spadkowej. Mecz odbędzie się w Gdyni w piątek 13-ego o godz. 18:00.
źródło: gdansk.pl / własne