Mecz Lechii z Juventusem był niesamowitym wydarzeniem sportowym, ale Służbę Bezpieczeństwa interesowała tylko oprawa przygotowana na ten mecz przez działaczy opozycji. O jej przebiegu i przygotowaniach opowiada w piątkowych Rejsach - dodatku do Dziennika Bałtyckiego - Piotr Adamowicz, publicysta, a wówczas działacz podziemnego Ruchu Młodej Polski i oczywiście zagorzały kibic Lechii.
Na ten mecz wszyscy się szykowali. Skąd pomysł, by wprowadzić tam Lecha Wałęsę?
Pamiętajmy, że było to tuż po zniesieniu stanu wojennego. Panował lekki marazm. Potrzebne było coś, co znowu przypomni o Solidarności. Na pomysł wpadło niezależnie od siebie kilka osób. Rozmawiał z Wałęsą na ten temat Sławomir Rybicki, brat Arama, obecnie poseł. Niezależnie rozmawiałem i ja. Wałęsy nie trzeba było zresztą zbytnio nakłaniać. Chciał tylko, żebyśmy to zorganizowali.
Jak to zrobiliście?
Kupiliśmy bilety, które były dość drogie. Wcześniej zrobiliśmy wizję lokalną. Oczywiście nie wchodziło w grę, żeby Lech siedział na trybunie głównej, bo tam siedział aktyw partyjno-państwowy. Ale nie chcieliśmy też, żeby Wałęsa siedział w "młynie", który notabene wówczas - inaczej niż dzisiaj - znajdował się na prostej. Stąd decyzja, żeby siedzieć na wysokości punktu karnego, kilka ławek od korony stadionu (...)
Więcej - tekst i zdjęcia - w piątkowym wydaniu Rejsów, dzisiejszym dodatku do Dziennika Bałtyckiego.
Fot. IPN (© Lech Wałęsa na trybunach stadionu przy Traugutta we Wrzeszczu. Po lewej z brodą Piotr Adamowicz, po prawej - także z brodą Sławomir Rybicki)
Źródło: Dziennik Bałtycki