Naszło mnie na nostalgiczny wpis na temat tego co tak bardzo kocham... na temat Lechii.
Otóż - chciałbym wreszcie pójść na Lechię... Nie, nie na tę zbieraninę człapiących po boisku, udających, że grają najemników z amiki wronki, legii warszawa, baby jagi, Chorwacji, Bośni, Brazylii, Słowacji i wuj wie jeszcze skąd, kasujących za tę pańszczyznę grube tysiące i na koniec dostających jeszcze baty przynosząc nam wstyd.
Chciałbym pójść na LECHIĘ! Niekoniecznie grającą w Ekstraklasie. Może być nawet w 4, czy piątej lidze. Chcę pójść na Lechię, jadąc tramwajem i wysiadając przy Operze Bałtyckiej, iść przez park w kierunku ul. Traugutta mijając po lewej stronie stare budynki z czerwonej cegły.
Chcę, podchodząc w okolice kas na T29 czuć już ten dreszczyk emocji. Chcę iść szybkim krokiem, choć jest 40 minut do meczu, alejką prowadzącą na koronę stadionu. Chcę wreszcie znów zobaczyć z korony stadionu tę nierówną murawę, która była tak magiczna, tak niedostępna, była obiektem dziecięcych marzeń, i która, gdy jako 7-latek wszedłem na nią z tatą, tak zaskoczyła mnie, że rosną na niej babki i stokrotki, których nie widać było z góry....
Tak bardzo bym chciał z przyspieszonym pulsem obserwować jak NASI, GDAŃSCY piłkarze znów wychodzą z blaszanego tunelu na tę murawę i przystępują DO BOJU, do walki na śmierć i życie walcząc o kolejne 3 punkty - tym razem z Obrą Kościan, KSZO Ostrowiec, Zniczem Pruszków czy inną Polanką Rokocin.
Tak, w przerwie chcę zjeść kiełbaskę z bułką, ogórkiem konserwowym i ketchupem lub musztardą serwowaną przez Huga - to też był element całej celebracji tego dnia. Taki dzień meczowy to było święto od rana do wieczora! Takim dniem żyło się przez cały poprzedzający go tydzień!
Dlaczego z tego wszystkiego pozostały tylko ZGLISZCZA?! Tak! Zgliszcza! Zgliszcza ducha, zgliszcza emocji, zgliszcza radości! Pozostał wielki, pusty, plastikowy stadion w Letnicy, plastikowi piłkarze, plastikowe kiełbaski i plastikowe czirliderki w przerwie meczu....
Pozostało przyzwyczajenie do kolejnych parodystycznych występów tej zbieraniny marionetek. Pozostało przyzwyczajanie się do tej miernoty i oglądanie tego obrazu nędzy i rozpaczy z coraz mniejszymi emocjami. Pozostało machanie ręką z po kolejnych straconych bramkach. Tyle pozostało.
Czy to też jest Lechia? Czy to tylko zły sen? Czy kiedyś obudzę się i jednak będę mógł iść na MOJĄ LECHIĘ? Czy z mojej Lechii pozostaną tylko wspomnienia?
To paradoks, ale taka Lechia jak sprzed kilkunastu lat, to dla mnie jest dziś WIELKA LECHIA MOICH MARZEŃ. Boję się, że TAKA WIELKA LECHIA pozostanie już tylko w sferze moich marzeń.