Od jakiegoś czasu wśród kibiców Lechii można odczuć podniecenie.
Każdy z nas z nadzieją patrzy w przyszłość, „Idzie nowe” słyszymy raz za razem. Nowy właściciel, nowe perspektywy. Osobiście sam oczekuję na efekty zmian, które zachodzą w klubie. Mówi się o „nowym starcie Lechii”, aspirowaniu do europejskich pucharów. Kiedy na przestrzeni ostatnich lat zatrudnialiśmy nowych trenerów, zawsze pomimo wątpliwości, miałem nadzieję na lepszą grę i obdarzałem nowych szkoleniowców kredytem zaufania (może poza Rafałem Ulatowskim). Co roku miałem też nadzieję na trafione transfery, których ilość można policzyć na palcach jednej ręki, a nawet jeśli trafił nam się piłkarz, który wystawał ponad przeciętny poziom środka tabeli, to oddawaliśmy go bez walki, albo walka ta była rażąco nieskuteczna.
Chcę wierzyć w wielką Lechię, więc znów mam nadzieję na przemianę na lepsze. „Idzie nowe!”, „oby” powtarzam sobie w myślach.
Niestety jak zwykle po mojej głowie panoszą się również czarne myśli. Oczywiście gorzej niż za czasów panowania szanownego pana Kuchara być nie może, albo nie powinno. Lecz po zapowiedziach ludzi związanych z Lechią o budowaniu potęgi Polskiej Ekstraklasy, moje oczekiwania są wygórowane. Tymczasem dalej nie znamy nowego właściciela klubu. Nie znamy budżetów transferowych. Tak naprawdę jedyne informacje, które mogą nam podpowiedzieć o „nowej” jakości Lechii, to transfery „lub ich brak”.
Zacznę od pozytywów.
Definitywny transfer młodego, zdolnego Stolarskiego, jest strzałem w dziesiątkę. Paweł związał się z Lechią na trzy lata, czyli trzy (oby) najlepsze, a na pewno najważniejsze lata swojej kariery. Dodatkową wartością dodaną jest to, iż jest to były piłkarz naszego przyjaciela Wisły, co na pewno odbije się pozytywnym echem na trybunach PGE Areny.
Niestety kolejne ruchy na rynku transferowym nie napawają mnie osobiście wielkim optymizmem. Wypożyczamy zawodników, którzy nie sprawdzali się w swoich klubach. Wypożyczenie ich do Lechii dla Tereka obniża im koszty płacowe utrzymywania piłkarzy, którzy nie wnoszą za dużo do gry. Niestety takie działania na rynku transferowym niczym nie różnią się od tego co widzieliśmy dotychczas, za czasów „(już nie) Miłościwie nam panującego” pana K.. Jedynym wypożyczonym, który sprawdził się w Gdańsku był Kosecki, o którego tak czy siak nie udało się zawalczyć. Oczywiście w tym wypadku ustalono możliwość wykupu piłkarzy, ale czy dwójka z Tereka sprawdzi się?
Delikatnym objawem paniki jest również wypożyczenie ze Stołecznej Legii młodego Jagiełły. Tutaj nie została ustalona opcjonalna kwota wykupu, czyli Legia nie ma obowiązku sprzedawać do Gdańska tego zawodnika. Jestem w stanie postawić co najmniej zgrzewkę dobrego piwa, że Legia tego zawodnika będzie wolała wytransferować nawet za mniejszą kwotę za granicę niż do klubu z tej samej ligi. Oznacza to, że młody Jagiełło ma nam jedynie pomóc w rundzie wiosennej i nie jest inwestycją w przyszłość, a przecież na jego pozycji mamy młodych zdolnych których trzeba ogrywać.
O ile wizja budowy Lechii na miarę jej kibiców, miasta, czy stadionu jest wizją co najmniej oczywistą, a gra składem o jednej z najniższych średnich wieku w lidze może okazać się posunięciem godnym najlepszych strategów. To obecna dość krótkowzroczna polityka transferowa niepokoi.
Życzę Lechii jak i kibicom razem ze mną aby moje podejrzenia były tylko i wyłącznie efektem braku rozgrywek i bicia się z własnymi myślami, a nasz ukochany klub w końcu wyjdzie z marazmu środka tabeli. Obyśmy niedługo poznali nowego właściciela, któremu będziemy mogli zaufać i który spełni nasze wymagania, a pod koniec sezonu będziemy pasjonować się grą Biało-Zielonych o Europejskie puchary. Lecz do tego trzeba więcej niż wypożyczeń i transferów za nikłe pieniądze, zawodników którzy albo są wątpliwymi wzmocnieniami, albo nie dają nadziei na długofalowe wzmocnienie.
Zobacz inne felietony w cyklu "Okiem Kibica"
autor: m2r