Sobotnia wysoka wygrana nad Podbeskidziem Bielsko-Biała była sukcesem całej drużyny. Nie sposób jednak nie wyróżnić szczególnie Rafała Pietrzaka i Flavio Paixao, którzy wyrośli na cichych bohaterów spotkania.

Kiedy trzy miesiące temu Filip Mladenovic odchodził do Legii Warszawa, wiele osób zastanawiało się jak będzie wyglądać lewa strona w Lechii po odejściu Serba. W końcu Mladen był jednym z najlepszych, jak nie najlepszym lewym obrońcą w całej Ekstraklasie. Szybkość, świetne stałe fragmenty gry i dryblingi – te elementy nakręcały lewą stronę w Lechii, a dodatkowo przecież Serb był solidnym defensorem. Po przyjściu do Gdańska Rafała Pietrzaka okazało się, że na zastępstwo dla Serba długo czekać nie będzie trzeba. Były piłkarz Wisły Kraków od początku swojej przygody z Lechią prezentuje się bardzo solidnie, a jego stałe fragmenty gry stanowią zagrożenie pod bramką rywali.

W sobotnie popołudnie Pietrzak znów pokazał, że jest godnym następcą Mladenovica. To po jego wrzutkach padły trzy z czterech zdobytych bramek przez Lechię. Najpierw w 13 minucie po jego dośrodkowaniu padła samobójcza bramka, a w 30 minucie Pietrzak kapitalnie obsłużył Flavio Paixao, który strzałem głową wykończył rzut rożny. Kiedy wydawało się, że już jest po meczu i biało-zieloni zakończą spotkanie z trzema golami na koncie, w ostatniej akcji meczu lewy obrońca znów bardzo dobrze wykonał korner, po którym do siatki trafił Łukasz Zwoliński. Jednak oprócz trzech asyst należy podkreślić, że Pietrzak nie zapominał o obowiązkach defensywnych, z których w sobotę również precyzyjnie się wywiązywał. Cieszy również fakt, że Rafał zanotował bardzo wiele kluczowych zagrań, a jego dokładność w podaniach wyniosła 81%.

Starcie z Podbeskidziem było także kolejnym popisem w wykonaniu Flavio Paixao. Portugalczyk ponownie jak przed tygodniem dwukrotnie trafił do bramki i znów żegnany był przez publiczność gorącymi brawami, kiedy w 69 minucie był zmieniany przez Łukasza Zwolińskiego. Kapitan Lechii trafił do siatki Martina Polacka w 30 minucie oraz trzy minuty przed przerwą, kiedy to wykończył wrzutki kolejno Pietrzaka i Omrana Haydarego. Flavio kolejny raz ciężko harował na boisku i udowodnił, że mimo upływającego czasu ciągle jest głodny gry i goli.

Patrząc na sobotnią grę podopiecznych trenera Stokowca znów możemy być optymistami przed kolejnymi starciami. Pomimo braku na placu gry Kenny Saiefa, który tydzień temu był prawdziwym dyrygentem w grze Lechii, biało-zieloni znów zagrali bardzo dobre zawody. Teraz piłkarzy czeka kolejny tydzień ciężkiej pracy, który zwieńczony będzie w niedzielę w Krakowie meczem szóstej kolejki Ekstraklasy z Wisłą Kraków.

 źródło: ekstraklasa.org / własne