W minioną sobotę Lechia Gdańsk pokonała nieznacznie Radomiaka Radom 1:0. Chociaż wciąż są aspekty, które Biało-Zieloni mogą i powinni poprawić, nikt nie ma zamiaru narzekać. Drużyna niesiona przez kibiców wydostała się ze strefy spadkowej.
1. Wreszcie nad kreską
Nie da się ukryć, że gra ze świadomością bycia pod kreską musi być trudna. Właśnie w takiej sytuacji byli Lechiści, którzy od 2. kolejki spotkań byli w tabeli PKO BP Ekstraklasy na pozycjach spadkowych. Ba, w pewnym momencie Gdańszczanie byli czerwoną latarnią całej ligi! Z pewnością nie był to wymarzony początek po powrocie z wojaży w 1. Lidze. Na szczęście dla klubu, wszyscy byli świadomi tego, że dociskanie zespołu, a tym bardziej sztabu szkoleniowego, nie ma sensu. Po meczu z Radomiakiem jasnym stało się, że danie czasu na dotarcie formy piłkarzy miało sens.
Druga victoria z rzędu to świetny wynik, jak na drużynę, która na pierwszy ligowy triumf musiała czekać miesiąc z okładem. Co więcej, był to mecz z bezpośrednim konkurentem w walce o utrzymanie. Lechia pokazała na boisku, że wygrana z Górnikiem przed przerwą reprezentacyjną była bardzo potrzebna. Biało-Zieloni długimi momentami prowadzili grę i nie pozwolili rywalom rozwinąć skrzydeł. 3 punkty zgarnęła zupełnie zasłużenie, a to powinno tchnąć w zawodników jeszcze więcej pozytywnego ducha. Jagiellonia będzie się miała czego obawiać w sobotę, nawet grając jako gospodarz.
2. Kibice jako 12. zawodnik
Zdarzają się sytuacje, że kiedy drużynie nie idzie, trybuny odwracają się od tych, których mają wspierać. Dzieje się tak zazwyczaj, gdy poziom prezentowany na boisku przez ich ulubieńców daje się określić tylko jako "padaka". W przypadku Lechii nic takiego nie miało miejsca. Od samego początku nowego sezonu ekipa z Gdańska pokazuje ciekawy futbol, okraszony dużą liczbą sytuacji strzeleckich i przyjemnych dla oka akcji. Styl gry wypracowany przez Szymona Grabowskiego i jego sztab sprawia, że bez względu na wyniki, trudno temu zespołowi życzyć źle. Efekt? Owacje po wygranej z Radomiakiem.
Szkoleniowiec nie ukrywał zresztą, jak ważne jest dla niego wsparcie kibiców. - Dziękuję kibicom. Jesteśmy naprawdę dumni i zadowoleni. Nie tylko dlatego, że wyskoczyliśmy ze strefy spadkowej, ale również dlatego, że po dłuższym okresie bez zwycięstwa u siebie, mogliśmy sprawić, że kibice dzisiaj wychodzą ze stadionu szczęśliwi - mówił na konferencji pomeczowej. Widać, że trybuny w Gdańsku są po stronie piłkarzy i trenera, co z kolei gwarantuje dobrą atmosferę na meczach domowych i większą pewność siebie. Nie wszyscy w Ekstraklasie mogą liczyć na takie luksusy.
3. Nareszcie zero z tyłu
Ostatnie czyste konto w Ekstraklasie Biało-Zieloni zachowali 20 maja 2023 roku. Tak było aż do soboty i meczu z Radomiakiem. Powiedzieć, że Lechia miała w tym sezonie problemy z obroną, to nie powiedzieć nic. W każdym z dotychczasowych spotkań rywale pokonywali Bohdana Sarnawskiego i Szymona Weiraucha. Tym razem jednak udało się, mimo kilku dramatycznych momentów, dowieźć wymarzone zero z tyłu. Jednorazowy wyskok, a może efekt pracy na treningach?
Po meczu z Górnikiem trener Grabowski zapowiadał, że to będzie dobry czas na dopracowanie gry w defensywie. Czyste konto w pierwszej próbie po tej zapowiedzi cieszy, ale niewiele zabrakło, by stało się inaczej. Bujar Pllana i Elias Olsson nie ustrzegli się błędów, które musiał ratować mający swój dzień Weirauch. Ten zresztą dzięki temu występowi znalazł się w jedenastce kolejki obok Camilo Meny. Jeżeli to goalkeeper jest najlepiej oceniany po meczu, wiadomo, że nie wszystko zagrało w obronie. Nie oznacza to, że nie było poprawy względem wcześniejszych spotkań. Na pewno pomógł w tym aktywny pressing, który pozwolił na oddalenie gry od bramki Lechistów.
4. Skuteczność mogła dać spokój
Nerwowe końcówki pierwszej i drugiej połowy wynikały oczywiście z naporu Radomiaka. Goście mieli parę zrywów, które mogły skończyć się bramką. Inna sprawa, że nawet gol dla przyjezdnych nic by nie zmienił. Lechia tworzyła i marnowała sytuacje raz za razem. Oprócz wspomnianego już Meny na listę strzelców spokojnie mogli wpisać się Maksym Chłań (i to więcej niż raz!) czy Kacper Sezonienko. Zapewne tylko oni wiedzą, dlaczego się tak nie stało. Ukraińca z gola okradł sędzia, ale i tak miał kilka innych szans na gola. Tymczasem okazało się, że gdyby nie wykorzystany rzut karny, humory w Gdańsku mogłyby być nieco gorsze.
Cieszy fakt, że te sytuacje są, bo to dowód na dobrze działający system. Z drugiej strony rzadko zdarzają się takie mecze jak ten, gdzie rywal pozwala na naprawdę wiele. W sytuacji, gdy tych okazji będzie mniej, każdy błąd zaboli bardziej. W dalszym ciągu trzeba pamiętać o ligowych punktach, których zdobywanie wiąże się ze strzelaniem bramek. Jeśli w którymś meczu goli zabraknie, może się okazać, że zaważy to na losach całego sezonu. Mimo wszystko o ofensywę kibice nie muszą się martwić, bo 9 trafień to wynik plasujący Gdańszczan w środku ligowej stawki pod tym względem. To więcej niż ma ich chociażby Raków Częstochowa, czyli obecnie 4. drużyna Ekstraklasy.
5. Końcówki można poprawić
Przy okazji obu dotychczasowych zwycięstw, Lechia musiała drżeć o wynik w końcówkach. Bardziej dramatyczna była ta z Górnikiem, ale i Radomiak dominował na zamknięcie obu połówek. W dodatku kilkukrotnie zdarzało się, że Biało-Zieloni gubili punkty w późnych etapach meczów. Po części to pewnie wina przygotowania fizycznego. To jednak łatwo poprawić i efekty było widać już w sobotę, gdy podopieczni Szymona Grabowskiego wyglądali dużo lepiej fizycznie. Inną przyczyną mogą być problemy z koncetracją, które zwłaszcza w grze obronnej mogą być prawdziwym utrapieniem.
Wiele bramek Lechiści tracili po błędach, które wynikały nie tylko ze złych decyzji, ale również z rozkojarzenia. Przygotowanie mentalne jest równie ważne, co fizyczne i drużyna już kilkukrotnie odczuła to na własnej skórze. W momencie, gdy wynik jest na styku, każda pomyłka kosztuje więcej. Właśnie przez to zespół znalazł się i pozostawał w strefie spadkowej, bo klasa piłkarska z pewnością pozwala myśleć o spokojnym utrzymaniu. Starcie z panującym mistrzem Polski w Białymstoku ponownie może przetestować koncentrację Biało-Zielonych. Oby tym razem obyło się bez nerwów i poważniejszych błędów.
źródło: własne