Już w piątek Lechia Gdańsk rozegra ważne spotkanie z Legią Warszawa w ramach 12. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Zbliżający się mecz będzie wielkim piłkarskim świętem, ale i sprawdzianem dla obu ekip, których forma w tym sezonie mocno faluje. Czego zatem należy spodziewać się przed najbliższym występem Biało-Zielonych?
1. Kibicowskie święto i dobra atmosfera
W momencie powstawania tego tekst na mecz z Legią bilety zakupiło już około 21 500 kibiców. Marzeniem w Gdańsku jest podobna frekwencja przy okazji każdego spotkania, ale wiadomo, że marka rywala odgrywa swoją rolę. Oznacza to, że podczas spotkania z Wojskowymi Lechiści będą mogli liczyć na potężne wsparcie trybun. W obliczu wielu problemów, z jakimi mierzy się klub w trwającej kampanii, na wsparcie fanów nie dało się narzekać. Chociaż Biało-Zieloni znajdują się obecnie w strefie spadkowej, wciąż mogą liczyć na żywiołowy doping. Wpływa to na poprawę atmosfery i dalszą wiarę w wyjście z dołka.
Szczególnymi względami kibice darzą Szymona Grabowskiego. Na każdym meczu słychać przyśpiewki wychwalające szkoleniowca, a on nie pozostaje dłużny. Każdą konferencję prasową rozpoczyna od podziękowań za wsparcie trybun. Mało jest w Polsce zespołów, które mogłyby się tym pochwalić. Polsat Plus Arena to miejsce, gdzie Lechia może czuć się fantastycznie przyjęta i często widać na boisku, że piłkarze grają z większą energią, którą daje im doping (oczywiście ten legalny). W piątek powinniśmy być zatem świadkami piłkarskiego święta, a dobra atmosfera będzie ogromnym atutem przeciwko Legii, która nie potrafi znaleźć stabilnej formy.
2. Starcie trenerów pod presją
W ostatnich dniach dużo mówiło się zarówno o Szymonie Grabowskim, jak i o Goncalo Feio. Obaj mają pod górkę w bieżących rozgrywkach, a ich zespoły nie radzą sobie zgodnie z oczekiwaniami. Portugalczyk ma do tego problemy z prawem i tylko jego własne życzenie sprawia, że można publikować w całości jego nazwisko. Warto jednak podkreślić, że żadnemu ze szkoleniowców nie można odmówić umiejętności. Grabowski wprowadził do I ligi Resovię Rzeszów i powrócił z Lechią do Ekstraklasy, a jego oponent wyciągnął Motor Lublin z otchłani II ligi i położył fundamenty pod awans drużyny z Lubelszczyzny na najwyższy poziom rozgrywkowy. Teraz spotkają się w trudnych dla nich okolicznościach, ale wciąż mają wiele do zaoferowania.
Charakterologicznie to dwie zupełnie różne postacie. Spokojny zazwyczaj trener Lechii nie kojarzy się z aferami, jak ma to miejsce w przypadku Portugalczyka. Szymon Grabowski wielokrotnie pokazywał już, że nie boi się presji i potrafi zarządzać piłkarzami w trudnych momentach. Piątkowe starcie będzie dla niego dobrą okazją do uspokojenia nastrojów w Gdańsku. Można spodziewać się, że mając 2 tygodnie na przygotowania do tego starcia, ułożył kompleksowy plan. Wszystko zweryfikuje boisko, ale jedno jest pewne. Ktokolwiek zejdzie z murawy pokonany, pogorszy swoje notowania. Oba zespoły i ich szkoleniowcy grają o coś więcej niż 3 punkty i muszą być tego świadomi.
3. Żadnych kontrowersji
Chociaż wciąż nie jest znana obsada sędziowska 12. kolejki Ekstraklasy, kibice Lechii marzą o jednym. Zaliczyć mecz, w którym głównymi aktorami są piłkarze, a nie arbitrzy. Starcia z Widzewem i Stalą stały pod znakiem kontrowersyjnych gwizdków i nawet trener Grabowski po spotkaniu w Mielcu wypowiadał się na ten temat. Owszem, sytuacje sporne to część futbolu, ale w erze VAR-u poczucie krzywdy po błędnych decyzjach jest silniejsze niż dawniej. Wystarczy spojrzeć na to, jaki wpływ na dzisiejsze postrzeganie zespołu z Gdańska ma to, że nie wywiózł z Podkarpacia 3 punktów, które uchroniłyby go przed strefą spadkową.
Oczywiście teraz trudno powiedzieć, by gwizdki sędziów miały wielki wpływ na jakieś rozstrzygnięcia. Do końca sezonu Ekstraklasy wciąż pozostają 23. kolejki, więc żadnej z drużyn nie zagląda w oczy widmo spadku. Po latach też mało kto będzie pamiętał, że zespół X spadł przez błąd arbitra w październiku. Z drugiej strony stawka, jaką są okupione takie pomyłki, jest ogromna. Każdy klub walczy o stabilność finansową i bardzo często jest o jedną decyzję od poważnych kłopotów. Szkoda by było, gdyby w meczu z Legią, który z założenia ma być piłkarskim świętem, kibice i piłkarze mieli poczucie, że wynik krzywdzi którąś ze stron.
4. Noga na gazie przez 90 minut
Są takie spotkania, gdzie zwyczajnie nie wypada odpuszczać. Starcie z najbardziej medialną drużyną w Polsce z pewnością do takich należy. Lechiści wielokrotnie pokazywali już, że potrafią zdominować rywala, ale przeważnie marnotrawili swoją przewagę. Jakie są tego efekty, widać w tabeli Ekstraklasy. Biało-Zieloni mogą narzekać na pracę sędziów, ale prawda jest taka, że gdyby w Mielcu nie oddali inicjatywy, skończyłoby się przynajmniej remisem. To zresztą nie był pierwszy raz, gdy podopieczni Szymona Grabowskiego osiedli na laurach po wyjściu na prowadzenie, by potem pozwolić rywalom odwrócić losy meczu.
Oczywiście, problemy z tyłu są widoczne (o tym za chwilę). Dotychczasowe spotkania pokazują jednak, że dopóki Lechia gra wysoko i oddala grę od własnej bramki, dopóty nie ma się czego bać. Rywale rzadko kontrują ekipę z Gdańska. Częściej zdobywają gole po dłuższym okresie swojej dominacji. To jasny sygnał, że kluczem do zdobycia punktów na Polsat Plus Arenie będzie narzucenie Legii swoich warunków i aktywna, wysoka obrona. W momencie, w którym Biało-Zieloni dadzą zamknąć się na własnej połowie, przegrają. Nawet świetnie dysponowany ostatnimi czasy Szymon Weirauch nie będzie w stanie temu zapobiec. Cała nadzieja w nogach piłkarzy z pola.
5. Koncentracja kluczem do sukcesu
Nie ma sensu ukrywać, że Lechia z obroną stoi na bakier. 21 straconych bramek to najgorszy wynik w lidze. Bez względu na to, jak wygląda obsada personalna bloku defensywnego, rywale znajdują sposób, by strzelić gola. Najczęściej dochodzi do tego w końcowych fragmentach meczów. Trudno zliczyć, ile już punktów ekipa z Gdańska dała sobie wyrwać w ostatnich minutach spotkań. Wspomniany problem oddawania inicjatywy to jedno, ale kiedy oddaje się piłkę przeciwnikowi, trzeba umieć go powstrzymać. Z tym było do tej pory źle albo bardzo źle. Dość powiedzieć, że tylko w starciu z Radomiakiem udało się zachować czyste konto.
Na ten stan rzeczy wpływ mają przygotowanie fizyczne i mentalne. Nie jest łatwo trzeźwo myśleć, jeżeli w baku brakuje paliwa. Problemy z krótką ławką rezerwowych tylko utrudniają końcowe fragmenty meczów. Istnieje szansa, że przerwa reprezentacyjna została wykorzystana na poprawę w tych aspektach, jednak trzeba pamiętać, że treningi a normalne spotkania to dwie różne sprawy. Murawa zweryfikuje, czy coś się w tej kwestii zmieniło. Ponad 20 tysięcy gardeł powinno dodać energii piłkarzom, ale muszą oni zachować skupienie aż do końcowego gwizdka. Bez tego będzie bardzo ciężko o dobry wynik.
źródło: własne