Widzowie, którzy przyszli dzisiaj na Traugutta zobaczyli średnio emocjonujące widowisko, w którym Lechia stworzyła sobie wiele dogodnych szans bramkowych.
I choć zawodnicy Polonii nie mogliby mieć żalu gdyby mecz zakończył się zwycięstwem gospodarzy 4:0, to jednak po końcowym gwizdku na zegarze widniał wynik 0:0.
Mecz, do czego już zdążyliśmy się przyzwyczaić, mocnym akcentem zaczęli lechiści. Najpierw groźną sytuację zakończył niecelnym strzałem Paweł Nowak. Chwilę później Ivans Lukjanovs był faulowany w polu karnym i sędzia podyktował rzut karny. Do jedenastki podszedł Hubert Wołąkiewicz, jednak jego strzał nie trafił w bramkę. Biało-Zieloni nie podłamali się takim obrotem sprawy. Wojciecha Skabę niepokoili Sergejs Kozans i Nowak. W 20 minucie gry sam na sam z golkiperem Polonii znalazł się Piotr Wiśniewski. Górą był jednak bramkarz. Kwadrans później „Wiśnia” znowu próbował zdobyć gola, ale jego strzał trafił w poprzeczkę.
W drugiej połowie gdańszczanie nie zamierzali składać broni. Już na początku tej części gry Tomasz Dawidowski podał do Lukjanovsa, a ten do Nowaka. Pomocnik Lechii nie opanował jednak piłki i nad stadionem po raz kolejny tego dnia uniósł się jęk zawodu. Pod bramką Polonii groźnie było niemal cały czas do 65 minuty. Kolejne szanse na otwarcie wyniku mieli ponownie Nowak, Wiśniewski i Dawidowski. Gwoli ścisłości, należy podać, że w 84 minucie spotkania goście wyszli z groźną kontrą. Piotr Tomasik uderzył jednak minimalnie obok bramki Pawła Kapsy.
Lechiści zagrali dziś ambitnie, z „zębem” i pomysłem na grę. Zabrakło praktycznie jednego – szczęścia i skuteczności w polu karnym. Stadionu Lechii po raz kolejny w tym roku nie udało się odczarować.
Lechia: Kapsa - Bąk, Wołąkiewicz, Kozans, Mysona - Pietrowski (90’ Bajić), Surma, Nowak - Wiśniewski (86’ Kaczmarek), Dawidowski (80’ Buzała), Lukjanovs.
Polonia: Skaba - Nowak, Klepczyński, Killar, Kotrys - Barcik (90’ Trzeciak), Sawala, Kuranty, Bazik, Radzewicz (75’ Tomasik) - Bykowski (87’ Milenkovic).