W ostatnim czasie stałe fragmenty gry (dalej: SFG) to zmora obrońców Lechii.
Jak to dokładnie wygląda w liczbach i z czego właściwie się bierze? Poniżej analiza tego aspektu gry na przestrzeni ostatniego sezonu.
Siedem wiosennych meczów Lechii przyniosło aż sześć goli straconych po rzutach rożnych lub wolnych, co stanowi 0,858 gola na mecz. Warto porównać to z sytuacją z rundy jesiennej - we wszystkich piętnastu meczach gdańszczanie tylko raz musieli wyciągać piłkę z siatki po SFG, czyli wskaźnik ten wynosił jedynie 0,067 gola na mecz. Tak więc, po przerwie zimowej Lechia blisko 13 razy częściej traci bramki po SFG.
Co takiego stało się, że kompletnie posypał się system bronienia w drużynie Bogusława Kaczmarka?
Przede wszystkim, w linii defensywnej brakuje kluczowego ogniwa, czyli Sebastiana Madery. W parze z Jarosławem Bieniukiem dobrze się uzupełniali i rozumieli, przez co cała obrona funkcjonowała dużo lepiej niż obecnie. Madera wypadł ze składu, gdy odnowiła mu się kontuzja w meczu z Legią. Do tego momentu, Lechia miała po stronie goli straconych po SFG okrągłe zero. Początkowo, w pierwszej jedenastce zastąpił go Krzysztof Bąk i nadal wyglądało to nieźle. Wraz z Bieniukiem dyrygowali obroną przy SFG na tyle skutecznie, że licznik bramek straconych ruszył się dopiero podczas ostatniego jesiennego meczu z Górnikiem w Zabrzu.
Prawdziwe problemy zaczęły się na wiosnę, gdy obok Bieniuka w wyjściowym składzie zaczął wychodzić Rafał Janicki. Pomijając jego indywidualne błędy w kryciu (które później dokładniej przedstawię), ważnym czynnikiem mógł być brak doświadczenia i umiejętności organizacji gry defensywnej, co odbiło się na funkcjonowaniu całej formacji. Jego problemy w komunikacji widać nie tyko przy SFG. Rafał ma skłonność do notorycznego łamania linii spalonego, przez co często dochodzi do zagrożenia pod bramką Lechii. Janicki wprowadził w formacji defensywnej gdańszczan niepewność, elektryczność i brak zrozumienia. To dlatego, gdy piłka leci w pole karne, od razu widać, że będzie nerwowo. By nie być gołosłownym, przytoczę konkretne jego konkretne błędy.
Pierwszy, najbardziej oczywisty, miał miejsce przy golu na 1:0 w Poznaniu (zobacz sytuację). Po ustawieniu Lechii i zachowaniu Janickiego widać od razu, że gość ma jedno zadanie – kryć Kamińskiego, który będzie nabiegał na długi słupek. Co robi? Początkowo ma go na oku, stoi do niego przodem, ale w kluczowym momencie odwraca się w kierunku drugiego rywala, a Kamiński przebiega mu za plecami. Moment dekoncentracji trwa na tyle długo, że traci do niego dobre 3-4 metry, co po zgraniu piłki musi się skończyć bramką. You had one job, Rafał.
Druga sytuacja, to z pozoru banalny do obrony rzut rożny. Końcówka meczu, Piast prowadzi 1:0 i jest skupiony na defensywie, dlatego w pole karne posyła jedynie dwóch zawodników (zobacz sytuację). Janicki tradycyjnie na długim słupku kryjąc Matrasa, Bieniuk blisko Robaka, a krótki słupek asekuruje Piotr Brożek. Nie ma szans żeby coś z tego wyszło. A tu proszę, piłka leci w pole karne – typowy balon – Janicki szarpie się z przeciwnikiem, stara się być blisko niego, ale jakby nie brał pod uwagę tego, że ten zaraz może zrobić ruch w kierunku lecącej piłki. Matras swobodnie robi dwa kroki w tył i zgrywa w kierunku Robaka. W międzyczasie fatalny błąd w kryciu popełnia Bieniuk, Brożek nie wychodzi do przodu, by złapać przeciwnika na spalonym i pada gol. Niby wszystko zaplanowane, każdy ma swoje zadanie do wykonania, a jednak błąd indywidualny Janickiego wywołuje reakcję łańcuchową, która prowadzi do straty bramki.
Czynnikami, które spowodowały utratę bramek po SFG w ostatnim meczu z Jagiellonią były brak komunikacji oraz fatalne ustawienie zawodników na krótkim słupku. Przy golu na 2:2 spóźnieni do Gajosa byli Duda i Pietrowski (zobacz sytuację). Wychowankowie Lechii chyba nawet nie wiedzieli, który z nich ma go kryć, a Brożek stał właściwie nie wiadomo po co na dwunastym metrze, zamiast wchodzić głębiej i asekurować przedpole bramki, gdzie była wrzucona piłka. Tak naprawdę, każdy z nich mógł powstrzymać strzelca przy odpowiedniej komunikacji i ruchu do piłki, bądź krótkim kryciu. Zawodnicy Jagiellonii najwyraźniej zauważyli, że gdańszczanie nie radzą sobie z tego rodzaju dośrodkowaniami, więc kontynuowali wrzucanie piłki na krótki słupek.
Przy golu na 2:3 błąd absolutnie nie do wybaczenia popełnił Łukasz Surma (zobacz sytuację). Jak można w momencie wykonywania rzutu rożnego odwrócić się i radośnie truchtać sobie w polu bramkowym? I czy naprawdę mierzący 177 centymetrów wzrostu zawodnik powinien być ustawiony w tym miejscu? Zastanawia mnie też, co właściwie robił Piotr Brożek. Płaskie dośrodkowanie asekurował Deleu, Smolarka „krył” Surma, a lewy obrońca Lechii sprawiał wrażenie oderwanego od rzeczywistości. Kolejny raz brakuje odpowiedniego zorganizowania i komunikacji.
Ostatnią sytuacją, o której warto wspomnieć jest stracony w końcówce meczu gol z Koroną, który szczęśliwie dla Lechii nie miał żadnych negatywnych skutków (zobacz sytuację). Tutaj wszystko wydaje się być pod kontrolą, aż do ostatniej chwili, kiedy Bieniuk daje się wyprzedzić Pavolovi Stano. Doświadczony stoper Lechii był przy przeciwniku do końca, ale w ostatniej fazie to piłkarz Korony wykazał się większą determinacją i sprytem, co w konsekwencji skończyło się golem. Takich błędów Bieniuk nie ma prawa popełniać, aczkolwiek na jego usprawiedliwienie trzeba zaznaczyć, że dośrodkowanie było naprawdę wysokiej klasy, a Stano wykonał kapitalny ruch do piłki.
Trochę sporo tego jak na 7 meczów, prawda?
Ciężko w to uwierzyć biorąc pod uwagę fakt, że ta sama drużyna w poprzedniej rundzie tylko raz w piętnastu spotkaniach straciła gola po SFG. No ale czy to na pewno ta sama drużyna? Moim zdaniem, brak Sebastiana Madery był kluczowym czynnikiem, który kompletnie zdezorganizował poczynania obronne gdańszczan, naruszając zgranie defensywy Lechii oraz wymuszając grę dużo słabszego zawodnika jakim jest Rafał Janicki. Uważam, że znacznie lepszym wyjściem byłoby postawienie na bardziej doświadczonego Krzysztofa Bąka, który jesienią udowodnił, że jest naprawdę solidnym środkowym obrońcą. Tak czy inaczej, ta zmiana spowodowała błędy w komunikacji, ustawieniu oraz indywidualne „farfocle”. Jednak Madery już raczej w tym sezonie nie zobaczymy, więc sztab szkoleniowy Lechii musi znaleźć antidotum na defensywne stałe fragmenty gry, które niespodziewanie stały się jej piętą achillesową.
autor: Stanisław Kaczorowski [Perspektywiczny.pl]