Kibice Lechii zaliczyli kolejny wyjazd za ukochanym klubem.
Tym razem w kibicowskim rozkładzie jazdy znalazła się Łęczna, w której przyszło nam dopingować Biało-Zielonych. Na dalekiej Lubelszczyźnie pojawiliśmy się w 121 osób, w tym 4 braci z Wisły Kraków, którym dziękujemy za wsparcie. Na sektorze pojawiły się również dwie flagi – Lechia Gdańsk Ciorus oraz Chełm.
Kolejny mecz wyjazdowy przypadł nam poza weekendem. Mecz w Łęcznej był piątym wyjazdem w tym sezonie, na którym się pojawiliśmy, w tym czwartym „w środku tygodnia”. Tym razem termin był szczególnie niedogodny, gdyż tuż przed 1 listopada, co wróżyło niezbyt dużą frekwencję.
W trasę ruszyliśmy chwilę po godzinie 7:00 w piątek. Ta przebiegała sprawnie, lecz jedynie do pewnego momentu. Tuż przed granicą województw Mazowieckiego i Lubelskiego nastąpił postój, który niespodziewanie znacząco się przedłużył. Postój miał miejsce oczywiście na poboczu drogi, gdyż wszelkie stacje oraz zajazdy od minięcia Warszawy były blokowane przez dzielnych „stróżów prawa”. Podczas owego postoju „smutni panowie” eskortujący kibiców zażądali od fanów, by Ci posprzątali śmieci z rowu, obok którego zatrzymał się jeden z pojazdów. Jak twierdzili, „wyraźnie widzieli”, że zostały one wyrzucone przez osoby z tego autokaru, nie potrafiąc oczywiście konkretnie wskazać osób, które miałyby je wyrzucić. Znamiennym jest, iż w momencie, gdy przekazywano nam tę informację, z radiowozu obok wylatywały śmieci do tego samego rowu.
Kibice stanowczo stwierdzili, iż nie będą wykonywać chorych poleceń, co spowodowało bezprawne przetrzymanie pojazdów w miejscu postoju. Hasło „jak nie sprzątniecie, to nigdzie nie pojedziecie”, spowodowało, iż spora grupa fanów... postanowiła iść dalej pieszo :). To wywołało konsternację wśród „stróżów prawa”, którzy wyraźnie nie wiedzieli co robić. Godzinne oczekiwanie przyniosło skutki takie, że... mogliśmy ruszyć w dalszą drogę, zabierając po drodze grupę, która zdążyła się już ulokować w jednym z przydrożnych zajazdów. Niespodziewany postój oraz fakt, iż w pewnym momencie byliśmy prowadzeni przez miejsca, o których świat zapomniał, spowodowały, iż w Łęcznej pojawiliśmy się w momencie, gdy Lechia traciła bramkę. Na wejściu cofnięte zostały transparenty dla naszych kolegów, którzy nie mogli być tego dnia z nami na wyjeździe.
Sam mecz nie był porywającym widowiskiem, do czego zdążyli nas ostatnimi czasy przyzwyczaić piłkarze Lechii. Nie obyło się bez wymian uprzejmości z miejscowymi kibicami oraz ich kolegami z Lublina. Jak się wówczas okazało kibice z Łęcznej nie dość, że są miłośnikami pewnych rogatych zwierząt, to do tego nie mają w domach prądu ;). Po zakończeniu meczu zawodnicy podeszli pod sektor bijąc brawo przybyłym kibicom. Co ciekawe jeden z nich, Antonio Colak przekazał kibicom... buty, w których tego dnia grał.
Po wyjściu ze stadionu miała miejsce kolejna, dziwna sytuacja z miejscowymi „szeryfami”. Ci postanowili najpierw wystawić jednemu z kibiców mandat, by następnie chcieć wylegitymować wszystkich pasażerów jednego z autokarów. Dowodzący całą zbieraniną pokazał, iż ilość gwiazdek na pagonach nijak się ma do znajomości prawa. Nie potrafił ani odpowiedzieć na jakiej podstawie chce legitymować kibiców, ani na podstawie którego przepisu i w jakiej kwocie miałby być mandat dla jednego z kibiców Lechii. I tym razem straciliśmy tylko czas i po 30 dodatkowych minutach mogliśmy ruszyć w drogę powrotną, oczywiście bez uprzedniego legitymowania. W Gdańsku zameldowaliśmy się tuż po 4 w nocy.
Źródło: Lwy Północy