Jeśli chodzi o rok 90 to faktycznie był dym na dworcu jak i całą drogę na stadion. Pierwszy problem był przy kasach biletowych, bowiem bileterka okazała się moją sąsiadka, pokręciła głową i zapytała: 'Ty z tymi bandytami?'
Osobiście wsiadałem we Wrzeszczu o godz. ok 23:45, podobnie jak i innych 40-stu (zwłaszcza Morena, Zaspa i Wrzeszcz), jeden wagon zajmowała już wiara ok. 60-ciu (Chełm, Stogi, Orunia, Zielony czyli wszystkie dzielnice położone bliżej Gdańska Głównego). Wszystkich razem ok. 100 i nastroje mało bojowe "W" optymistycznie stwierdził że "Tam w Szczecinie to nas zajebią, a słyszeliście jak dojebali Ruchowi?" Mało kto miał ochotę na dokładne opowieści "W", ale ten dalej "A wiecie, że tam, aby podejść pod kasy trzeba iść między płotami jeden to ogródki działkowe, drugi obiekt Pogoni, tam nas dorwą i pozabijają". Całe szczęście, że opowieści przerwał "K" i stwierdził: "Ja mam dwa granaty i Magdę".
Zaraz znalazł się ktoś po odbyciu zasadniczej i prosi aby pokazał. Magda jak Magda, czyli nóż w stylu Rambo, a granaty okazały się ostre. Ktoś spytał "K" "Ty debilu na h.. Ci te granaty?" "K" odparł: "Już ja wiem po co". Ostatecznie oddał je komuś w Sopocie, bo nie daj Boże mogło dojść do eksplozji w pociągu. Znając temperament "K" to przy byle sprzeczce. Tymczasem kolejna stacja Gd-Oliwa i przerażenie, dosiada się zaledwie 30-40 typa. Coś nas mało jak na wielką vendette za bar mleczny i salon gier. Jedyna nadzieja, że chłopaki są w Sopocie i tak było, razem jest nas ok. 250 z czego 150 to skinheads!!! jadących nawracać satanistów (metali). "Wo" z uporem maniaka powtarza, że nikt nie będzie skakał (sataniści) po grobie jego dziadka i trzeba tam w Szczecinie zrobić porządek. Oczywiście te legendy na temat metalowego Szczecina okazały się nieco przesadne, gdyż ten ruch był już nie tak mocny jak w połowie lat 80. Pociąg ruszył w stronę Gdyni ...
... pociąg dojechał do Gdyni. Arki ani widu ani słychu co było do przewidzenia, bowiem wiedzieli, że jedziemy w czysto określonym celu i będzie nas dużo. Z resztą Arka w 90-tym jeszcze cieniowała rok później byli znacznie mocniejsi, ale to inna historia.
W Gdyni Głównej dochodzi jeszcze kilku spóźnialskich Lechistów z Karwin (spora ekipa wtedy) pozostali wsiadali w Sopocie. Pociąg rusza ... kilkanaście osób wyskakuje, machają nam na pożegnanie i wracają do Gdańska. Do Wejherowa jeszcze ostrożnie bo mogą szyby lecieć, ale jest spox. Za Wejherowem rozpoczyna się biesiada, czyli łażenie po przedziałach, plotki, ploteczki i oczywiście rzut oka na stan ekipy. Trzy czwarte znajome gęby więc będzie dobrze spuentował "R".
Tabela po zakończeniu Kolejki
Ja do Słupska siedziałem w przedziale z chłopakami z Moreny i Chełmu, tematem przewodnim był serial pt. Twin Piks (leciał na 2 godz. przed odjazdem pociągu) który był tak zakręcony że za h... nie mogliśmy dojść o co w nim chodzi i kto jest mordercą.
Oczywiście pojawił się "W", ale w radosnym nastroju stwierdził, że będzie dobrze. Kamień spadł nam z serca bowiem "W" miał już ponad 60 wyjazdów więc wiedział co gada).
Zaprezentowałem swój nowy zakup, czyli gaz bojowy o sile rażenia 5 m, świeży import z Amsterdamu, chłopaki byli pełni uznania.
Za Słupskiem w trzech idziemy sobie dwa wagony dalej aby zrobić drzemkę, niestety wracamy po 1,5 godziny i stwierdzamy że zbyt wiele myśli w łepetynie i już zostaniemy do Szczecina z pozostałymi. Na 5 minut przed Szczecin Dąbie dostajemy info, że wszyscy robimy wysiadkę, aby zrobić zmyłkę taktyczną, przegląd ekipy, wzmocnić morale itp. W tym momencie Robert (180 cm i 140 kg grubas jak cholera) drze ryja że jest głodny i pierdoli, on jedzie do Szczecina bez przesiadki. Maciek jego przyjaciel stwierdził, że Robert wpierdolił swoje kanapki i jego ale to u niego norma i on musi coś zjeść ... no bo musi, taki jest i koniec. Więc zostajemy ja, Robert, Maciek i jeszcze dwie osoby - ustalamy, że się rozdzielamy i w holu dworca pozostajemy w kontakcie wzrokowym, gdy Lechia wjedzie kolejką SKM, a Pogoń będzie zwijać wrotki (co było raczej pewne spodziewali się nas mniej aniżeli 100) przejmujemy gości.
Do naszego grona chce dołączyć jeden skinhead z Moreny, ale tłumaczymy mu, że z flejersem i pająkiem na szyi czy głowie raczej ciężko będzie o konspirę ... odpuszcza. 200 m przed stacją Szczecin jeden z nas wystawia głowę aby zrobić rzut okiem na sytuacje na peronie ... "Są kurwa są" krzyknął !!! Rozdzielamy się na cała długość pociągu trzeba przejść komitet powitalny.
Pociąg wjeżdża na peron w Szczecinie.
Przechodzę na początek składu, aby przejść "bramkę" w tłoku, ustawiam się w kolejce do wyjścia, patrzę przez okno i oczom nie wierzę. Robert zapierdala z dwoma wielgachnymi torbami robiąc przysługę sobie i jakiemuś starszemu facetowi. Olśniło mnie momentalnie i wracam z powrotem, trzepię przedziały w poszukiwaniu foliowej siatki, znalazłem, zdejmuję kurtkę (notabene zielona) wkładam do siatki, bo jak by wyglądało z dalekobieżnego z rękoma w kieszeni. Wchodzę na schody jestem 10 metrów przed oprawcami, przyglądam się pobieżnie nie zatrzymując wzroku, ani na moment. Było ich z 30-40, trzy czwarte z nich z fryzurą a´la "dywan" czyli krótko z przodu, długo z tyłu no i kieszenie powypychane kamieniami. Ucieszyłem się, że chłopaki nie byli pewni swego skoro zakładali też pesymistyczny wariant, "o się zdziwicie kurwa, zdziwicie się mocno" pomyślałem i czmychnąłem do holu dworca.
Maciek przeszedł na "zapytajke" spytał kobietę gdzie jest jakaś tam ulica Mickiewicza lub coś podobnego, babsko tak się rozgadało, że nie dość, że przeszedł komitet to jeszcze w holu mu tłumaczyła mimo, że On miał to w dupie. Dziwiłem się, że przeszedł bez problemów, bo ma mordę gangstera, a może dlatego? W holu bezpiecznie wszyscy z Pogoni czekali na peronie plus czujka na drugiej stronie peronu, aby nikt nie nawiewał drugą stroną składu. Dołącza do nas tych 2 chłopaków przyglądamy się rozkładowi, najbliższa kolejka z Dąbia będzie za 35 min., następna za 65 min. Niestety telefonów komórkowych nie było, przypomnienie dla najmłodszych.
W pięciu idziemy do baru dworcowego spotykamy jeszcze jednego znanego Lechistę. Pytam go o której przyjadą nasi. A skąd ja kurwa mam to wiedzieć - odpowiedź sensowna. Powiedział, że wyrwał panienkę w pociągu i idzie z nią na hotel i przyjedzie na stadion przed meczem, czyli za jakieś 8 godzin. Potem żałował jak cholera że ominęły go ostre dymy - no ale sam sobie winien. W barze Robert dostaje histerii, bo ciepłe posiłki wydają od 6:00 czy 7:00 (już nie pamiętam) kłóci się z babskiem, żeby usmażyła mu dwa jajka, bez rezultatów. Jeden z chłopaczków rozładowuje nerwową atmosferę, ale tylko na moment."O zobaczcie morze i to pod samym dworcem".
Robert wkurwiony "Ty debilu w Szczecinie nie ma morza". Chłopaczek: "A co to jest wskazuje ręką?" "Jakiś zalew albo jezioro ale na pewno nie morze". Chłopaczek chciał błysnąć intelektem i stwierdził że w Gdańsku też nie ma morza. Wiem, wiem debilu, my mamy zatokę odparł Robert. Wybiła godzina wydawania posiłków składamy zamówienie i czekamy na dania tzn. 3x bigos.
Chłopaczkowie rezygnują z ciepłego posiłku i biorą zimny bufet, bo za 10 minut przejedzie pierwsza z możliwych kolejek, nie chcą przegapić przyjazdu Lechii. Szybko jemy aby też się zwijać na holl. Maciek jak to miał w zwyczaju oddał połowę porcji Robertowi, więc zaoszczędziliśmy kolejną minutę i wychodzimy. Byliśmy w połowie drogi, między Barem, a holem i słyszymy brzęk tłuczonego szkła (były to szyby kas biletowych jak się później okazało). KURWA NASI JUŻ SĄ, ja pierdolę co Wy zegarka nie macie krzyczę!!!! Na pełnym gazie wpadamy na holl.....
Pozostałe wyniki kolejki
W holu dworca totalne zamieszanie - nie trzeba być specem w huligance, żeby stwierdzić, że "szczecińskie dywany" palą wrotki, biegają dosłownie o metry od nas. Na holu jest już czołówka pościgowa Lechii (to oni wybijali szyby). Pogoń już wie, że za 30 sekund dworzec będzie zalany ponad 200 osobową ekipą z Gdańska. Chłopaki dopadają 2 Szczecinian pod kiblami, my też tam biegniemy bowiem kilku z Pogoni wraca ratować kolegów. Robert tratuje jednego nabiegowo, ja staram się go trafić z kopa, niestety trafiłem w korpus na dodatek wyjebałem się, gostek na czworaka spierdala do WC razem z 3 kolegami.
Do WC wpada już ekipa pociągowa, więc biegniemy do wyjścia łapać następnych niestety bez rezultatu. Wracamy, a tu z WC wybiega Pogoń, co jest? Okazało się że na wbiegających Lechistów użyli gazu i załatwili 4 osoby, ale co się odwlecze....
Atakujemy ponownie tych samych, dwóch pryska gazem i spierdala, ale kolejna dwójka dostaje sporo strzałów, jeden ostro wytargany za dywan i z krwawiącym nosem piszczy, skowyje, ale spierdala.
Koniec dymu dworcowego holl okupuje Lechia, niestety nie obyło się bez strat, dwie osoby z Lechii poważnie zostały trafione kamieniami przy wysiadaniu z pociągu, jeden złamany nos (szpital), drugi trafiony w głowę (na szycie do szpitala). Chłopacy zagazowani opłukują oczy w WC, czekamy na nich poganiając, bo cała ekipa poszła już na miasto. Pogoń już wiedziała, że w tym składzie wiele nie zwojują i trzeba przyznać, że popisali się świetną organizacją, bo po parudziesięciu minutach doszło do potężnych zadym ulicznych, tyle że siły były już bardziej wyrównane. Dodam że psiarni zero!!!
Wychodzimy, a właściwie wybiegamy i po 400m dołączamy do reszty. Nie potrafię określić ile czasu minęło 10 może 20 minut, a z bocznej ulicy wybiega Pogoń, było ich znacznie mniej, ale raczej mało się tym przejmowali i dochodzi do normalnych walk, gdy atak został odparty i część Lechistów goniła Pogoń, ktoś darł się w niebogłosy, żeby nie gonić. Za chwilę okazało się dlaczego, z bocznej uliczki biegnie następna wataha. Nie będę pisał drobiazgów, bo Zieliński opisał to dość dobrze tylko jedna uwaga. To nie były walki na huki i przeganianie, prawda była taka, że Pogoń wbijała się w powiedzmy 90 na 150 i normalne starcie. Dwudziestu Lechii goni 40 Pogoni, starcie, Lechia ucieka do reszty i znowu starcie, tak przez większość drogi (zresztą cyfry teraz zgaduje). Oczywiście te dwa pierwsze starcia były największe, a potem na mniejszą skalę, tyle, że ciągle walki, nie jakieś huki i przeganianki. I tak prawie pod sam stadion. Dodam o szybach wystawowych, samochodowych, powgniatane maski itp. Dotarliśmy na stadion, zaczęły się pierwsze komentarze. Wielu ludzi twierdziło, że Pogoń była nafaszerowana prochami, bo byli strasznie agresywni i atakowali w wydawałoby się beznadziejnych dla nich momentach z pianą na ustach. Z resztą z naszej strony walczyli wszyscy, co odzwierciedla jak było ciężko. Co do braku synchronizacji ataku Pogoni to też zgodnie twierdziliśmy, że byłoby kiepsko, gdyby im to wyszło, ale nie wyszło. Gdy już siedzieliśmy na bocznym boisku Pogoni podszedł jakiś działacz, przedstawił się i powiedział, że do meczu jeszcze sporo czasu, więc przyniósł piłkę, abyśmy sobie pograli zabijając czas. Podziękowaliśmy za miły gest i graliśmy. Była bodajże 10 rano, czas mijał wolno, pochodziliśmy sobie po obiekcie, był stromy i bez zadaszenia to najbardziej mnie zdziwiło. Niestety ok.12 jeden z moich kolegów stwierdził, że jest głodny i musi coś zjeść. Maciek powiedział że pierdoli nie jest głodny, ale znalazł się inny chętny (ksywy nie pamiętam). Ustaliliśmy że bary i restauracje odpadają, najwyżej sklep, bułka paryska, jogurt i spadamy, zgodził się. Po uważnej obserwacji stwierdziliśmy, że idziemy za tory kolejowe, czyli w drogę powrotną. Zaraz za torami po drugiej stronie ulicy pojawia się 7-9 z Pogoni.
Pięciu z nich przechodzi ulicę w naszą stronę. My odbijamy w prawo do sklepu 1001 drobiazgów (coś w tym stylu) tyle że duży, nie pamiętam czy miał spożywkę, ale raczej nie, bo byśmy coś kupili. Były lampy, kanapy czyli mydło i powidło z przełomu lat 80/90, był mniej więcej 50-150 metrów od przejścia kolejowego idąc do miasta, po prawej stronie. Przed wejściem podchodzą i pytają skąd jesteśmy (pełna kultura). Odpowiadam z Lęborka (znam topografię jakby co, brak tam kibiców, na dodatek można podpucować że tam też Pogoń).
Oni pytają gdzie to jest, między Wejherowem, a Słupskiem odpowiadam.W sklepie sramy ze strachu, pytamy jakąś kobietę o tylne wyjście, ta odpowiada, że tylko dla personelu. Ja pierdolę myślę, zginiemy nikczemną śmiercią zaciągnięci w jakieś zadupie, kurwa mam dopiero 19 lat. Chodzimy po sklepie wielkości supersamu i udajemy naiwniaków, ale widzimy że te gęby ciągle na nas patrzą stojąc pod sklepem. Ustalamy plan B, czyli zobaczymy co chcą jak by co to użyje Amsterdamskiego wynalazku. Wychodzimy podbijają i pytają co tu robimy, (ja odpowiadam tak ustaliliśmy) mówię, że mieszkamy w liceum z całą klasą. W jakim, jaka ulica? Nie pamiętam zaraz przy torach tramwajowych odpowiadam udając gościa z małego miasteczka. W międzyczasie po drugiej stronie ulicy stoi już spora gromadka Pogoni raptem 20 sztuk Teraz gość mnie zaskakuje "WYCIĄGAĆ BIAŁKI" krzyczy, pytam co to jest? (pierwszy raz spotkałem się z tym określeniem). Legitymacje szkolne powiada (mieliśmy już dowody) OK odparłem, wyciągam gaz i napierdalam w nich. Zaczynamy biec w kierunku garaży w przeciwnym kierunku od ulicy. Wskakuje na płot, potem zapierdalam po garażach, zeskakuje na ziemię, biegnę w stronę naszych, wbiegam między działki i płot stadionu. Niestety naszych już tam nie ma, biegnę dalej, ale chce mi się wyć, naszych już wywiało, przebiegam pod kasami mijając je po lewej biegnę jeszcze z 300 metrów i spotykam całą ekipę, wszyscy sobie wpierdalają słone paluszki, popijają alkohole i są bardzo rozweseleni stojąc pod sklepem spożywczym. Była godzina ok 12, byłem zasapany, na dodatek koledzy się gdzieś zapodziali. Pojawili się ok 2 godziny później każdy z osobna i stwierdzili że jestem Marian Woronin.
Od tego momentu obiecałem sobie, że już nigdy nie będę oddalał się od ekipy. Wytrzymałem do 21:00 w Stargardzie, ale to później, zresztą przez cały okres moich wyjazdów miałem włączonego "jasia wędrowniczka" nie mam pojęcia skąd to wynika, lubię łazić po nieznanych terytoriach, no takie zboczenie. Z resztą najlepiej było w Rybniku na barażu z Wybrzeżem. Pojechaliśmy ekipą Lechii rozłażąc się po mieście, ehhh to były dopiero jaja, ale innym razem.
Wracamy na stadion ok. 13 (dalej zero policji - to już 7 godzin jak zapierdalają na sygnałach, które słyszymy po mieście i nie wiedzą w czym szum).W tym czasie trwają walki o sklep spożywczy (wychodząc ze stadionu w lewo ok. 300m). Bieganiny widać ze stadionu (tym razem bardziej podchody, ale po obu stronach po paręnastu ludzi) z sektora dla przyjezdnych, nasi dzielnie bronią dostępu do alkoholu, po jakiejś godzinie było to już tak normalne że skinheadzi robili sobie normalne zmiany i przychodzili na papierosa, a zmieniali ich inni. Wreszcie ktoś stwierdził, że pora tam zrobić porządek i idziemy całą ekipą, a tu kurwa pech baba zamknęła sklep, bo jej sporo towaru ubyło.Wracamy mijając bramy a na ulicy od torów 100m stoi Pogoń całą bandą!
Morale mieliśmy już duże więc atakujemy, ja po ostatnim strachu jakiego się najadłem (wkurwienie) biegnę drugi za "M" naszym najlepszym zawodnikiem, w ręku trzymam jakiś głaz, Pogoń natomiast stoi w linii i się nie rusza. Ich przywódca taki stary zgred wyglądający na 40 latka drze się w niebogłosy "STAĆ KURWA STAĆ" i faktycznie nikt z Pogoni nie spierdala. Z naszej strony lecą już kamienie, nadciąga 250 typa, ale rozproszonych od sklepu aż do Pogoni, czyli prawie 400m. Pogoń krzyczy "BEZ KAMIENI, BEZ KAMIENI", (ktoś potem dobrze podsumował, że teraz bez kamieni, jak 2 naszych zaliczyło od nich szpital). "M" ze zgredem zaczynają solo, z naszej strony wszyscy zwalniają Pogoń tez się nie wpierdala na razie, raczej byliśmy pewni wygranej "M", bo dotąd bywał raczej niezawodny, a przegrana zgreda osłabi morale przeciwnika. No i zaczyna się solo najlepszych zawodników, raptem parę kopniaków, a tu w poprzek tłumu wjeżdża policyjny polonez Huuurraaaaa godzina 14 (prawie 8 godzin) skapowali się gdzie jest źródło konfliktu. Nie minęły 2 minuty i było 5 nysek, zaproszono nas na sektor dla gości.
Skończyło się łażenie, siedzimy i czekamy na mecz. W międzyczasie pojawia się samochodowa ekipa z Gdańska 4-5 plus i osobno niespodziewany gość (przynajmniej dla mojej osoby). Jest nim "R" znany wtedy w światku (nie wiem jak dzisiaj) fanatyk warszawskiej legii. Oczywiście non stop nawija z ważniejszymi postaciami. Słysząc opowieści łapie się za głowę niedowierzając w rozmiar zadym. W pewnym momencie dochodzi do sprzeczki "R" z 19 letnim wtedy młodzianem "S" (notabene dzisiaj tez znany w świadku) z Lechii. Zaczynają się napierdalać przechodzą do parteru, ktoś ich rozdziela wymieniają jakieś uwagi nie bardzo wiedziałem co jest grane. Po paru minutach wyluzowany juz "R" zaczyna śpiewać angielskie przyśpiewki, okazało się że wracał z Anglii i zahaczył o Szczecin zobaczyć co ciekawego dzieje się na meczu P-L, miał szal Manchesteru U dość chodliwa wtedy sprawa. Pojawiają się pierwsi emeryci z ochrony, z policją wypraszają nas pod kasy w celu zakupu biletu, niestety wszyscy zapomnieli o kilku śpiących Lechistach. Kiedy pierwsi mieli już bilety Ci wychodzący jako ostatni drą ryja, że psiarnia zawija śpiących, zaczęło się zamieszanie, ale psy ostro się stawiają blokując wejście na obiekt. Efekt taki, że tracimy 5-7 ludzi zawiezionych na izbę.
Po 10 min wpuszczają, powoli schodzi się szczecińska publika, prawie każdy 11-15 latek pozdrawia nas "fuckiem" co doskonale widzimy będąc blisko wejścia. Stadion wypełniony po brzegi, ktoś z naszych krzyczy, żeby wieszać flagi, konsternacja KURWA PONAD 200 TYPA I NIE MA ANI JEDNEJ FLAGI!!!! wydziera się w niebogłosy. Za chwilę złośliwe komentarze pod jego adresem "te a może Ty byś chciał pozapierdalać po Szczecinie z plecakiem?", "wszyscy byli nastawieni na dym" dodaje inny. Ostatecznie flaga się znalazła po jakiejś chwili, wyglądała jak wyjęta z dupy i miała może wymiary 90 na 90 cm. Zaczyna się mecz Lechia obejmuje prowadzenie po lobie Mirka Girucia robimy zjazd pod ogrodzenie, to efekt raczkującej telewizji sat, gdzie pokazywano ligę hiszpańską. Zjazd wyszedł extra, zwłaszcza, że większość miała flejersy na pomarańczowej stronie. Nie wiem dlaczego, ale mieliśmy wrażenie że czołowi goście Pogoni siedzą naprzeciw nas, a nie w ichnim młynie, widać to było po wstających gościach zachęcajacych do dopingu. Repertuar Pogoni wiadomy Lechia....szajs, my... na kolana i ...skurwysyński klub rybaków...szkoda pisania wiadomo. W przerwie kilku skinom udało się podejść pod łuk sektora Pogoni i rzucić kosze na śmieci w publikę (tak twierdzili przybiegają zasapani). Natomiast pod naszym sektorem jakiś kudłaty knypek zrywa naszą flagę i zapierdala przez boisko do własnego sektora, z naszej strony przeskakują w pościg "W" i "M" następnym miał być "S" (ten co miał sprzeczkę z "R") dostaje strzała policyjną pałą w głowę i pada nieprzytomny, sporo wiary podbiega do psa co uderzył i wyzywa, atakuje, chłopaczek wystraszony że zabił, widać sam jest wystraszony. Kurwa kiepski widok "S" w spodniach moro, glanach, czarnej koszulce i flejersie leży jak trup. Po chwili ochrona podprowadza go zataczającego się do karetki i odjazd do szpitala. "W" i "M" zostają zawinięci, wszyscy są wkurwieni 3 szpitale, kilka izb, na dodatek "W" i charyzmatyczny "S" nr 1 zawodnik ekipy zawinięci, ostatecznie wszyscy dopierdalają się do psów, żeby puścili ta dwójkę po 10 min wychodzą, chociaż to dobre. W międzyczasie (knypek dobiegł) Pogoń dopada naszą flagę, stadion ryje z zachwytu, a tłum rzuca się na nią jak hieny na padlinę, tratując się wzajemnie. Po podarciu palą ją, co było do przewidzenia. Po przerwie obok naszego sektora (po naszej lewej) mimo, że było pusto w pierwszej połowie, w drugiej siedzi sporo hools Pogoni, policja się orientuje i oddziela nas kordonem. Mecz się skończył. Nigdy bym nie przepuszczał, że jeszcze tyle się wydarzy, a jednak.....
Po meczu ładują nas do więźniarek odczekawszy około 20 min, jest ich 4-6 (nie pamiętam) ja z innymi małolatami 17-20 lat jedziemy pierwszą. Jedziemy drogą powrotną. Wszyscy sądzimy, że od "lodówek" będą odbijać się kamienie, ale nic podobnego, natomiast to co zwróciło moją uwagę to cała masa gości biegnących w podobnym kierunku mijających przechodniów wracających z meczu. Po chwili ktoś spokojnie oznajmia, że reszta "lodówek" pojechała w innym kierunku, natomiast my skręciliśmy w boczną ulicę. Zaczynamy napierdalać pięściami do szofera widząc odjeżdżających kolegów tzn."lodówki", krzyki, wyzywanie gdzie jedzie itp. niestety zero odzewu. Siedzący przy wyjściu policjanci też są zaskoczeni.
Więźniarka staje pod dworcem plus dwie nyski w pełnej obsadzie będące na miejscu, każą wychodzić, no to wychodzimy, poganiają do jakże znajomego holu pierdolonego dworca szczecińskiego. Wchodzimy do holu dworca, "Mi" szturcha mnie i mówi "Sprzedali nas" kto pytam? "jak kto...psy zobacz ilu ich stoi. Huje z Pogoni mają jakieś układy z psiarnią, zobacz co się dzieje", faktycznie ... patrzę a co druga morda oparta o kasy, ściany, patrzą na nas, na dodatek te dywany, jestem już pewny że wyrok będzie wydany, podobnie inni. Ktoś z tyłu szarpie mnie za ramię, aż podskoczyłem. Dobrze was widzieć powiada. KURWA TO "S" z obandażowaną głową!!!!, który dostał pałką i zawieźli go do szpitala. Co się dzieje panowie pyta, jakby urwał się z księżyca.
Okazało się że "S" jako skinhead pojechał na pogotowie, a tam zaczął obsługiwać go prawdziwy lekarz-murzyn, więc pozwolił zrobić sobie opatrunek przez pielęgniarki i stwierdził, że żaden murzyn szyć go nie będzie, opuścił szpital w białym opatrunku na głowie obierając kierunek na dworzec - miał farta, że doszedł i że my tam byliśmy.
Na holu stoimy na rogu kas biletowych i wyjścia na miasto. Jest nas ok. 50-ciu. Tymczasem wejściem wchodzą kolejni z Pogoni, zadyszani mijają nas jeden po drugim, ale pojedynczo. Obstawia nas (nie pamiętam ilu) policja, która po paru minutach zawraca nas do "lodówek" i odjazd. Dla wielu brakowało miejsc siedzących, więc pytamy dokąd jedziemy, jakiś psiak odpowiada, że zaszła pomyłka i wiozą nas do Stargardu. Po drodze widzimy konwój "lodówek" stojący na poboczu, zwalniamy, oni ruszają i jesteśmy w komplecie. Zrobiło się już ciemno, kiedy podjeżdżamy pod Stargardzki dworzec. Teraz popis daje szczecińska policja. Każdy po wyjściu musi przejść przez kontrole osobistą ... kurwa po 14-stu godzinach pobytu w Szczecinie tym debilom przypomina się o rewizji. Efekt taki, że parę przedmiotów zostaje w środku. Ja natomiast trzęsę się o mój gaz, który wielkością przypomina dezodorant 8x4 z wylotem ok. 2 cm. Naprawdę był zajebisty. Patrzę, a jeden chłopaczek też ma gaz, ale taki malutki i kładzie go na dach lodówy przez właz wentylacyjny. "Jak pojazd odjedzie to się poturla i spadnie" - powiada. No to też się przyłączyłem. Wszyscy poszliśmy coś zjeść. Był tam taki bar typu "Mleczny", a może "WARS" nie pamiętam. Można było zaobserwować zajebiste zamówienia "duszone kartofle ze skwarkami proszę" kolega dalej "dla mnie podwójna porcja". Tym co brakowało kasy na cokolwiek pomagali inni wycieczkowicze. W międzyczasie posiłku razem z kolegą od gazu, co chwila chodziliśmy zaglądać, czy aby odjechały "lodówy". Po jakimś czasie odjechały, tyle, że gaz zniknął, może psiarnia znała ten numer - nie wiem. Następny etap to patrole po Stargardzie. Nie wiem ilu nas wyszło, bo kto zjadł to sobie szedł. W efekcie wyglądaliśmy, jak amerykańscy żołnierze na polach ryżowych w filmach o Wietnamie, czyli prawie gęsiego, w odstępach i po obu stronach ulicy na długość powiedzmy 300-stu m. Kordon policyjny był tak szczelny, że każdy mógł sobie łazić gdzie chce i kiedy chce. Większość ludzi przesiadywała na dworcu, ale były rotacje, patrole były domeną młodych. No i się zatrzymujemy, bo kogoś coś zafrapowało, tzn. 3 osoby siedzące pod wiatą, ktoś stanął pierwszy, doszło nas potem chyba 9, "S", "Mi", ja i paru skinheadów z Moreny. Pod wiatą siedzi żołnierz i dwóch na moje oko siedemnastolatków "byliście na meczu" - pytanie, "nie"- odpowiedź. Żołnierz zaczyna lamentować, gada, że nie zna tych dwóch i że jest niewinny, czyli pierdoli jak mały Kazio. Już odchodzimy, jak "S" wygłasza taką oto formułę "o ty kurwo" okazało się, że chłopaczek po środku ma czapeczkę Pogoni, czapka zdjęta, liść z prawej, liść na wyprostowanie, ale chłopak trzyma fason i zachowuje spokój. Natomiast żołnierz pada na kolana lamentuje szlocha, że ich naprawdę nie zna. Szczerze powiedziawszy to jemu, bym chętniej przypierdolił. Ludzie z niego drwią, w mundurze WP i zachowuje się jak baba. Natomiast do tego po prawej tekst "zdejmuj okulary pierdolę bić przyszłą inteligencję?".Nie pamiętam dlaczego ale na 2 liściach się skończyło, wracamy na dworzec bo jest blisko odjazdu. Przychodząc dowiadujemy się od kolegów że psy oznajmiają, że nie możemy wsiąść do pociągu jadącego po 22:00 tylko następnym, czyli nocnym. Zostały kolejne godziny oczekiwania, urozmaicamy je sobie kolejnymi patrolami, nie wiedząc że ekipa Pogoni już jedzie do Stargardu...
Mimo, że już nie miałem ochoty to po czyjejś namowie idę na kolejny patrol, po drodze mijamy wracające grupki naszych, mają parę szali Pogoni. Tym razem w rozproszeniu idziemy znacznie dalej jest nas może 20. Za nami idzie 2 chłopaków okołlo 20-letnich. "O nie znamy ich" ktoś powiedział. Czekamy, aż podejdą. "Skąd idziecie?", "z dworca" odpowiedź. "Byliście na meczu, tak?" "Nie nie byliśmy" "Byliście, byliście" -powiada ktoś blefując, w tym czasie podszedł ktoś od nas i się wydziera "Kurwa pamiętam tego gościa. On był na meczu" i podaje miejsce gdzie go widział (nie pamiętam). "I co fajnie się śpiewało Lechia Gdańsk kurwa szajs..?"- zaczyna się terror psychiczny. "My nie śpiewaliśmy tego, nie śpiewaliśmy" "Coooo?.... kurwa tam wszyscy tak śpiewali". Dostają z piąchy, gleba parę kopniaków, ale bez sadyzmu, idziemy dalej. Ktoś lamentuje, że to skandal, nasi siedzą na dworcu i nawet dupy nie ruszą, żeby trzepać przejeżdżające pociągi ze Szczecina-SKANDAL KURWA SKANDAL! Jakiś geniusz dostaje olśnienia i rzuca hasło, że idziemy na PKS. "Może z meczu ktoś będzie wracał autobusami" powiada. "Ale gdzie to jest?" "Popytamy to znajdziemy". Ja już mam tego dość, jest późno, a ja w jakimś małym miasteczku, z dala od domu łapie nie wiadomo kogo, inna sprawa, że do plutonu egzekucyjnego zbytnio się nie nadaje, nie lubię tego. Razem ze mną zabiera się kolega z Niedźwiednika bodajże, ten to dopiero ma problem. "Wiesz, że jak widzę krew to mi słabo" powiada. "No to faktycznie ciekawe masz zainteresowania" powiadam. Co jakiś czas mijają nas kolejni Lechiści. Pytają czy jeszcze jest ktoś na mieście. "Tak są poszli na PKS, mówimy, A gdzie ten PKS?" pytają "A skąd my kurwa mamy wiedzieć" taką odpowiedź padła za chyba trzecim razem, już nas to irytowało. Wchodzimy do poczekalni...
...i już wiemy czemu nikt nie trzepie pociągów, ludzie są wyraźnie już zmęczeni od wyjazdu z Gdańska minęły już prawie 24h, stąd widok śpiących i leżących na wszystkim co przypomina ławki jest dostrzegalny. Gliniarze mają wszystko w dupie, tez porozłażeni po całym dworcu, jedni grają w karty, inni rozmawiają miedzy sobą. Przechodzimy do pomieszczenia gdzie wydawane były posiłki, tam sytuacja wygląda lepiej, przy jednym ze stolików siedzi nasza elita i rozmawia z oficerem prowadzącym akcję. Pies pyta "Czemu wy się bijecie?" i tego typu pytania, więc chłopaki mu odpowiadają. Siadam do stolika obok, tam trwa już dyskusja sumująca kończący się dzień. Dworzec-wygrana, miasto-remis, ale to Pogoń uciekała, i ani razu nie rozbiła naszej ekipy. Kiedy siedzieliśmy 4 godziny na stadionie bez obstawy policji, mogli dalej atakować jednak tego nie zrobili... dlaczego? Ano dlatego że cała awantura na mieście była dla nich szokiem, nigdy przedtem nikt tak mocno się nie postawił, a Oni przez ostatnie lata obijali tam niemal wszystkich, zwłaszcza, że mieli ostro zakręconą policję. Inna sprawa, że lizali rany po ulicznej młucce, kilka szpitali musieli zaliczyć. Niedoszłe starcie przed kasami to już niebyła ta Pogoń z miasta, zebrali wszystko co mieli (mniej aniżeli nas), a było widać że morale upadło, wyglądali na wystraszonych, na dodatek te okrzyki ich przywódcy. Doskonale wiedzieli, że za chwilę dostaną ostateczne lanie, może dlatego przyciągnęli za sobą psy, to że przyszli to była sprawa honoru i niczego więcej. "Panowie co tu dużo pierdolić, to my byliśmy na wyjeździe prawda?" ktoś wygłosił jakoś tak brzmiącą formułkę.
Do dzisiaj wszyscy uczestnicy tego wyjazdu uważają, że to Lechia zdobyła 3 punkty tego dnia w rozgrywkach chuligańskich. Zaczęliśmy przypominać sobie o stratach."Kto zaliczył szpital?" pytam, "Ten i ten" Jednego znałem, okazało się że jak wysiadał z kolejki, to jest taki moment tłumaczy mi gość co szedł obok niego, że na ułamek sekundy patrzysz na stopnie i peron i właśnie w takim momencie dostał. Ledwo postawił stopę na ziemi szczecińskiej i szpital "wyglądał strasznie, cały we krwi, mówię wam strasznie" - z przejęciem opowiada chłopaczek. Zaczęliśmy się zastanawiać jak potraktują naszych z izby, czy będą ich obijać.
W tym czasie oficer dostaje jakieś wiadomości przez "papugę", pyta nas czy ktoś z naszej grupy wychodził na miasto, są zgłoszenia na komisariat, że po Stargardzie chodzą jakieś bandziory i terroryzują okolicę. Wszyscy słyszący pytanie wzruszają ramionami. Oficer poszedł gadać z podwładnymi, natychmiast przestali opierać się o ściany, siedzieć, grać w karty itp, wystawili nawet czujkę pod dworcem. Po jakimś czasie przychodzi "G" (chyba) i podchodzi pod stolik "M". Stonowanym głosem (aby nie siać zamętu przed psami), oznajmia że przyjechała Pogoń i chcą się lać, momentalnie podchodzę i dyskusja (kilkunastu). "Gdzie są?" pytanie "Tam za budynkiem" Kto inny wtrąca "Byliśmy tam dziesięć minut temu, nikogo tam nie ma, widziałeś ich?" "Kurwa baranie, gadałem z nimi jest ich około 60, ale montują jeszcze miejscowych i będzie ich razem może ze 100" Kto inny "Kurwa jak chcą wpierdol to czemu mamy odmawiać" Inny "Ale jest Policja jak wyjdziemy większą bandą?" "To zlejemy też policję" -optymista. Ktoś powiedział, żeby zorientować się, ilu nas jest na dworcu i co porabiają chłopaki w innych pomieszczeniach.
Okazało się, że brakuje jeszcze kilka dyszek ludzi grasujących po Stargardzie. Ostatecznie szefostwo decyduje że "gra" nie warta świeczki, policja pilnuje już staranniej, można wchodzić, z wychodzeniem trzeba kombinować, mogą być następni zawinięci, wystarczy że w Szczecinie zostało już ok 10, a jak chcą mieć koniecznie skopane dupy, niech zrobią wjazd na dworzec, z taką informacją puszczono człowieka. Ludzie powoli się złazili z miasta, nadjechał pociąg, było strasznie ciasno, znalazłem "wolne siedzące" między zwykłymi pasażerami. Nie pamiętam, zasnąłem czy straciłem przytomność (ze zmęczenia), nagle jakaś kobieta mnie szturcha i mówi "Gdynia trzeba wysiadać". Jeszcze w holu gdyńskiego dworca ostatnie okrzyki Lechia Gdańsk!!!
Przesiadka na SKM, ludzi zaczyna ubywać, przybijanie piątek te sprawy. We Wrzeszczu wyskakujemy na autobus, jest nas z 15, wszyscy już milczą. Podchodzę pod dom i ciesze się, że mieszkam na parterze, jest ok 8 rano od wyjścia z domu minęły około 33 GODZINY!!! Otwiera mi ojciec i powiada "Martwiliśmy się o Ciebie, dobrze że jesteś cały" ... "A daliście tym w Szczecinie chociaż po zębach?" Zdziwiłem się, coś wiedział!!! "Wczoraj w Wiadomościach pokazywali efekty burd w centrum Szczecina, w radiu też w każdych serwisach" powiedział. Pojawiła się starsza siostrzyczka, studentka szkoły muzycznej, no wiecie jakie klimaty. "Nie wiedziałam że mieszkam z bandytą" powiedziała, oooo musiała też oglądać wiadomości. Nie odezwałem się, ojciec prawi morały siora słucha "Słuchaj jesteś dorosły, ale przemyśl czy warto ryzykować życie, czy to ma sens, już nikt normalny nie chodzi na Lechię ciągle są tam zadymy, a co dopiero na wyjazdy" (ojciec chodził kiedyś na Lechię) "Porozmawiamy jak wstaniesz, bo widzę że jesteś zmęczony" - zakończył .Ledwo przyłożyłem głowę do poduszki, usłyszałem zatrzaskujące się drzwi siostry idącej grać na fortepianie, czy pianinie. Wchodzi ojciec, szczerzy zęby i mówi "Opowiadaj, no opowiadaj, jak było?"
Autor: PILSNER (Gdańsk)
Relacja kibica Pogoni
Jeśli chodzi o Lechię ... zawsze mimo, że to śmiertelny wróg, czułem szacunek, połączony z respektem do tej ekipy ...
Ze swojego życia pamiętam sytuacje związane z okazją konfrontacji z Gdańszczanami.
Pamiętna awantura na Placu Zamenhofa (koło dawnego duetu), róg Bogusława i Jagiellońskiej. Wówczas jako 17-latek zacząłem od roku aktywnie uczestniczyć w życiu kibicowskim Pogoni ...
Była to spokojna sobotnia sielanka, koło kina Kosmos pól miasta zebrało się słuchać i podziwiać plenerowe spotkanie z radiem BBC Polska (Zet) stał piętrowy angielski autobus ... pól miasta z dziećmi na festynie porównywalnym do dni morza, tumult zgiełk i jarmark ... hah, a 500 metrów dalej zadyma tak historyczna w całym kibicowskim życiu polski ...
Ale może od początku ...
Na cyrku (boisko szkolne na Śląskiej) zebrała się cała śmietanka ekipy Pogoni (około 60 osób), naprawdę ekipy chyba w historii najlepszej w Szczecinie. Z racji, że byłem jednym z młodszych wysłano mnie kontrolnie na dworzec, na pociąg który absolutnie nie był bezpośrednim z Gdańska, a przykuwał uwagę jako możliwość dojazdu w/w ekipy ...
Na dworcowej kładce stałem tylko ja i jeden z najlepszych zadymiarzy tego miasta Z.
Jakież zdziwienie nas dopadło, gdy z pociągu z którego najmniej się spodziewaliśmy wyskakuje około 150 osobowa banda łysych z LECHII!!!
"Z" niewiele myśląc wyciąga łańcuch i czeka wymachując nim na wszystkie strony ... z racji przewagi 1000:1 uciekamy kładką na górę. Z. każe mi biec na cyrk po resztę, a sam napieprza kamieniami aż miło, (poważnie) zamieszanie takie, że jak dobiegam, chyba w 5 minut z dworca na Śląską, już połowa ekipy wie o co chodzi. Zaczyna się latanie i kombinowanie co dalej. W końcu wraca "Z" i ogłasza wszem i wobec, że Lechia sama bez obstawy zasuwa przez Wyzwolenia, w stronę Jagiellońskiej ... szybkie decyzje wydawane przez starych, rozbicie na 2 grupy i wyczekiwanie koło wspomnianego duetu.
Lechia zasuwa chodnikiem - wszyscy w zielonych fleyersach, łyse towarzystwo i z pianą na pysku my rozbici w 2 grupy po 30 osób ... na hasło "Z" wychodzimy z bram i stajemy centralnie na środku placu, widzi to Gdańsk i całe 150 osób leci na nas.
Dopadli nas i wymiana na wszystko kamienie trzonki a my z brechami wyrwanymi z bram ... ich więcej, leją nas niemiłosiernie, aż nagle z ulicy Rajskiego, wypada druga grupa z metalowymi i drewnianymi pałkami. Cała Lechia ucieka ale nie rozwalają się na mniejsze grupy, trzymają się cwani razem. Doszło do połączenia naszych sił i znów atakuje Lechia tym razem to my ich przeganiamy w głąb Jagiellońskiej - i taka ganianka po całym placu, masa rozbitych głów dopiero wtedy zauważyłem, że mam dziurę w ręce (na ramieniu) kurewsko krwawi ale biegamy dalej. Na pewno kilka razy waliłem gości po głowie drewnianą pałką i na pewno dostałem po głowie nie raz ...
Moment i niebiesko od policji, uciekamy do bram w kilkunastosobowych grupach, a Lechia zostaje na placu.
My z racji znajomości terenu zbieramy się w podwórkach, ani policja, ani Lechia do bram nie wchodzą.
Tam się zbieramy na nowo, a Lechia już z policją rusza w stronę stadionu ... Następne skrzyżowanie Jagiellońska Woj. Polskiego znów w kilku grupach po kilkunastu atakujemy. Dosłownie wypadamy wpadamy w Lechię i znów ucieczka do bramy ... i tak przelotkami do następnej okazji ... albo podwórkami albo parkami i tak aż do szpitala pod stadionem ...dym na całej długości ulicy Jagiellońskiej z godzinę ganiania za sobą. Żadna strona nie może powiedzieć, że wygrała ogólnie więcej rozbitych głów z ich strony ale w otwartej na czystym polu konfrontacji pewnie nie mielibyśmy szans ... cholernie byli poukładani ... i zorganizowani, karetek trochę kursowało wtedy jeszcze ze stadionu kilku gdańszczan wywożono nieprzytomnych.
Na pogotowiu spotkałem kilkunastu chłopaków i od nas i od nich ... a tam nadal wyzwiska i ganianki po izbach przyjęć.
Awantura jakiej nie przeżyłem nigdy więcej ale po niej, choć z dziurą w ręku, z kilkoma szwami na głowie i złamanym palcem u nogi, mimo smaku nie zwycięstwa, a nie rozstrzygniętej konfrontacji wiedziałem, że warto było!!!!
Pamiętam jeszcze z tego wydarzenia z Lechią w Szczecinie, że jak wracaliśmy z pogotowia (Woj. Polskiego) doszliśmy do rogu Jagiellońskiej, a tam między samochodami leżał szalik biało-zielony Lechii obok pełno krwi. Stał małolat z Pogoni zalany cały krwią - taki obrazek, który zostaje na całe życie przed oczami!!! Osobisty mój przyjaciel, który ze mną biegał wtedy po tej awanturze stwierdził, że nigdy więcej!!! Nastawił się na dym, ganianie Lechii, a tu takie sceny, nie spodziewał się, że będzie wyrównanie i że obie strony mają straty. Chyba już go na wyjeździe nie spotkałem.
Autor: YAMAL (Szczecin)