Wróciła Ekstraklasa! W piątek Lechia Gdańsk zremisowała ze Śląskiem Wrocław 1:1, a jeszcze do 90. minuty prowadziła 1:0 i niewiele brakowało, by wygrała. Jednak w ostatnich minutach wyrównał Tommaso Guercio. Z jednej strony panuje niedosyt, a z drugiej punkt ten należy szanować.
12. minuta – piłkę po niedokładnym podaniu Simeona Petrowa przechwytuje Tomasz Neugebauer i przepięknym strzałem z daleka otwiera wynik spotkania. Potem gospodarze tworzą sytuacje bramkowe, jednak do przerwy rezultat nie uległ zmianie. Natomiast po przerwie Śląsk całkowicie zepchnął Lechię do defensywy, a ta dzielnie się broniła. Śląskowi udało się wyrównać w 90. minucie po główce Tommaso Guercio i wynik nie uległ zmianie. Chociaż po takim spotkaniu w szeregach Lechii panował niedosyt, niemniej jednak punkt jedzie do Gdańska.
Golkiper Biało-Zielonych w tym spotkaniu bronił dobrze, może poza sytuacją z 49. minuty, kiedy wdał się w drybling, a potem niedokładnie podał i potem padłaby bramka. Sytuację uratował Andrei Chindris, który po strzale Piotra Samca-Talara wybił zmierzającą do bramki piłkę. Na plus na pewno trzeba mu oddać interwencję przy bardzo groźnym strzale z dystansu Nahuela Leivy. Natomiast przy straconej bramce nie miał nic do powiedzenia.
W pierwszej połowie miał problemy, zwłaszcza z Nahuelem Leivą. Natomiast druga odsłona gry w jego wykonaniu wyglądała lepiej, przerywał dobrze zapowiadające się akcje gospodarzy. Występ na notę wyjściową.
Poprawny występ Szweda. Mógł lepiej zachować się przy straconej bramce, kiedy nie przeciął dogrania Filipa Rejczyka i nie porozumiał się z Kacprem Sezonienko. Do tego momentu solidne spotkanie.
Zagrał najlepiej ze wszystkich obrońców, pewny w defensywie. W 49. minucie uratował swoją drużynę przed utratą bramki, wybijając strzał Piotra Samca-Talara i gdyby nie on, to Lechia mogłaby przegrać ten mecz.
Nie były to jego zawody, miał problemy z ofensywnymi piłkarzami Śląska i akcje przeważnie szły jego stroną. Był także zamieszany w stratę bramki, bo po jego wybiciu piłka spadła pod nogi Filipa Rejczyka.
Nie był tym samym zawodnikiem, co w I lidze. Popełniał błędy w środku pola, tracił piłkę, a w końcówce spotkania nie przeciął dogrania Aleksa Petkowa do Tommaso Guercio, który zdobył bramkę.
Otworzył wynik spotkania, zdobywając przepiękną bramkę. Warto też podkreślić, że dobrze przeczytał grę, przechwytując piłkę po podaniu Simeona Petrowa. W dalszej części meczu prezentował się solidnie, a w 61. minucie musiał opuścić boisko.
Pojawienie się kapitana Biało-Zielonych w pierwszej jedenastce na ten mecz było niemałym zaskoczeniem. Jednak nie przyniosło to efektów, ponieważ nie pokazał nic specjalnego i był mało widoczny. Można było zauważyć braki w przygotowaniu.
Kolumbijczyk nie pokazał za dużo w ofensywie, miewał jedynie przebłyski. Brakowało jego indywidualnych rajdów, które wykonywał w zeszłym sezonie.
Szymon Grabowski wystawił Australijczyka niespodziewanie na lewym skrzydła. Wariant mógł wypalić już po czterech minutach, kiedy D’Arrigo mógł zapewnić Lechii prowadzenie, jednak jego strzał obronił Rafał Leszczyński. Do momentu zmiany prezentował się całkiem dobrze. Jak na razie to był najlepszy występ Louisa w Lechii, jak ocenił sam szkoleniowiec, na czwórkę z plusem.
Bardzo przeciętnie prezentował się w ofensywie, dobrze pilnowali go rywale. Stworzył jedną dobrą sytuację, podając do Bogdana Wjunnyka, który nie sięgnął piłki. Nie popisał się przy straconym golu, kiedy nie przeciął dośrodkowania Filipa Rejczyka. W tej sytuacji nie porozumiał się z Eliasem Olssonem.
Wszedł na boisko za Tomasza Neugebauera i nic nie pokazał. Był mało widoczny. W końcówce wykonywał on rzut wolny, jednak trafił prosto w mur.
Bogdan Viunnyk, Conrado, Karl Wendt grali za krótko, aby ich ocenić.