Do 54. minuty przyszło nam czekać na moment, w którym Lukas Haraslin podjął dobrą decyzję na boisku. Bo tak należy traktować podanie w tempo do Sławomira Peszki, który atomowym uderzeniem pokonał Matusa Putnocky'ego, doprowadzając do remisu. Do tego momentu Słowakowi brakowało konkretów, lepszej decyzji o podaniu czy strzale. Był nijaki, taki jak cały zespół Lechii. Wprawdzie do przerwy gdańszczanie prezentowali się nieco lepiej niż tydzień temu w Bełchatowie, ale biorąc pod uwagę jak nisko była zawieszona poprzeczka, po prostu nie dało się zagrać gorzej. Brakowało jednak konkretów. Udało się stworzyć kilka okazji (najlepszą zmarnował Filip Mladenović), lecz skuteczność zawodziła. Zresztą tych sytuacji mogło być więcej, gdyby w lepszej dyspozycji byli Flavio Paixao i Patryk Lipski.
O ile Portugalczyk dostał szansę rehabilitacji i wyszedł na drugą połowę (wyglądało to o wiele lepiej niż przed przerwą), o tyle Lipski został w szatni. W pierwszej połowie był nieobecny, właściwie go nie było. Nie brał udziału w grze, uciekał od piłki. Zmiana była słuszna, bo po niej można było zaobserwować progres w grze biało-zielonych. Szkoda tylko, że tak mało było momentów, jak ten od 49. do 54. minuty. Wtedy to Lechia stłamsiła Śląsk, narzuciła wysokie tempo. Było tego jednak zdecydowanie za mało.
I można żałować, że nie udało się strzelić Lechii drugiej bramki, bo Śląsk spokojnie był do ogrania. Wrocławianie nie grali wielkiego futbolu, ale byli konkretni. Za każdym razem, gdy zbliżali się w okolice pola karnego Lechii, było groźnie. W 38. minucie dzięki wysokiemu pressingowi strzelili bramkę za sprawą Przemysława Płachety, dla którego było to pierwsze trafienie w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Dopiero w ostatnim kwadransie biało-zieloni wskoczyli na wysokie obroty. Mieliśmy ciągłe ataki, głównie lewą stroną za sprawą świeżego, wprowadzonego Żarko Udovicicia. Były dośrodkowania, Flavio Paixao pokusił się nawet o uderzenie przewrotką - celne, ale nie mogło zaskoczyć bramkarza gości. Do końcowego gwizdka żadne bramki już jednak nie padły i byliśmy świadkami podziału punktów. W jednej z ostatnich akcji piękny strzał zza pola karnego oddał Wolski, ale przyjezdnych uratowała poprzeczka.
Lechia Gdańsk - Śląsk Wrocław 1:1 (0:1)
Bramki: Peszko (54.) - Płacheta (38.)
Lechia: Kuciak - Fila Ż, Nalepa, Augustyn, Mladenović - Peszko Ż (83. Gajos), Łukasik, Kubicki, Lipski (46. Wolski Ż), Haraslin (78. Udovicić) - Flavio Paixao Ż.
Śląsk: Putnocky - Broź, Puerto, Golla, Stiglec - Płacheta (89. Hołownia), Łabojko, Mączyński Ż, Pich, Cholewiak (85. Chrapek) - Exposito (60. Szczepan).
źródło: własne