W minionym sezonie żaden klub z ekstraklasy nie korzystał z tylu polskich nastolatków co Lechia Gdańsk.
Choć co do relacji między liczbą młodych piłkarzy a ich sportową jakością oceny nie są jednoznaczne, to jednak z obranego w ubiegłych rozgrywkach kursu biało-zieloni schodzić nie powinni.
Przemysław Frankowski, Wojciech Zyska, Łukasz Kacprzycki, Paweł Dawidowicz, Kacper Łazaj i Damian Kugiel. To sześciu nastoletnich piłkarzy, którzy w zeszłym sezonie mieli okazję do debiutu w ekstraklasie. Efekt to dwie bramki strzelone przez Łazaja w meczu z Ruchem Chorzów i Frankowskiego w spotkaniu z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Nie jest to wyczyn z gatunku imponujących, ale też trudno uznać obecność młodzieży w składzie za zupełny margines.
Pierwsze próby otwierania przed biało-zieloną młodzieżą bram ekstraklasy uczynił w sezonie 2012/2013 trener Lechii Bogusław Kaczmarek. Choć byłemu już szkoleniowcowi gdańskiej drużyny zarzucić można, że niektóre decyzje odnośnie wpuszczania na boisko nastolatków podjęte były zbyt wcześnie, to jednak należy oddać mu sprawiedliwość, że w swoich działaniach trzymał się polityki, wyznaczonej mu przez klub. Polityki zakładającej przemodelowanie składu drużyny, by coraz większy procent stanowili w nim gracze związani z klubem od samego początku swojej piłkarskiej kariery.
"Bobo" przetarł szlak koncepcji budowy zespołu i choć swojej misji nie dokończy, to jednak z obranego przez Kaczmarka kursu Lechia schodzić nie powinna. Owszem, w poprzednich rozgrywkach wkład nastolatków w wynik sportowy osiągnięty przez biało-zielonych nie był oszałamiający, ale gdańskiego klubu nie stać teraz na to, by swoich najzdolniejszych wychowanków czy młodych piłkarzy sprowadzonych z innych klubów lekką ręką odstawić do rezerw. Dla tych graczy taki ruch oznaczałby krok w tył, jeśli chodzi o sportowy rozwój, zaś dla drużyny ryzyko powrotu do czasów hurtowego podpisywania umów z piłkarzami o dość wątpliwej klasie. Skoro klubu nie stać na wzmocnienia z prawdziwego zdarzenia, to lepiej nie kontraktować żadnego piłkarza i zaoszczędzone środki przeznaczyć na inwestowanie we własny piłkarski narybek. Kibice biało-zielonych stokroć bardziej wolą oglądać, nawet i popełniających błędy, "własnych chłopaków" niż prezentujących ten sam poziom przybyszy z piątych lig europejskich (vide: Mohammed Rahoui).
Kadra Lechii w sezonei 2012/13
Poza tym, promowanie najzdolniejszych wychowanków, którzy w swoim drugim sezonie na boiskach ekstraklasy powinni w zdecydowanie większym stopniu stanowić o sile drużyny, to dobry sposób na gromadzenie kapitału. Wystarczy spojrzeć na przykład Arkadiusza Milika w Górniku Zabrze. Najpierw walnie przyczynił się do tego, by Górnik po rundzie jesiennej ubiegłego sezonu był na podium ekstraklasy, a później przeszedł do Bayeru Leverkusen, za co zabrzanie skasowali aż trzy miliony euro.
Lechia na grze swoich juniorów może więc ubić interes taki sam jak Górnik na Miliku. Z jednej strony skorzysta sportowo na wysokiej formie tego czy innego młodziana, z drugiej może zainkasować sporo za sprzedaż swojego zawodnika do innego klubu. Lechia powinna zatem dać sobie szansę na powtórzenie casusu Milika. A tę stworzy sobie, wyłącznie dalej stawiając na młodzież.
Źródło: trojmiasto.sport.pl