lechia

Marek Zieńczuk pół roku temu odniósł kontuzję kolana i od tego czasu nie grał w piłkę. W ostatni piątek wrócił jednak do treningów z pełnym obciążeniem i dlatego ma nadzieję, że trener Kafarski zaufa mu przed zbliżającym się meczem z Arką - meczem o punkty, honor, prestiż oraz prym w Trójmieście.

- Zostaję po treningach trzy godziny dłużej i przychodzę wcześniej niż reszta zespołu. Poza boiskiem mam jeszcze dodatkowe zajęcia. Zdarzało się, że stadion opuszczałem i o godzinie 20. Ale nie narzekam, bo tak długa przerwa spowodowała spore braki w przygotowaniu i aby je nadrobić muszę więcej pracować - mówi Zieńczuk.

Piłkarz ma za sobą cztery pełne treningi piłkarskie. - Obecnie Marek walczy o miejsce w osiemnastce. Wejdzie do kadry meczowej, jeśli wygra rywalizacja z piłkarzami, którzy byli w niej wcześniej. Możliwe, że najpierw sprawdzimy go w rezerwach, bądź Młodej Ekstraklasie - tłumaczy trener Tomasz Kafarski.

Szkoleniowiec gdańszczan ma ten komfort, że biało-zieloni są na fali i nie ma konieczności szukania nowych rozwiązań. Może więc Zieńczuka wprowadzać do drużyny powoli.

- Na pewno brakuje mi dynamiki, ale ona powróci po kolejnych spotkaniach. Dostosuję się do tego, co sztab trenerski zadecyduje. Jeśli będzie wola, abym zaczął od rezerw, to oczywiście tak zrobię. Może jednak trener stwierdzi, że jestem już przygotowany do gry w lidze? - mówi z nadzieją w głosie pomocnik.

W najlepszych latach w Wiśle Kraków Zieńczuk grał na lewym skrzydle. Lechii trudno mu będzie wygrać rywalizację z Traore. - Może walczyć o jedną z trzech pozycji w drugiej linii - ocenia Kafarski.

Zieńczuka rywalizacja nie przeraża. - Ciężko wskoczyć do pierwszego składu, bo drużyna jest na fali i trudno znaleźć słabsze ogniwa, które mógłbym zastąpić. Jednak w tym upatruje też pozytywów. Łatwiej wrócić do formy, gdy trenuje się z dobrym zespołem i piłkarzami w doskonałej dyspozycji. Widzę w Lechii potencjał i możliwości powalczenia o coś więcej niż zakładane szóste miejsce - uważa Zieńczuk.

Piłkarz w trójmiejskich derbach grał już 13 lat temu. - Wygrywaliśmy w Gdyni, ale kilka minut przed końcem meczu, trzeba było zbiec do tunelu, gdyż po raz pierwszy na polskich stadionach policja użyła dla uspokojenia kibiców broni gładkolufowej. Potem grałem z Arką jeszcze w Gdańsku. Wygrana dawała nam awans. Niestety nic z tego nie wyszło, bo zremisowaliśmy - przypomina 32-letni pomocnik.

Źródło:sports.pl / własne