W piątkowy wieczór gościem Tomasza Smokowskiego w Kanale Sportowym był Piotr Nowak, który przez półtora roku pełnił funkcję pierwszego trenera Lechii. Opowiedział m.in. o straconej szansie na mistrzostwo Polski w sezonie 2016/17, a także o niezbyt dobrej w skutkach współpracy z trenerem Adamem Owenem.
- Wszyscy zapominają, że gdy przychodziłem do Lechii, ten zespół był na dwunastym miejscu w tabeli. Mieliśmy dwa punkty przewagi nad strefą spadkową i 4-6 punktów straty do górnej ósemki. Do tego w czasie okresu przygotowawczego odjęto nam jeszcze jeden punkt. Wszyscy zapominają jak ten zespół dojrzewał, w jakiej był kondycji zarówno mentalnej, jak i fizycznej. Sebastian Mila, Jakub Wawrzyniak i Grzegorz Wojtkowiak byli na trybunach, Milos Krasić nie odrywał się od ławki rezerwowych. Nie wspominam już o Sławku Peszcze, który co tydzień "nawalał się" z Thomasen von Heesenem, nazywając go m.in. największym niewypałem Ekstraklasy - powiedział Piotr Nowak w Hejt Parku w Kanale Sportowym.
- Masz zespół, który musisz skleić. Musisz im dać wiarę w to, że mogą grać na dużo wyższym poziomie. Ten zespół długo dojrzewał. Przygotowania na obozie w Turcji zaczęliśmy od chodzonego. To tak jak z dzieckiem, które najpierw raczkuje, potem upada, wstaje, później zaczyna chodzić, a następnie biegać. Ja powiedziałem piłkarzom, że jestem po to, żeby im pomóc. Mówiłem, że pokażę im zupełnie inny futbol, którego jeszcze w życiu nie doświadczyli. Starałem się racjonalnie do nich podejść, żeby odpowiednio przygotować ich mentalnie - kontynuował.
- Byliśmy na obozie w Turcji, treningi taktyczne mieliśmy na "chodzonego". I ciągle było "stop, trochę szybciej, trochę wolniej, jak piłka leci tu, to ty masz iść tu...". W pewnym momencie przyszedł do mnie Sebastian Mila. - Trenerze, daj pan pograć. Ile można chodzić? Przecież mamy grać w piłkę - mówi. Na co odpowiadam: - Seba, najpierw musimy pewne rzeczy przygotować, dopracować.
- Moim przesłaniem było zagranie trzech podań do przodu. Jeśli jedno podanie idzie do przodu, to wiadomo już gdzie będzie drugie. I analogicznie trzecie. Później doszliśmy już do poziomu, w którym graliśmy pięć czy sześć podań do przodu. Każdy wiedział co się w danej sytuacji wydarzy. Do tego trzeba jednak dojrzeć. Wielu osobom wydawało się, że przyjdzie magik z Ameryki, pstryknie palcami i nagle zaczniemy wygrywać. Nie, wszystko musieliśmy przygotować przez kilka miesięcy - podkreśla Nowak.
Do dziś wiele osób zarzuca trenerowi Nowakowi asekurancką grę w ostatniej kolejce przeciwko Legii Warszawa. Sprawa była prosta - jeśli Lechia wygra w Warszawie, będzie mistrzem Polski. Niestety, biało-zieloni zagrali na 0:0 i takim też wynikiem spotkanie się zakończyło. W równolegle rozgrywanym meczu Jagiellonia zremisowała z Lechem 2:2, co zepchnęło Lechię na czwarte miejsce, nie dające wtedy nic.
- Grając w grupie mistrzowskiej byłem przekonany, że zdobędziemy mistrzostwo. Jeszcze przed sezonem powiedziałem kibicom podczas prezentacji, że będziemy walczyć o mistrzostwo. Patrzyli na mnie jak na wariata. - Gdzie? Z kim? Jak? - słyszałem. Potem mieliśmy wspólną kolację z piłkarzami. Powiedziałem im to samo.
- Grupa mistrzowska? Wygrywamy z Termalicą, potem na Wiśle Kraków. I przychodzi domowy mecz z Koroną, który tylko bezbramkowo remisujemy. Te dwa stracone punkty w mojej ocenie zaważyły na tym, że nie zostaliśmy mistrzem Polski. Nie zgadzam się, że jeden mecz ma wpłynąć na to, jak jestem postrzegany. W mojej ocenie ten zespół ani trochę się nie zmienił przez te siedem kolejek. Nie było tak, że przed meczem z Legią mieliśmy inne przygotowania. Nie było tak, że przed spotkaniem wszedłem do szatni i powiedziałem piłkarzom, że tym razem będziemy stać na własnej połowie i tylko się bronić. Nie wyglądało to tak jak ostatnie dziesięć minut reprezentacji Polski z Japonią - mówi Nowak.
Tak jak wszyscy zarzucają Nowakowi mecz z Legią, tak on sam doskonale zdaje sobie sprawę, że jednym z jego największych błędów było zatrudnienie w Lechii Adama Owena. Lada moment wszystko w klubie zaczęło się psuć.
- Adam Owen nie był asystentem. Został przyjęty do Lechii jako dyrektor przygotowania fizycznego w całym klubie. Dotyczyło to pierwszej drużyny i Akademii. Nie wiedziałem jednak, że miał wygórowane ambicje i chciał być pierwszym trenerem. Przymierzał się do tego już w 2016 roku. Wtedy mu odmówiłem. Gdybym jeszcze raz miał decydować, to nie przyjąłbym Adama do pracy. On miał inne podejście do pewnych rzeczy. Starałem się mu wytłumaczyć, że skoro przez 18 miesięcy robiliśmy pewne rzeczy i one funkcjonowały, to nie ma potrzeby tego zmieniać. Dam prosty przykład. Poniedziałek, wtorek, środa - 20 minut siłowni przed treningiem i 20 minut po treningu. Mówiłem mu, że w Polsce tak to nie pracuje. Można to robić w Anglii, gdziekolwiek, gdzie gra się co trzy dni. U nas nie ma szans, żeby to przeszło, bo piłkarze nie są do tego przygotowani - przyznaje Nowak.
- Chciałem go zwolnić po dwóch miesiącach. Powinienem to zrobić. To był mój błąd. Zabrakło mi stanowczości, żeby to ukrócić na samym początku. Potem było już za późno - kontynuuje.
- Dyrektorem sportowym zostałem z własnej inicjatywy. Byłem zmęczony ciągłymi dyskusjami z Adamem. Powiedziałem mu, że jeśli chce być pierwszym trenerem, to proszę bardzo. Od początku sezonu 2017/18 zaczęły się jakieś dziwne rozmowy w kontekście mojej osoby. Zaczęto mi sugerować, żebym został wiceprezesem klubu. Ja nie byłem na to przygotowany i i w pewnym momencie zdecydowałem się pójść do prezesa, żeby przedyskutować pewne sprawy - powiedział.
źródło: Kanał Sportowy / własne