W meczu z Cracovią Maciej Gajos zdobył bramkę bezpośrednio z rzutu wolnego. Oczywiście, wydatnie pomógł mu w tym rykoszet, jednak był to pierwszy gol strzelony przez 30-letniego pomocnika ze stałego fragmentu gry od ponad roku. - Szkoda, że musimy wracać aż do meczu w Szczecinie. Prawda jest taka, że nie mamy zbyt wielu rzutów wolnych - mówi Gajos.
- Szkoda, że aby przypomnieć sobie tego typu rzut wolny, musimy wracać aż do meczu w Szczecinie. Nie mamy zbyt wielu rzutów wolnych. Był ten mój strzał w Szczecinie, później Rafał Pietrzak strzelił gola w Krakowie, a na kolejną tego typu bramkę musieliśmy długo czekać. Pozycje nie są dobre do typowego strzału i trzeba uderzyć trochę inaczej, by dać bramkarzowi szansę na popełnienie błędu albo wykazania się interwencją - powiedział Gajos na konferencji prasowej.
W pierwszych meczach za stałe fragmenty odpowiedzialny był Ilkay Durmus, ale gdy Gajos wrócił do składu, to zaszły pewne modyfikacje w tym aspekcie. - Jest to też kwestia treningu w tygodniu. Każdy przeciwnik inaczej ustawia się przy stałych fragmentach, inaczej broni, inaczej broni na przedpolu. Nie ma u nas sytuacji, że jeden zawodnik jest wyznaczony do każdego rzutu wolnego i rożnego. Czasami się to zmienia, mamy też przygotowane różne kombinacje. Z góry przed spotkaniem mamy już założone w jaki sposób będziemy rozgrywać poszczególne stałe fragmenty i kto je będzie wykonywał. Ilkay Durmus ma dobrze ułożoną nogę, jest powtarzalny i dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków. Musimy się z tego cieszyć, ale też myślę, że możemy wycisnąć z tego jeszcze więcej - przyznał pomocnik Lechii.
Po przyjściu Marco Terrazzino konkurencja w środku pola w zespole Lechii jest coraz większa. - Rywalizacja jest dobra dla każdego zawodnika. Nie chciałbym oceniać Marco, gdyż trenuje z nami dopiero chwilę. Po treningu można pewne rzeczy stwierdzić, ale prawdziwą weryfikacją jest mecz. Obiektywnie można go ocenić po paru meczach - skwitował krótko.
Maciej Gajos był zawodnikiem Lecha przez cztery sezony. - Nie wiem czy w kadrze Lecha zostało choć kilku zawodników, z którymi dzieliłem wtedy szatnię. Nie ma co do tego wracać. Spędziłem w Lechu cztery lata, zawszę będę przyjeżdżał do Poznania z sentymentem, bo jednak zna i spotyka się tam ludzi, z którymi na co dzień się obcowało - podsumował.
źródło: własne