Jarosław Kołakowski: Sławomir Peszko powinien pociągnąć Lechię

Eksperci nie mają wątpliwości: zamknięte właśnie okienko transferowe było wyjątkowe.

- Wreszcie coś drgnęło i idzie w dobrym kierunku - przyznaje Jarosław Kołakowski, jeden z najbardziej znanych polskich agentów piłkarskich - To zdrowy sygnał i przejaw normalności. Kluby zaczynają rozumieć, że może lepiej postawić na zawodników już tutaj sprawdzonych niż ściągać kogoś, kto nie daje żadnej gwarancji, że w nowej lidze się zaaklimatyzuje i sprawdzi - tłumaczy Kołakowski. To pokazują transfery Michała Pazdana, Fedora Černycha, Stojana Vranješa i ostatnio Macieja Gajosa, za którego Lech zapłacił pół miliona euro.

Jest jednak klub, który na transferowym rynku wymyka się spod wszystkich jednoznacznych definicji. Ludzie związani z Lechią Gdańsk szał zakupów szykowali już na czerwiec, ale wtedy nagle zdjęli nogę z gazu. Docisnęli ją dopiero w ostatnich dniach, kiedy okazało się, że naznaczona mocarstwowymi ambicjami drużyna z siedmiu ligowych meczów wygrała tylko jeden i w tabeli jest niżej nawet od Termaliki Bruk-Bet. Rozpoczęło się błyskawiczne wietrzenie szatni, a potężny podmuch sprzątnął także trenera Jerzego Brzęczka. Lechia pozbyła się piłkarzy w jej mniemaniu niepotrzebnych i zatrudniała takich, którzy sprawią, że zespół ruszy w górę tabeli z piskiem opon.

- To przecież nie są decyzje jednej osoby, nie widzę tam koordynacji, więc sam jestem ciekawy, jaki będzie efekt. Jeszcze niedawno był moment, że w Gdańsku zatrudniano Polaków z reprezentacyjną przeszłością. W ostatnich dniach kryterium było już trochę inne - ocenia Kołakowski.

Do Lechii trafiło dwóch Serbów, przy czym jednym o niebanalnym piłkarskim nazwisku: Miloš Krasić. - Wszyscy go znamy, ale pytanie, jak on wygląda w sytuacji, gdy ponad rok nie grał w piłkę - zaznacza agent piłkarski. W Lechii tak ostro żonglują nazwiskami, że dochodzi do absurdów. Jednego lata do klubu wraca Bartłomiej Pawłowski, który zdążył strzelić dwa gole w Pucharu Polski, po czym jeszcze przed końcem sierpnia jest wysłany do Korony Kielce. Z kolei Daniel Łukasik dostaje zgodę na przenosiny do Vitorii Setubal, więc klub w jego miejsce zatrudnia innego polskiego środkowego pomocnika Michała Chrapka. Potem okazuje się, że transferu do Portugalii jednak nie ma, więc Lechia zostaje i z Chrapkiem, i z Łukasikiem. Na pewno na plus trzeba traktować zakontraktowanie Sławomira Peszki.

- Przyszedł w ramach zakupów last minute, ale to dobry strzał. Ma duże doświadczenie, powinien pociągnąć drużynę - zgadza się Kołakowski.

Po ostatnich spektakularnych decyzjach na Lechię teraz wszyscy będą patrzeć z jeszcze większą uwagą. Czy te ostatnie transfery odbywały się na zasadzie: „teraz albo nigdy”? - To się okaże, ale mam wrażenie, że choć Lechia wciąż nie odnosi celu sportowego, to realizuje cel medialny: dla szefów chyba ważne jest, żeby wokół tego klub dużo się działo. No i dzieje się – mówi Kołakowski.


Cały artykuł znajdziesz tu


Źródło: przegladsportowy.pl/własne