Antoni Mikułko definitywnie pożegnał się z Lechią Gdańsk i przechodzi do Wieczystej Kraków. Porozmawialiśmy z nim także o odejściu z Lechii, wygranych derbach Trójmiasta, współpracy ze Sławomirem Peszko i spotkaniu z Joanną Jędrzejczyk.
Szymon Wleklak, Lechia.Net: Z dużym żalem przyjęliśmy wiadomość, że odchodzisz. Jak ty się z tym czułeś?
Antoni Mikułko: Przyznam, że była to ciężka decyzja dla mnie. Były momenty, że wahałem się i w mojej głowie z tygodnia na tydzień zmieniała się wizja mojej przyszłości. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem na ten moment będzie transfer definitywny z Lechii. Pomimo tego, to było bardzo ciężkie, bo chciałem cały czas być w klubie, grać, rozwijać się, żeby wszystko było fajnie, ale wiem, że najkorzystniejszym rozwiązaniem było znalezienie klubu, w którym będę miał możliwość regularnej gry, walki o skład i szanse na to, by z tygodnia na tydzień mieć 90 minut na poziomie centralnym, ponieważ to jest najważniejsze w moim wieku i przy tym być w dobrej drużynie z warunkami. Myślę, że tym się kierowałem, ale tak jak wspomniałem decyzja o odejściu nie należała do łatwych, jednak taką podjąłem decyzję. Miałem oferty wypożyczenia z innych klubów, ale uznałem, że transfer do Wieczystej będzie najlepszą opcją.
SW: Jakie były kulisy odejścia z Lechii? Wiemy, że miałeś mało szans na grę, ale wydawało się, że raczej poszukasz szans na wypożyczeniu…
AM: Do pewnego momentu rozmawialiśmy o temacie wypożyczenia, byłem skłonny, żeby szukać opcji z I ligi. Ja też podjąłem taką decyzję, że nie ma co przedłużać umowy, na siłę się blokować i iść na wypożyczenie. Chciałem iść swoją drogą i iść po prostu do przodu poprzez regularną grę, no i mieć szanse na grę, a także budować swoją pozycję w nowym miejscu, a nie być rzucanym po klubach i zwiedzać. Rozmawialiśmy o temacie wypożyczenia, było parę klubów, ale też nie ma co się oszukiwać, że Lechia nie proponowała mi klubów, tylko ja działałem ze swoim menadżerem na własną rękę i szukaliśmy jakichś opcji. Widziałem jak to wygląda, jakie jest podejście i uznałem, że chcę odejść definitywnie. Wieczysta była bardzo zdeterminowana i nawet, kiedy ja powróciłem z tego wypożyczenia, to cały czas się pytali. Podczas pierwszego pobytu pokazałem tam swój potencjał i oni też go dostrzegli, więc wierzą w moją osobę. Zdecydowali się mnie wykupić z Lechii i to była najkonkretniejsza oferta. Oczywiście mógłbym też szukać innych klubów, ale wiem jakie są realia polskiej piłki i są takie, że kluby przeważnie nie płacą pieniędzy za zawodnika, bardzo rzadko zdarzają się transfery definitywne. Jeszcze za mnie, gdzie ja tych meczów nie zagrałem dużo, bo zagrałem cztery mecze, trzy w lidze i jeden w pucharze. Żaden klub nie zapłaci za 19-latka, który zagrał cztery spotkania zeszłym sezonie, dużych pieniędzy. Wiadomo, że to nie były miliony czy kokosy, bo cena była rozsądna z tego co wiem, ale uważam, że to była najkonkretniejsza opcja. Wiem, czego mogę się spodziewać w Wieczystej, jaki tu jest projekt i jak to może się wszystko rozwijać, bo naprawdę jest to na bardzo wysokim poziomie, powiedziałbym, że nawet na wyższym poziomie organizacyjnym niż w Lechii. Chcemy zrobić kroczek po kroczku, mecz po meczu i piąć się jak najwyżej po tych ligach.
SW: Pomówmy o tym co dobre. Jako wychowanek zadebiutowałeś w seniorskiej Lechii, wygrałeś derby i awansowałeś do Ekstraklasy. Jesteś co by nie było częścią historii tego klubu… Który moment był dla Ciebie najpiękniejszy?
AM: Szczerze to się bardzo cieszę, bo zawsze to było moim marzeniem zadebiutować w Lechii i przede wszystkim grać na stadionie dla kibiców oraz dla tego miasta. Na pewno była to dla mnie wielka duma. Traktuję ten sukces jako nasz, całej drużyny, bo mieliśmy w zespole świetną atmosferę i występowali w nim praktycznie młodzi zawodnicy, więc to była przyjemność, pomimo tego, że grania nie było za dużo. Czasami byłem sfrustrowany, że nie gram, ale oczywiście mam nadzieję, że nie pokazywałem tego i robiłem wszystko na sto procent. Dołożyłem cegiełkę do tego awansu, każdy z nas ją dołożył i to jest wielka rzecz. Ja z tego awansu jestem naprawdę dumny, bo dla mnie jako kibica, jakby kibicem jestem i dalej będę kibicem Lechii. Nie mam żadnego żalu. Cieszę się z tego, co tu przeżyłem. Zrobiliśmy bardzo wielką rzecz, bo awansować rok po spadku, gdzie klub był w takiej sytuacji, a nie innej i tak szybko wrócić do Ekstraklasy, to nikt się tego nie spodziewał. Jestem dumny z tego, że mogłem w tym uczestniczyć. Te derby, później ta radość, to były piękne dni i ich nie zapomnę do końca życia. To było zapamiętane i to zostanie ze mną na zawsze.
SW: Derby Trójmiasta i to, co działo się po nich, były pewnie bardzo wyjątkowe?
AM: Oczywiście. Takiego wydarzenia w Gdańsku jak derby dawno nie było. Pełny stadion, no i przede wszystkim te okoliczności, czerwona kartka, gra 10 na 11 i wymęczone zwycięstwo, a po spotkaniu radość z kibicami przy Neptunie. To było coś niesamowitego!
SW: Który moment w poprzednim sezonie był najlepszy?
AM: Wskazałbym na pierwszy mecz w Głogowie. Było w nim dużo emocji, a jednocześnie dużo nadziei. Wiadomo człowiek myślał, że to się inaczej wszystko potoczy, że to jest początek tej całej przygody i po tym spotkaniu myślałem, że ja nadal będę grał, tej gry będzie więcej, to wszystko będzie wyglądać inaczej, jeżeli chodzi o moją osobę. Wiadomo, że drużynowo cały czas szliśmy do przodu i kroczek po kroczku, ale ja czekałem, że w końcu dostanę tę szansę. Ja byłem pewny po tym, jak przestałem bronić, że później wskoczę do bramki, ale tak się nie stało, taka jest piłka. Nie zawsze jest po myśli tak jak my chcemy, tylko życie toczy się swoją drogą i pisze swoje scenariusze.
SW: Jak układała się twoja współpraca z Łukaszem Skowronem oraz Bohdanem Sarnawskim?
AM: Muszę powiedzieć, że każdy trener, zawodnicy, z którymi rywalizujesz czegoś Ciebie uczą. Jest trener, który ma inną szkołę, jest drugi trener, który ma jeszcze inną szkołę i od każdego trenera można coś podpatrzeć. Uważam, że od każdego trenera można się dużo nauczyć i każdy trener naciska uwagę na różne rzeczy. Ja się cieszę ze współpracy z trenerem Skowronem, cieszę się, że rywalizowałem o miejsce w składzie z Bohdanem. Były lepsze i gorsze momenty, podobnie jak w życiu, są wzloty i upadki. Od trenera Skowrona nauczyłem się dużo rzecz, na pewno kładł duży nacisk na ustawianie się w bramce. Zawsze, kiedy jak coś potrzebowałem od niego, zostać po treningu czy skupić się na czymś czy odbyć dodatkowy trening na przykład kiedy nie grałem. Dwa dni po treningu do mnie dzwonił i pytał się czy robimy coś, więc poświęcał mi czas. Za to jestem mu bardzo wdzięczny, bo tacy trenerzy są potrzebni i są dla zawodnika.
Co do Bohdana, to jest przede wszystkim fantastyczny człowiek, lubię go, jest bardzo śmieszny i sympatyczny, więc ta nasza rywalizacja była. Początkowo miałem problem, by pogodzić się z rolą drugiego bramkarza, kiedy to jeszcze tak nie wszystko super wyglądało, też myśmy grali gorzej, Bohdanowi zdarzały się jakieś błędy i miałem problem z akceptacją pozycji w drużynie. Po prostu Bohdan był jako pierwszy bramkarz, a ja byłem tym drugim, taka była hierarchia. Musiałem pracować, czekać na swoją szansę i cały czas na niego naciskać. Później Bohdan już zaczął coraz lepiej i cały czas on się budował. Pomimo tego cieszę się, że mogłem z nim rywalizować, ponieważ zobaczyłem trochę innej szkoły bramkarskiej, tej ukraińskiej i zobaczyłem, że można te rzeczy robić inaczej. Bardzo mi się podoba u niego gra nogami i ma inną technikę bronienia. Bogdan był w Szachtarze Donieck i jeździł na mecze Ligi Mistrzów, bo mi opowiadał. On też widział kawałek dużej piłki i też było można to od niego czerpać oraz podpatrywać jego zachowania. Jestem bardzo zadowolony, że mogłem z nimi współpracować.
SW: Pochodzisz z Biało-Zielonej Rodziny - tata wierny kibic, ty Lechista od małego. Nie wyobrażam sobie, żebyś nie wpadał czasami na mecze do Gdańska. Czym jest dla Ciebie Lechia Gdańsk?
AM: Pewnie, że będę wpadał! Teraz mieszkam w Krakowie, ale na pewno sobie pojadę na jakiś wyjazd. Może nawet z kibicami się uda, bo będzie trochę tych wyjazdów m.in. do Zabrza. Wybiorę się, bo będę dalej kibicował klubowi i to się nie zmieni. Mam nadzieję, że to będzie iść w dobrym kierunku, i organizacyjnym, i sportowym i będziemy się cieszyć zwycięstw, ja z Wieczystą, a Lechia w Ekstraklasie.
Mam nadzieję, że wrócę kiedyś do Lechii i zrobię fajną rzecz, bo nie uważam, żeby to była zamknięta historia. Myślę, że będzie jej ciąg dalszy, ale jeszcze dokładnie nie wiem za ile. Może to być za pięć, a może dziesięć lat, a nawet i piętnaście, ale na pewno w Lechii jeszcze będę. Uważam, że to nie jest dokończony rozdział i jest coś jeszcze do zrobienia, ale na razie się skupiam na tym, żeby się rozwijać, walczyć o granie oraz duże cele. W Wieczystej jest dużo do zrobienia i można się bardzo mocno rozwinąć, tym bardziej w takim wieku, jakim jestem. Mam bardzo duże możliwości i bardzo dobre warunki do rozwoju. Nic, tylko bardzo ciężko pracować.
SW: Czym jest dla Ciebie Lechia Gdańsk?
AM: Wychowałem się w tym klubie i on nie jest mi obojętny. Odegrał ważną rolę w moim rozwoju i także w dorastaniu. Czy to na początku, jak chodziłem na mecze z tatą czy później jak wchodziłem do pierwszej drużyny i się uczyłem. To była jedna wielka nauka oraz wartości. Jak ja rozumiem słowo Lechia? Dla mnie to jest cała społeczność, kibice, miasto i ludzie, którzy tym żyją. Mogą się zmienić właściciele, wcześniej był Adam Mandziara, a teraz jest Paolo Urfer i to się zmienia. Dla mnie Lechia jako ideologia, jako klub, jako struktura, jako ludzie. Według mnie Lechia to są ludzie. To jest mój tata, kibice, znajomi i to wszystko tworzy klub piłkarski, który funkcjonuje na wysokim poziomie. Wszyscy pchamy, żeby było fajnie, ale ja wiem, że ludzie są dla mnie najważniejsi, ludzie. Mogliby być to piłkarze, moglibyśmy grać, ściągać nie wiadomo kogo i tak dalej, ale bez ludzi i kibiców, to by się nie odbyło. Jak Lechia była w A-klasie, to wiem kto wtedy pomagał, w tym gronie był mój tata i jacy kibice to odbudowywali. No i to jest piękne, że jest grupa ludzi, która to pcha, bo zawodnicy się zmieniają, przychodzą lub odchodzą, tak jak ja nawet i będą nadal się zmieniać. Na tym polega piłka i ten biznes, bo nie ukrywajmy, że to są pieniądze, no i wszystko inne, ale Lechia to są przede wszystkim ludzie.
SW: Czego życzysz sobie na kolejny sezon? Z jakimi celami przychodzisz do Wieczystej?
AM: Moim celem jest regularna gra i będę o to walczył. Teraz jest okres przygotowawczy, a za niedługo startuje liga. W dalszej perspektywie kolejnym celem są zwycięstwa. Z tygodnia na tydzień inkasowanie trzech punktów i zbieranie ich w tabeli, żeby być jak najwyżej i walczyć o kolejne cele. Z Lechią zrobiłem awans do Ekstraklasy, więc mam nadzieję, że uda się zrobić tych awansów więcej. Jest duże pole do popisania się i do manewru. Myślę, że nie ma co na razie mówić, bo awansów nie robi się za pstryknięciem palca, tylko to jest proces. Awansu z Lechią nie zrobiliśmy w pięć meczów i była to dłuższa perspektywa. Były lepsze i gorsze momenty, wiec trzeba się nastawić na to, że to będzie długa droga, którą trzeba będzie przejść, ale każdy jest ambitny i wie po co tu przyszedł.
SW: Oprócz Ciebie w klubie jest także Oskar Mielcarz - jak wygląda wasza rywalizacja obecnie?
AM: Na tę chwilę trenujemy i gramy w sparingach, gdzieś tam walczymy o to miejsce. Myślę, że dużo mi dała rywalizacja z Bogdanem, to tak samo dużo mi da rywalizacja z Oskarem. Trzeba pokazywać się ze swojej dobrej strony i po prostu być sobą, nikogo nie udawać oraz nie robić nic na pokaz. Wystarczy robić swoje i pracować, a na pewno to wszystko odda. Jeżeli się będzie przekonanym do swoich umiejętności i nie będzie się koncentrować na zbędnym myśleniu czy analizowaniu na zasadzie „Kto będzie teraz bronił?” lub podpalaniu się, to wszystko przyjdzie. Jak będzie trening, to trzeba będzie zrobić trening, jak przyjdzie mecz, to trzeba będzie go wygrać i robić swoje. Nie wyznaczam nie wiadomo jakich celów, tylko robię swoją robotę.
SW: II liga to odpowiedni poziom dla Ciebie na teraz, aby łapać doświadczenie?
AM: Mogłem iść do I ligi i były oferty, ale to nie były konkretne oferty tak jak z Wieczystej. Jednak uznałem, że lepszą opcją będzie transfer definitywny i budowanie swojej pozycji w Wieczystej. Z tego względu, że są tam bardzo dobre warunki, a w pierwszoligowych klubach jest z tym różnie i nie wiem czego tam mógłbym się spodziewać. Tu wiem czego się mogę spodziewać, znam tu dużo osób m.in. trenera bramkarzy i wiem jak to wygląda. Ja podszedłem do tego tak, że jak będę ciężko pracował, to za rok będę w I lidze, w fajnym miejscu. Muszę też wrócić do regularnego grania i chłodnego myślenia, bo w tym roku miałem lekki przestój. Na ten moment uważam, że to jest bardzo dobra opcja, bo buduję się i krok po kroku zmierzam do przodu. W Ekstraklasie mam jeszcze trzy lata młodzieżowca, którego każdy inaczej postrzega. Mam jeszcze dużo czasu, a pozycja bramkarza jest taka, że ona się rządzi swoimi prawami. Na tej pozycji może grać tylko jeden zawodnik i musi zbudować sobie dobre warunki.
SW: Jak wygląda współpraca z trenerem Sławkiem Peszko? Rozmawiacie może o Lechii?
AM: Jestem dopiero tydzień w tym klubie i mogę powiedzieć, że po tym tygodniu widzę dużo fajnych rzeczy u trenera Peszki. Jestem pozytywnie zaskoczony, jak to wszystko wygląda, organizacja itd. Jest wszystko profesjonalnie i kontakt z trenerem jest bardzo dobry. Trener był też w Lechii, więc był też ulubieńcem kibiców w Gdańsku i to był okres, gdzie Lechia grała o wysokie cele. Cieszę się, że mam możliwość z nim współpracować.
SW: Zmierzając do końca rozmowy, to po meczu piłki nożnej kobiet Polska-Niemcy znalazłeś psa Joanny Jędrzejczyk. Zdradziłbyś jak to wyglądało?
AM: Leżałem akurat w łóżku i coś tam robiłem na telefonie. W tym momencie przyszła do mnie mama i powiedziała, że na grupie osiedlowej na Facebooku ktoś napisał, że piesek się zgubił w naszej okolicy. Tego nie napisała Joanna Jędrzejczyk, tylko jakiś profil, a później okazało się, że to była jej koleżanka, z którą zgubiła pieska. Wraz z mamą stwierdziliśmy, że pomożemy i pojechaliśmy go szukać. Wsiedliśmy do samochodu i od razu szukaliśmy, bo to był taki mały toy. Jak go znaleźliśmy, był bardzo spłoszony. Biegał, latał i nie wiem ile on przebiegł, na pewno bardzo dużo. Jeździliśmy po różnych polach, a on uciekał cały czas. W końcu zadzwoniła koleżanka Pani Asi i powiedziała, że się znalazł. My wtedy odczuliśmy ulgę, bo długo szukaliśmy, a na dodatek robiło się ciemno. Wcześniej myśleliśmy, że go dziki pogryzły i go już nie znajdziemy. Wracaliśmy autem, a my wtedy nie wiedzieliśmy, że to jest pies Joanny Jędrzejczyk. Patrzę z boku, a tam stoi jakieś auto i ktoś głaszcze tego pieska. Zawróciliśmy, a tam była właśnie Joanna Jędrzejczyk wraz z rodziną i z pieskiem o imieniu Daisy. Bardzo się ucieszyła, że im pomogliśmy, bo pomoc się liczy i myślę, żeby każdy pomagał, bo to jest ważne, żeby sobie pomagać oraz żyć ze sobą w zgodzie.
SW: Na koniec - dziękujemy Ci za wszystko, trzymamy kciuki i jesteś w Gdańsku zawsze mile widziany!
AM: Dziękuję bardzo! Na pewno będę wpadał na mecze i kibicował. Będzie wszystko dobrze!
źródło: własne