Rok 2012 był wyjątkowy, elektryzowało nas Euro, odbywające się częściowo na naszym podwórku, dużo mówiło się też o rychle nadchodzącym końcu świata. Oba wydarzenia z perspektywy czasu możemy określić “klapami” — w kontekście Euro mam oczywiście na myśli wyniki Biało-czerwonych. 9 lat temu wydarzyło się jednak coś, co wspominać możemy ze szczerym uśmiechem. Wróćmy więc pamięcią do spotkania Lechii Gdańsk z Legią Warszawa z przedostatniej kolejki sezonu 2011/2012, wybranego przez was do TOP5 meczów 75-lecia.
Zanim jednak przejdziemy do samego meczu, warto dla szerszej perspektywy przyjrzeć się kilku wydarzeniom go poprzedzającym. Sezon 2011/2012 miał być tym przełomowym, od awansu do Ekstraklasy minęły 3 lata, poprzednie dwa sezony Lechia kończyła na 8 miejscu, zespół zapisał się już w świadomości kibica jako stabilny średniak. Na domowy mecz z Cracovią w 3 kolejce zaplanowano otwarcie pięknego, nowego stadionu przy ulicy Pokoleń Lechii Gdańsk, wszystkie znaki na niebie wskazywały, że to czas by Biało-zieloni podkręcili ambicje. A jednak początek rozgrywek okazał się rozczarowaniem, podopieczni Tomasza Kafarskiego przegrali dwa pierwsze mecze, ze spotkania na inaugurację ówczesnej PGE Areny Gdańsk urwali zaledwie punkt. Sytuacja nie poprawiła się na jesień, marzenia o górnej połowie tabeli przysłoniły ciemne chmury walki o utrzymanie.
Fatalne wyniki pogrzebały Tomasza Kafarskiego. 9 listopada odbyła się prezentacja nowego trenera, Rafała Ulatowskiego. Poprzedni szkoleniowiec zostawił zespół w bardzo trudnym położeniu, po 13 kolejkach Lechia miała na swoim koncie tylko 14 punktów i była realnym kandydatem do relegacji. Dodajmy do tego fakt, iż zespół odpadł z rozgrywek Pucharu Polski już w pierwszej rundzie. Nowy trener otrzymał od klubu zadanie wyprowadzenia drużyny z kryzysu jeszcze przed przerwą świąteczną, w ostatnich czterech meczach rundy jesiennej. Pod nową batutą Biało-zieloni wygrali tylko jedno spotkanie, z Ruchem Chorzów, pozostałe trzy przegrali. Najgorzej na pracę nowego trenera rzutowały jednak stracone bramki, a tych było aż 7. Przez pierwsze 13 kolejek Lechia Kafarskiego straciła ich tylko 8, jednym z atutów zespołu poprzednika Ulatowskiego była żelazna defensywa. Teraz jednak Gdańszczanie stracili nawet to.
Janas na kłopoty
Jeszcze przed świętami nowy trener przestał być i „nowym” i „trenerem”. Gwoździem do trumny szkoleniowca okazały się jego oczekiwania wobec zimowego okna transferowego, klubu po prostu nie było stać na kadrową rewolucję, której domagał się Ulatowski. Zarząd nie musiał długo rozglądać się za alternatywami. 17 grudnia, dwa dni po zwolnieniu Rafała Ulatowskiego kontrakt z Lechią Gdańsk podpisał były selekcjoner reprezentacji Polski, Paweł Janas. Doświadczony szkoleniowiec miał zrobić to, czego nie potrafili jego poprzednicy i wyprowadzić zespół na prostą, jak najdalej od strefy spadkowej. Janas zgodził się na pracę z zespołem, który otrzymał bez daleko idących roszad w kadrze.
Zadanie wykonał. W zasadzie tylko tyle można powiedzieć o krótkim czasie Janasa w roli trenera pierwszego zespołu Lechii. Drużyna utrzymała się w elicie z zapasem 7 punktów nad strefą spadkową. Wyniki nadal jednak nie zachwycały, wystarczy dodać, że do końca rozgrywek Lechia uzbierała tych punktów zaledwie 14 na 36 możliwych. Bilans 3 zwycięstw, 5 remisów i 5 porażek również nie robi wrażenia. Do przedostatniej kolejki utrzymanie nie było niczym pewnym. I to właśnie w tej kolejce, 5 maja do Gdańska przyjechała Legia Warszawa, w tamtym momencie okupująca pozycję lidera Ekstraklasy. Dla wojskowych zwycięstwo oznaczało utrzymanie swojego miejsca w tabeli i pole position w drodze po mistrzostwo. Biało-zieloni trzema punktami mogli zagwarantować sobie grę w przyszłym sezonie Ekstraklasy, przy sprzyjających wynikach równolegle odbywających się spotkań/
Starcie dwóch biegunów
Podopieczni Macieja Skorży razem składali się na najdroższą drużynę w Polsce, dość dodać, że dwóch z piłkarzy stołecznego klubu znalazło się w szerokiej kadrze naszej rodzimej reprezentacji na zbliżające się Euro 2012. Legia rozpoczęła spotkanie bardzo pewnie, starając się stłamsić gospodarzy. Już w trzeciej minucie Janusz Gol popisał się ładnym przyjęciem piłki w polu karnym, sytuacji strzeleckiej nie wykorzystał. Gdańszczanie nastawili się głównie na grę z kontry, w biało-zielonej koszulce błyszczał Abdou Razack Traore, piekielnie szybki napastnik z Burkina Faso kręcił Jakubem Wawrzyniakiem jak bączkiem. Praktycznie do końca pierwszej połowy piłka nie mogła jednak znaleźć siatki, Legia grała bardzo ospale w ataku, Lechia również nie była w stanie poważnie zagrozić bramce Dusana Kuciaka, wtedy jeszcze kipera klubu ze stolicy.
Impas trwał do 43 minuty, bo właśnie wtedy w okolicy dwudziestego metra od bramki gości, faulowany upadł Razack Traore. Do piłki podszedł wypożyczony z Lecha Poznań — Jakub Wilk i potężnym strzałem w lewy róg wpisał się na listę strzelców. Dla wychowanka kolejorza był to jedyny gol w barwach Lechii, ktoś bardziej złośliwy może powiedziałby nawet że był to jego jedyny dobry mecz w naszym trykocie.
Do końca pierwszej połowy wynik się już nie zmienił. W drugiej części spotkania gospodarze złapali wiatr w żagle, Traore regularnie wpadał w pole karne legionistów, Kuciak rozgrywał jednak przyzwoite zawody i nie pozwolił się już pokonać. Najlepszą szansę zespołu gości wykreował młody Rafał Wolski, kiedy w 85. minucie bardzo ładnym wysokim podaniem dostarczył piłkę Ismaelowi Blanco, ten umieścił ją nawet w siatce, jednak zespół sędziowski dopatrzył się spalonego. Wynik nie zmienił się już do końca spotkania. Lechia zwyciężyła nad Legią i była już pewna utrzymania na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce. Zespół Macieja Skorży poszybował w dół tabeli, ze szczytu na 4 miejsce. Tego samego dnia Śląsk Wrocław pokonał Jagiellonię Białystok 3:1, przy wszystkich trzech golach asystował Sebastian Mila. Jak dobrze wiemy, Śląsk po ostatniej kolejce świętował zdobycie tytułu, i wielka w tym zasługa Gdańskiej Lechii.
Finalnie nie był to więc rok aż tak tragiczny, odebranie mistrzostwa klubowi ze stolicy otarło łzy wielu kibiców. A wy jak zapamiętaliście ten mecz, jak i cały sezon? Czekamy na wasze komentarze!