Wiele osób sądziło, iż taki dzień już nie nastąpi. Jednak, ku zaskoczeniu Biało-Zielonej braci, w końcu mogliśmy się udać na wyjazd do Białegostoku, w którym Lechiści ostatni raz byli w 1987 roku.
O tym, że zainteresowanie wyjazdem będzie bardzo duże wiedzieliśmy od samego początku. Postanowiono, iż przywilej udania się do Białegostoku otrzymają osoby aktywne i fani, którzy z ostatnich 11 wyjazdów zaliczyli przynajmniej 6. Ostatecznie mecz z Jagiellonią obejrzało 257 Lechistów. Uznano, że ostatnie kilkanaście biletów (z puli 270) nie trafi do otwartej sprzedaży i zostawiono je dla „spóźnialskich”, którzy spełniają kryteria wyjazdowe, pozwalające udać się do Białegostoku. Tych nie było jednak tak dużo, jak się spodziewano, co zaowocowało naszą niepełną liczbą.
Na płocie naszego sektora pojawiają się flagi: Władcy Północy, Trzystu, Stare Miasto, Pruszcz Gdański, ChWM oraz Honor.
Na sektor nie została wpuszczona flaga „Lechia Gdańsk precz z komuną”. Na początku stwierdzono, iż nie jest ona związana z meczem, by po chwili uznać ją za flagę polityczną. Musimy stanowczo zaprotestować wobec takiego obrotu sprawy. Flaga ta jest bliska sercom kibiców z Gdańska, którzy w latach 80tych bardzo aktywnie przeciwstawiali się reżimowi komunistycznemu. Na fladze nie ma żadnych zakazanych symboli, czy haseł, które uniemożliwiały by jej wywieszenie na białostockim stadionie.
Najliczniejsza grupa fanów Lechii udała się na to spotkanie trzema autokarami. Podróż przebiegała szybko i sprawnie, aż do momentu wjazdu w okolice Białegostoku. Tam miejscowa policja postanowiła poprowadzić kibiców okrężną trasą. Głównym obrazem, który widziano za oknami były pola kukurydzy. Niektóre z dróg, ledwo przekraczały szerokość autokaru, więc łatwo sobie wyobrazić, iż jazda nimi nie należała do przyjemności. Jeden z kibiców widząc otoczenie, podsumował sytuację następująco: „Koniec świata istnieje!”, z czym większość zebranych się zgodziła. Na szczęście droga w końcu przybrała normalnego wyglądu i udało nam się dojechać pod stadion.
Wchodzenie na sektor trwało bardzo szybko i sprawnie. Osoby odpowiedzialne za to, na wielu polskich stadionach, mogłyby się udać po naukę do Białegostoku. Wszyscy kibice z autokarów zameldowali się na stadionie przed pierwszym gwizdkiem sędziego, po którym mogli rozpocząć doping dla Lechii. W 20 minucie byliśmy świadkami skandalicznego zachowania służb zabezpieczających spotkanie, które z nieznanych nikomu powodów ruszyli w stronę „gniazda”, z którego próbowali ściągnąć osobę prowadzącą doping białostockich fanów. Powstało spore zamieszania, po którym aresztowany został jeden z kibiców Jagiellonii. Oczywiście w danym momencie Lechiści wspierali wokalnie miejscowych fanów, jednoznacznie wyrażając swój sprzeciw wobec takiego obrotu sprawy. Zachowanie białostockiej policji jest dla nas całkowicie niezrozumiałe i pragniemy wobec niego zaprotestować. Piłka nożna jest sportem dla kibiców, którzy tworzą meczową atmosferę. O efektach jakże „spektakularnej” akcji świadczy fakt, iż miejscowi kibice zdjęli wszystkie flagi oraz opuścili stadion. Lechiści solidaryzując się z Jagiellonią również usunęli płótna ze swojego sektora. Na usta cisnęło się jedno słowo – Białoruś. Tym samym żartobliwe określenia Białegostoku nabrało drugiego znaczenia.
Tuż przed przerwą meczu pod stadion dojechało pozostałych 100. kibiców z Gdańska, którzy przed drugą połową spotkania byli już na sektorze. Flagi wróciły na swoje miejsce, po czym przystąpiono do dopingu dla gdańskich kopaczy. Niestety na nic się to zdało i w 90 minucie meczu Jagiellonia potwierdziła słuszność starego, piłkarskiego porzekadła, iż niewykorzystane sytuacje się mszczą i zdobyła zwycięskiego gola. Rozgoryczenie w sektorze gości sięgnęło zenitu. Po ostatnim gwizdku sędziego zawodnicy podeszli podziękować fanom. W trakcie meczu nie mogło oczywiście zabraknąć „pozdrowień” dla miłościwie nam panującego, który przecież był „twardym kibicem z młyna”.
Po kilku minutach mogliśmy udać się w podróż powrotną. Niestety nie przebiegała ona tak, jakbyśmy to sobie wyobrażali. Najpierw poprowadzono nas drogą... na Warszawę. Dzięki temu manewrowi byliśmy opóźnieni o kilkadziesiąt minut. Niestety, również podczas powrotu dwa z naszych autokarów miały stłuczkę. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale przyczyniło do dłuższego postoju. Podczas jego trwania kilku Lechistów postanowiło odwiedzając pobliskie domostwa. Ich gospodarze okazali się niezwykle miłymi ludźmi, dzięki czemu w drogę powrotną udaliśmy się z dużym słojem ogórków oraz domowej roboty kompotem ;). Dziękujemy, polecamy się na przyszłość.
Z powodu okrężnej trasy oraz stłuczki meldujemy się w Gdańsku z blisko dwugodzinnym opóźnieniem. Do zobaczenia na kolejnych wyjazdach!
Źródło: LwyPolnocy.pl