To był mój pierwszy wyjazd na mecz poza granice woj. gdańskiego. 27 kwietnia 1975 roku, tydzień przed maturą. Jechaliśmy z Wieśkiem Modzelewskim z Letniewa (późniejszy przewodniczący KKL) i Darkiem z Malborka, pociągiem o wdzięczniej, potocznej, nazwie "Dziad" relacji Gdynia - Lublin.
Pogoda jak na kwiecień była całkiem przyzwoita. Naszych było ok. 200 osób. Mecz zaczął się nieszczególnie. Już w 10. minucie zawodnik gospodarzy Janusz Przybyła znalazł się na kilkumetrowym spalonym, czego "nie zauważył" sędzia Pękała z Katowic i Motor objął prowadzenie. Kilka minut później, ten sam zawodnik ponownie spalony, strzela drugą bramkę. Za chwilę jeszcze raz jest na spalonym, tym razem jednak Słabik zdołał wybić piłkę na róg. Red. Maciej Polkowski napisze w "Przeglądzie Sportowym", że bramki były zdobyte prawidłowo, a zachowanie trenera Łazarka nieodpowiednie.
W 42 minucie zamieszanie pod bramką Motoru i Z. Puszkarz strzela do szatni kontaktowego gola. To pozwoliło wierzyć, że nie wszystko jeszcze stracone. Łazarek widział, że Motor narzucił bardzo ostre tempo. W przerwie nakazał więc zawodnikom grać jak najwięcej wszerz, długimi piłkami. A oni niech biegają. I żadnych pułapek ofsajdowych - widzicie, co się dzieje! Dopiero w ostatnich 15-20 narzućcie swoje tempo.
Tak też się stało. Motor podrażniony utratą bramki ruszył ostro do przodu i to go zgubiło. Z każdą minutą słabł. W końcu ok. 60 min. gry, wkurzony Puszkarz strzelił z daleka ile miał siły w nogach, wyrównując stan meczu. Kibice Motoru, już wcześniej widząc, że na boisku niewiele się dzieje zaczęli się coraz bardziej interesować nami, a po strzeleniu wyrównującej bramki zaczęły się jawne prowokacje; rzucanie piaskiem, drobnymi monetami etc. Chwilę później strzał Głowni bramkarz Motoru, Dziełakowski, z trudem wybija na róg. Na 5 minut przed końcem róg dla Lechii i Matuszewski głową zdobywa prowadzenie dla Lechii. W tym momencie przyszło nam doświadczyć ukraińskich temperamentów. Błysnęły ostrza, po chwili wyprowadzono Makarona z rozciętym żyletką policzkiem. Wynik meczu nie uległ już zmianie, na dworcu nie było ekscesów. Trzeba przyznać milicji, że w tym meczu zachowywała się przyzwoicie. Byli sami starsi wiekowo funkcjonariusze, żadnych prowokacji, nie narzucali się, umiejętnie wyłapywali prowokatorów, nie zdążyli tylko zapobiec zranieniu Makarona. Różnicę pomiędzy lubelską a gdańską milicją zobaczyliśmy bardzo wyraźnie tydzień później.