Po kontuzji Jakuba Araka nie ma już śladu. Napastnik Lechii, który niedawno podpisał nowy, 2-letni kontrakt z gdańskim klubem, trenuje na pełnych obrotach wraz z całym zespołem, przygotowując się do wznowienia rozgrywek PKO Ekstraklasy.
W miniony weekend wrócił futbol na żywo. Ile meczów Bundesligi obejrzałeś?
Jasne, że tego brakowało. Fajnie, że to wszystko powoli się odmraża i rusza. Zacząłem w sobotę od 2. Bundesligi, która grała o 13.30, ale oglądałem jednym okiem, bo jednocześnie pomagałem żonie robić obiad. Potem obejrzałem mecz Borussia Dortmund - Schalke 04, następnie rywalizację Eintrachtu Frankfurt z Borussią Mönchengladbach. W niedzielę było podobnie, bo do obiadu patrzyłem na pierwszą połowę meczu FC Sankt Pauli przeciwko 1. FC Nürnberg. Na koniec natomiast obejrzałem mecz Unionu Berlin z Bayernem.
A jakie wrażenie zrobiła na tobie ta cała otoczka związana z piłką nożną w dobie pandemii? Brak kibiców na trybunach, stonowane cieszynki po golach, rezerwowi siedzący w maseczkach dwa metry od siebie. Trochę inaczej to wszystko wyglądało.
To jest rzeczywistość, do której musimy się przyzwyczaić. Zauważyłem, że niektórzy kibice już zaczęli narzekać. Wszyscy czekali na powrót futbolu, a tu pojawiają się głosy, że nie da się oglądać, bo trybuny puste, jakieś nowe zwyczaje, pięć zmian w meczu. Generalnie społeczeństwo jest nastawione przeciwko modern football. Każdy by chciał, żeby stadiony zawsze były pełne, w spotkaniach padało dużo bramek, po prostu żeby wszystko było tak, jak kiedyś. Ja powiem szczerze, że nie zwracam uwagi na te detale. Oczywiście rozumiem kibiców, którzy tęsknią za normalnością, natomiast może mi łatwiej jest się przestawić, bo często oglądałem mecze z wyciszonym komentarzem. Dla mnie niewiele się zmieniło. Zawsze skupiałem się na tym, kto jak gra, patrzyłem na zachowania taktyczne czy techniczne poszczególnych piłkarzy, a niekoniecznie zwracałem uwagę na całą resztę.
Jak u ciebie wyglądają sprawy zdrowotne? Po kontuzji nie ma śladu? Trenujesz normalnie?
Na szczęście wszystko jest już dobrze. Można powiedzieć, że podczas kwarantanny wyleczył mnie doktor czas (śmiech). Od pierwszego dnia po wznowieniu treningów jestem z drużyną, trenuję na pełnych obrotach. Na nic nie narzekam. Wszystko jest okej.
Odetchnąłeś z ulgą, że wreszcie wróciliście do zajęć? Rozbrat z treningami - szczególnie w twoim przypadku - był bardzo długi.
Oczywiście.To ogromnie pomaga psychicznie, kiedy wreszcie można robić to, co się najbardziej lubi. Wbrew pozorom w tym czasie nie chodziło o brak czucia piłki, bo na czas kwarantanny dostaliśmy piłki do domu i każdy z nas miał do wykonania stosowne ćwiczenia. Biegaliśmy, do tego dochodziła siłownia i tak naprawdę jedyne, czego brakowało, to gierki. Tęskniłem za rywalizacją 4 na 4, 5 na 5 czy nawet po jedenastu. Brakowało mi oddawania strzałów. Boiska były pozamykane, a wiadomo, że w domu nikt nie będzie kopał na tyle mocno. Powrót do treningów najbardziej odczuły mięśnie, które są zaangażowane przy strzałach czy zmianie kierunku biegu. Na szczęście teraz już się z powrotem zaadaptowaliśmy i wszystko wygląda tak, jak przed kwarantanną.
Oglądając przeróżne programy, słuchając fachowców od przygotowania motorycznego, można się dowiedzieć, że po tak długiej przerwie od treningów, po trzeciej, czwartej kolejce u piłkarzy będzie największe ryzyko odniesienia kontuzji mięśniowej. Nie mieliście typowego okresu przygotowawczego.
Łatwo teraz stawiać tezy, że jeśli nie trenowało się przez jakiś czas, to teraz jest większe ryzyko kontuzji. Spójrzmy na Borussię Dortmund. Jadon Sancho nie mógł zagrać z powodu kontuzji, w jego miejsce miał wejść Giovanni Reyna, ale doznał urazu na rozgrzewce i też nie mógł wystąpić. Ludzie przez to panikują, że czeka nas lawina kontuzji. Ja podchodzę do tego spokojnie. Dopiero po zakończeniu tego sezonu będzie można powiedzieć czy było więcej urazów czy mniej. Jest to też kwestia jak kto trenował podczas przerwy, jak odczuwa to organizm. Jest to kwestia indywidualna każdego piłkarza. Trenerzy muszą wykazać się obecnie dużą kreatywnością, w każdym przypadku dobrać odpowiednie obciążenia treningowe, bo wcześniej z podobną sytuacją nie mieliśmy do czynienia.
Wspomniałeś o kreatywności, więc od razu przyszły mi do głowy słowa, że kwarantanna musiała wyzwolić wśród nas właśnie kreatywność. Odkryłeś w sobie jakieś nowe talenty przez to siedzenie w domu?
Wiadomo, że jakoś trzeba było zabić ten czas. Na szczęście, w porównaniu do niektórych zawodników mam ten plus, że cały czas jest ze mną żona. Razem znajdowaliśmy sobie różne rozrywki. Graliśmy w przeróżne planszówki, szachy, warcaby, karty, rozwiązywaliśmy krzyżówki. Do tego obejrzeliśmy parę seriali. Wielkiej filozofii tu nie ma. Trzeba było zostać w domu i w jakiś sposób walczyć z nudą. Myślę, że nam się to udało.
Jak odebrałeś tą całą dwutygodniową izolację? Bo w waszym życiu tak naprawdę niewiele to zmieniło. I tak trzeba było siedzieć w domu. Czyli robiliście dokładnie to samo, co przez parę wcześniejszych tygodni.
Wydaje mi się, że jedyną różnicą było to, że wtedy już zupełnie nie mogliśmy wychodzić, więc wszelkiego rodzaju treningi trzeba było przeprowadzać w domu. Tak naprawdę wszystko zależy od świadomości i odpowiedzialności danego człowieka. Nie mówię tylko o piłkarzach, ale o całym społeczeństwie. Są ludzie, którzy mocno przywiązują do tego wagę, starają się trzymać zasad izolacji, dezynfekcji, a są też osoby, które to lekceważą i trzeba ich czasem wręcz zmuszać do tego, aby stosowali się do ograniczeń obowiązujących wszystkich. U nas w drużynie każdy starał się trzymać zasad, ponieważ zdawaliśmy sobie sprawę, że wszystko wisi na włosku. Wszyscy chcieliśmy jak najszybciej wrócić do gry, wzajemnie się wspieraliśmy, żeby z kwarantanny wrócić cali, zdrowi, żeby nikt z nas nie był zakażony.
Niedawno podpisałeś nowa, 2-letnią umowę z Lechią. Byłeś spokojny o przedłużenie kontraktu czy jednak gdzieś z tyłu głowy pojawiały się obawy, że być może klub nie będzie chciał dalej korzystać z twoich usług? Nie grałeś za wiele, do tego nie pomagały ci kontuzje.
Jeszcze przed kwarantanną mieliśmy z prezesem Adamem Mandziarą ustalone warunki nowego kontraktu. Trochę się to przeciągnęło, bo prezes się rozchorował, w międzyczasie ja złapałem drobną infekcję, więc nie chcieliśmy ryzykować. Gdy wybuchła epidemia trzeba było to na jakiś czas odłożyć. Czy miałem obawy? Raczej nie, bo dostałem zapewnienie, że umowa będzie przedłużona. Cieszę się, że klub zaproponował mi dalszą współpracę. Lechia miała pierwszeństwo w rozmowach, a do tego ja bardzo chciałem tu zostać na dłużej.
Przedłużenie kontraktu przez ciebie i Michała Nalepę wywołało małe zamieszanie wśród ludzi - nazwijmy to - niekoniecznie życzących Lechii dobrze. Pojawiały się głosy "o co tu chodzi, Lechia zalega z wypłatami, a piłkarze przedłużają umowy". Ja na to patrzę tak, że skoro decydujecie się na dalszą współpracę z klubem, to jest to świadoma decyzja i nie czujecie się tu w żaden sposób pokrzywdzeni.
Każdy ma prawo sam decydować o swoim losie. Jest to moja osobista decyzja. Nie mam żadnych zastrzeżeń odnośnie współpracy z klubem. Jestem tu dobrze traktowany, tak przez zarząd, jak i przez trenerów. Każdy ma prawo wyrazić swoją opinię, nie mam z tym problemu, natomiast nie podoba mi się to w jaki sposób klub jest odbierany przez ludzi z zewnątrz. Inna sprawa, że ja już nauczyłem się wyłączyć od tych komentarzy. Podczas kwarantanny otrzymałem wiele wiadomości od kibiców, którzy mnie wspierali i życzyli powodzenia. Jestem w Lechii szczęśliwy i chcę odnosić kolejne sukcesy, bo ten klub ma szansę co roku walczyć o najwyższe cele. Cieszę się, że mogę w tym uczestniczyć.
No właśnie, bo przecież strata do podium nie jest duża. To są tylko cztery punkty. W dodatku jesteście w półfinale Totolotek Pucharu Polski.
Na razie różnice są niewielkie. Mamy małą stratę do podium, ale i nieznaczną przewagę nad ósmym miejscem. Wszystko zweryfikuje najbliższe jedenaście kolejek. Można powiedzieć, że jest to typowy sezon Ekstraklasy, w którym różnice pomiędzy poszczególnymi zespołami nie są duże. Porównam to do meczu siatkówki, gdzie zawsze końcówka seta jest najbardziej emocjonująca. Tak samo będzie w Ekstraklasie. Każdy mecz będzie niesamowicie emocjonujący.
Na pewno masz ambicję i chciałbyś wreszcie odegrać w Lechii jakąś większą rolę.
Wiem, że mam dużo do udowodnienia. Będę każdego dnia ciężko pracował, żeby się rozwijać, grać jak najwięcej. Chcę łapać jak najwięcej minut. To jest cel każdego zawodnika. Ostatni okres nie był dla mnie udany. W poprzednim sezonie złapałem poważną kontuzję, zimą doszedł kolejny uraz. Nie było mi łatwo. Pierwszy raz w swojej przygodzie z piłką pauzowałem przez tak długi czas. Do tego momentu z powodu drobnej kontuzji kostki opuściłem tylko jeden mecz, jeszcze w Ruchu Chorzów. A tak zawsze byłem do dyspozycji trenerów. Jest to dla mnie nowe doświadczenie, ale dzięki temu jestem mądrzejszy. Mam nadzieję, że to, co najgorsze, już za mną. Pilnuję się, żeby przede wszystkim być zdrowy. A jak będę zdrowy, to będę robił wszystko, żeby grać jak najlepiej i pomagać drużynie.
Jesteś jednym z większych pechowców w Lechii w tym sezonie? Odnoszę się tu do tej drugiej kontuzji. Sparing z Chojniczanką, zupełnie przypadkowe zderzenie z Rafałem Kobryniem we własnym polu karnym.
Staram się nie zwracać uwagi na rzeczy, na które nie mam wpływu. Do kontuzji na meczu z Cracovią doszło bez kontaktu z przeciwnikiem. Kolano mi "odjechało" i wtedy rzeczywiście dużo biłem się z myślami, czy coś było nie tak. No ale pierwszy raz, pomyślałem sobie, cóż, zdarza się. W tym drugim przypadku kontakt już był, nawet nie z przeciwnikiem, ale Rafała kompletnie nie widziałem. Takie rzeczy się zdarzają przy zamieszaniu w polu karnym. To już za mną. Wyleczyłem się, pracuję przed treningami, po treningach, żeby podobne rzeczy w przyszłości już mi się nie przytrafiały. Wzmacniam się, żeby nawet przy jakimś niefortunnym zderzeniu mięśnie i stawy to wytrzymywały.
Niespełna dwa tygodnie zostały do pierwszego meczu PKO Ekstraklasy po przerwie. Zaczynacie z grubej rury, bo od derbów Trójmiasta. Pojawia się już temat tego spotkania wśród piłkarzy czy raczej jeszcze podchodzicie do tego na spokojnie?
Jeszcze nie, podchodzimy do tego na spokojnie. Oczywiście wiemy, że będą to specyficzne derby, bo bez udziału publiczności. Jak co pół roku zdajemy sobie sprawę jak ważny jest to mecz dla naszych kibiców. Damy z siebie maksa, żeby jak najlepiej się zaprezentować. Nie zawiedziemy kibiców.
Można powiedzieć, że tradycyjnie przed derbami w Arce zmienia się trener.
Na to wpływu nie mamy. Takie rzeczy w piłce i w ogóle w sporcie się dzieją. Zawsze pierwszy mecz danej drużyny z nowym trenerem na ławce jest pewną niewiadomą. My musimy patrzeć na siebie. To, co się dzieje w Gdyni, nie jest naszym zmartwieniem.
rozmawiał Tomasz Galiński
źródło: własne