Tobers udzielił wywiadu dla sportacentrs dotyczącego na czym obecnie stoi oraz dotychczasowych przeżyciach w Lechii

 Kiedy spadłeś z polskiej Ekstraklasy, przez co przeszedłeś emocjonalnie? Presja ze strony kierownictwa klubu, kibiców - czy to był trudny okres?

Jak dotąd było to najtrudniejsze sześć miesięcy w mojej karierze. Nie tyle fizycznie, co psychicznie. Taki bałagan jaki panował w drużynie... Presja... Aspekt finansowy... To wszystko, co dzieje się wokół piłki nożnej nie pozwala skoncentrować się na samej grze. Ostatecznie wszystko skończyło się w szatni w reakcji łańcuchowej. Zespół podzielił się. To był trudny etap i powiedziałbym, że słusznie spadliśmy z ligi.

Wiadomo, że fani w Polsce też są szaleni - ultrasy i tak dalej. Kibice nie wzywali do „negocjacji”?

Przyznaję, że dzwonili, ale nas nie wpuścili. W ostatnich tygodniach zarówno do treningów, jak i rozgrywek zostały przygotowane specjalne policyjne pojazdy. Nad głowami latały policyjne helikoptery. Ze stadionu wychodziliśmy wyjściami ewakuacyjnymi. Nie zatrzymywaliśmy się nigdzie po drodze, żeby nie zostać zatrzymanym przez chuliganów. Nic nam nie zrobiono. Teraz, kiedy do opinii publicznej docierają informacje o warunkach panujących w klubie i wokół drużyny, oni też zaczynają rozumieć, że nie wszystko jest winne zawodnikom. To był powszechny problem.

Czy klub uregulował wszystkie zobowiązania finansowo, bo czytałem, że były opóźnienia w okresie zimowym. Czy w takiej sytuacji wszystko jest w porządku?

W sumie nic z tym nie zrobiłem. Były więc problemy, żeby wyrwać się z „Lechii” i móc trafić do kadry narodowej. Po zakończeniu sezonu nie puścili go i kazali trenować indywidualnie. Klub nie chce wywiązać się z warunków kontraktu. Zasługuję na całą pensję. Niczego nie przesądziliśmy, a zakładam, że po kadrze nadal będziemy musieli wrócić do klubu, bo umowa obowiązuje do 30 czerwca. Przyznam, że nie da się tego tak łatwo rozwiązać.

 

źródło: sportacentrs