Lechia to młoda drużyna, z dużym potencjałem, ale przed trenerem Brzęczkiem ciężka robota, bo musi to wszystko poukładać tak, żeby zespół sprawnie funkcjonował - mówi Grzegorz Wojtkowiak w rozmowie ze sport.trojmiasto.pl.
Za panem pierwszy sparing przed gdańskimi kibicami [zakończony bezbramkowym remisem z Olimpią Grudziądz]. Jakie wrażenia?
Grzegorz Wojtkowiak: - Na pewno próbowaliśmy grać w piłkę, ale zdawaliśmy sobie sprawę, jakie trudne dwa tygodnie za nami i jaką ciężką pracę wykonaliśmy na zgrupowaniu w Turcji. Na pewno czuliśmy to w nogach i brakowało tej dynamiki, która przyjdzie w trakcie obozu w Hiszpanii. Wybiegaliśmy ten mecz, mieliśmy też jakieś założenia taktyczne, ale przyznam szczerze, że na pewno nie wszystkie zrealizowaliśmy. Najważniejsze, że dzień przed wyjazdem na zgrupowanie praktycznie wszyscy są zdrowi i będziemy mogli w komplecie kontynuować przygotowywania do sezonu.
Jak ocenia pan Lechię po tych pierwszych kilkunastu dniach?
- Lechia to na pewno fajna drużyna, składająca się głównie z młodych zawodników, z których każdy ma duży potencjał. Jednak przed trenerem Brzęczkiem ciężka robota, bo musi to wszystko poukładać tak, żeby zespół sprawnie funkcjonował. My, starsi piłkarze, na pewno będziemy starać się jak najbardziej pomóc zarówno trenerowi, jak i tym młodszym chłopakom, aby stworzyć fajny kolektyw i walczyć o pierwszą "8".
- W drużynie jest też kilku innych starszych zawodników, na których też rozkładać będzie się odpowiedzialność za drużynę. Z drugiej strony wychodzimy z założenia, że każdy zawodnik, czy to na boisku, czy to w szatni, musi wziąć na siebie odpowiedzialność za to, że reprezentuje barwy klubu. Będziemy dążyć do tego, żeby każdy zawodnik czuł się w tej drużynie ważny.
Pan przewidziany jest do gry przede wszystkim na prawej obronie.
- Na tę chwilę tak to wygląda, ale cały czas rozmawiamy na ten temat z trenerem. On wie, że w razie potrzeby mogę też grać na środku obrony, zobaczymy, jak to dalej będzie wyglądało.
Z panem i z Jakubem Wawrzyniakiem na boisku Lechia w sparingach nie straciła jeszcze bramki. Niezła skuteczność.
- Ja tak na to nie patrzę, nawet nie wiedziałem, że taka sytuacja miała miejsce. Oczywiście założenie jest takie, żeby grać "na zero z tyłu", żeby uczyć się tego i nabrać nawyku nietracenia bramek. I przed wyjściem na boisko, bez względu na rywala, ten cel gdzieś nam tam przyświeca.
Jak długo trwała operacja "transfer Wojtkowiaka do Lechii"?
- Jeszcze przed końcem roku dostałem telefon z pierwszym zapytaniem. Oczywiście to nie mogło się skończyć na jednym telefonie, więc na pewno trochę to trwało. Ale to były bardzo fajne i konstruktywne rozmowy.
W TSV Monachium nie było już dla pana miejsca?
- Zdawałem sobie sprawę, że zostając tam na kolejne sześć miesięcy, nie grałbym zbyt wiele, bo wiadomo, że nikt nie będzie stawiał na zawodnika, który za chwilę opuszcza zespół. Decyzję, że chcę odejść, podjąłem już wcześniej.
Z polskich klubów w grze była tylko Lechia?
- Miałem dwie propozycje z polskich klubów, Lechia okazała się konkretniejsza. Mogę powiedzieć, że w grę nie wchodził Lech Poznań [w tym klubie Wojtkowiak grał przez wiele lat przed wyjazdem do Niemiec].
Na początku sezonu krótko współpracował pan w TSV z byłym trenerem Lechii Ricardo Monizem. Jak pan go wspomina?
- To trener, który potrafi świetnie zmotywować drużynę. Swoją osobą i zachowaniem daje zawodnikom duży bodziec do pracy, do ciężkiej harówki, jaką stosuje w okresie przygotowawczym. No i potrafi wpoić do drużyny prawdziwego ducha walki. Ja osobiście trenera Moniza będę wspominał bardzo dobrze.
Rozmawialiście o Lechii, o polskiej lidze?
- Nie było takiej okazji.
Źródło: trojmiasto.sport.pl