W niedzielę na portalu Trójmiasto.pl ukazał się wywiad z kitmanem Lechii Dawidem Pajorem. Popularny „Dziulek” zdradził m.in., jak wygląda jego praca od kuchni czy spadek klubu z Ekstraklasy.

Dawid Pajor pełni funkcję kitmana Lechii Gdańsk od 2016 roku z krótką przerwą. Jak wygląda praca kitmana od kulis? - Trzeba powiedzieć, że jest to gonitwa. Dzień zaczynamy śniadaniem o godz. 7:30. Następnie w ciągu dnia mamy dwa treningi, więc musimy pilnować, aby wszystko się zgadzało i drużynie niczego nie brakowało. Na warunki pracy nie możemy narzekać, choć boiska mogłyby być nieco lepsze. Wiem jednak, że trwają prace nad tym, abyśmy mogli korzystać z lepszych w kolejnych dniach.

- To jest praca oparta na schematach. Przed meczem muszę mieć torbę z meczowym asortymentem, z ręcznikami, z rzeczami na rozgrzewkę i wiele innych, a wszystko musi być jeszcze ponumerowane. Jeśli to czujesz, to niczego nie zabraknie. Zdarzały się jednak sytuacje, że wychodziły jakieś potknięcia. Dusan Kuciak zawsze pakował się sam, jest skrupulatny, lubi porządek, więc samodzielnie układał swoje worki, a moim zadaniem było je tylko wrzucić do torby. Jednak któregoś razu jego rzeczy na mecz zostały w Gdańsku. Muszę przyznać, że jak kiedyś miałem kolizję i uszkodziłem auto, to byłem mniej zestresowany niż w momencie, gdy godzinę przed meczem zauważyłem, że nie ma worka Dusana. Widziałem, że się lekko zdenerwował, gdy mu o tym powiedziałem, ale jakoś mu przeszło, bo na szczęście zawsze ma dodatkowe rzeczy na trening. Wtedy akurat graliśmy na Piaście i Dusan zachował czyste konto. Śmialiśmy się później, że od teraz trzeba zmienić system.

Natomiast czasami zdarzają się sytuacje niezależne od ciebie. Kiedyś między jakimś obozem a tourne po Niemczech mieliśmy dzień wolnego. Akurat na przepakowanie toreb itd. Tylko że jak wróciliśmy z tej Turcji, to okazało się, że brakuje 15 toreb. Szczęście w nieszczęściu było takie, że właśnie tego dnia Adam Mandziara zadecydował, że jednak do tych Niemiec nie jedziemy, bo okazało się, że te sparingi mielibyśmy grać na sztucznej murawie. Odetchnąłem z ulgą.

Dawid Pajor przez długi czas występował w juniorach Lechii Gdańsk pod okiem taty Jarosława, a także w piłkę grał jego brat. Jak wyobraża sobie życie bez Lechii? - Lechia to całe moje życie. Mój tata był trenerem w Lechii, mój brat trenował w Lechii i ja również. Lechia to mój dom. Przeżywałem z nią piękne momenty, jak wygrana w finale Pucharu i Superpucharu Polski, ale też smutne, jak spadek z ekstraklasy. Jakbym miał opowiedzieć o tym wszystkim, a szczególnie o tym, co działo się w ciągu ostatniego roku, to byśmy mieli piękny scenariusz do serialu Netflixa. To oglądaliby nawet ludzie, którzy nie interesują się piłką. To aż nie do uwierzenia, że spadliśmy z taką szatnią. Przecież graliśmy o awans do fazy grupowej Ligi Konferencji. Wcześniej bywały sezony, gdy przegrywaliśmy po kilka meczów z rzędu, ale akurat w tamtym sezonie to było coś niesamowitego.

W zeszłym roku Lechia Gdańsk po raz pierwszy od 15 lat spadła z Ekstraklasy. Jak według niego zawodnicy przeżyli ten spadek? - Z chłopakami z Lechii spędzałem sporo czasu, dużo przeżyliśmy i szczerze mówiąc, nie widziałem po nich jakichś zmian. Widziałem chęć wygrywania, a po porażkach wkurzenie. Wiadomo, że na etapie 3/4 sezonu to wkurzenie wyglądało inaczej niż wcześniej, bo to przechodzi w niemoc. Niektórzy wtedy bili już chyba rekordy w siedzeniu w szatni po porażkach i rozmyślaniu. Nie pomagały też inne sprawy. Przed sobą mieliśmy najważniejsze mecze, a chłopaki musieli dogadywać terminy pensji. Z mojej perspektywy nie wyglądało to dobrze, bo takie sprawy jak wypłaty, premie itd. powinny być raczej uzgadniane przed startem sezonu. A kwestie finansowe były ustalane dwa-trzy dni przed kluczowymi spotkaniami. Już pomijam jakieś pojedyncze sytuacje, jak zawieszanie kogoś, bo jego zdanie było inne niż właściciela. Nie oceniam czy to było dobre czy złe, ale na pewno nie pomagało.

Z którym trenerem współpracowało mu się najlepiej, a z którym najgorzej? - Piotr Stokowiec jasno dawał do zrozumienia, że to my jesteśmy ważniejsi niż piłkarze, bo nadajemy rytm tej grupie. Człowiek czuł się, jak członek sztabu szkoleniowego. Jednak jeśli trener źle rozpisze rozegranie rzutu rożnego, to nic się nie stanie. Natomiast jeśli ja zapomnę torby z rzeczami, to robi się niefajnie. W tej pracy spoczywa na tobie ogromna odpowiedzialność. Dużą przyjemność z pracy mam także z Szymonem Grabowskim. Z kolei taką wartość zabrał mi Tomasz Kaczmarek. Według niego to piłkarze są najważniejsi. Młodzi zawodnicy nie są od noszenia sprzętu, bo to przyszli sportowcy. To doprowadziło do tego, że jak pewnego razu nie przyszedł serwis sprzątający, to z kierownikiem musieliśmy sprzątać śmietniki, bo trener uważał, że to na nas spoczywa ta odpowiedzialność. Później bardziej do nas przekonał się, ale mimo wszystko niesmak pozostał.

Jak Dawid Pajor porównuje atmosferę ze stadionu Traugutta 29 do Polsat Plus Areny? - Stadion przy Traugutta to było miejsce święte. Wszyscy chuchali i dmuchali, bo jest Lechia. W Letnicy mamy przepiękny stadion, ale mam wrażenie, że tam ważniejszy jest koncert Dawida Podsiadło albo przejście dla panów z telewizji z kamerami. Dajmy przykład Lecha Poznań. Tam na drzwiach szatni widnieje napis: tylko dla piłkarzy i sztabu szkoleniowego. Jeśli wejdziesz jako pracownik, to jesteś zwolniony z pracy. I niech to będzie puenta dla tego pytania.

źródło: Trójmiasto.pl