Tomasz Kaczmarek pod koniec jesieni wielokrotnie powtarzał, że kadra Lechii nie jest optymalna, często podkreślając jej nadmierną szerokość. Gdańska drużyna wróciła już z obozu przygotowawczego, który miał miejsce w Turcji, a w zespole, względem jesieni, niewiele się pod względem personalnym zmieniło. A jeśli się zmieniło - nie zmieniło się na lepsze.
Za dużo środkowych pomocników - do zespołu ściągnięty Neugebauer z Ruchu. Brak odpowiedniej rywalizacji dla Żukowskiego - przesunięcie nieszczęsnego Mateusza do rezerw, a do tego rozwiązanie kontraktu z Musolitinem. Za mało ludzi na skrzydłach - do FK Senicy wypożyczony potężny Witan. Do tego odejście do Jagiellonii Zlatana Alomerovicia i ściągnięcie relatywnie słabszego Michała Buchalika oraz zaskakujący transfer Bartosza Kopacza, który wrócił do Zagłębia Lubin, zostając tym samym ściągnięty do klubów prowadzonych przez Piotra Stokowca już po raz trzeci.
Tak, jest to zaczepiające podejście do kwestii zimowych ruchów transferowych dokonanych w obydwie strony przez Lechię. Na każdy z powyższych zarzutów odpowiedzieć można podpartymi argumentami ripostami. Miłosz Szczepański został wypożyczony do Warty Poznań, a Tomasz Makowski i Filip Koperski spędzili w sparingach większość czasu na pozycjach, odpowiednio, prawego obrońcy i prawego skrzydłowego. Obydwaj prezentowali się całkiem solidnie (zwłaszcza Koperski, który przeciwko Akhmatowi brał udział w obu akcjach bramkowych), a do tego Lechia ściągnęła zastępcę Żukowskiego, 27-letniego Austriaka, Davida Steca. Skrzydła wydają się być dobrze obsadzone, a Ilkay Durmus był motorem napędowym Lechii w każdym ze sparingów. Kuciak to, pomimo słabszej końcówki jesieni, wciąż czołówka Ekstraklasy, a stoperów może za wielu nie mamy, ale, cholera, od biedy można i Kryeziego wystawić na środku obrony!
Lechia, jak dotąd, zimą się nie wzmocniła, co więcej, zdaje się być zespołem kadrowo słabszym. Nawet gdyby udało się sprzedać w tym oknie transferowym Mateusza Żukowskiego, a na jego miejsce ściągnięto Steca, moglibyśmy mieć wątpliwości dotyczące obsadzenia prawej obrony. Oczywiście, brak transferów nie musi oznaczać, że wiosna będzie w wykonaniu Gdańszczan nieudana. Powinniśmy żywić nadzieję, że zespół się zgrał, a zawodnicy zyskali wiele automatyzmów. Trener Kaczmarek nie kombinował z taktyką i ustawieniem, nie kombinował także z decyzjami personalnymi, a składy, które występowały w pierwszych i drugich połowach wszystkich spotkań sparingowych, były do siebie zbliżone.
Jesienią zespół Tomasza Kaczmarka pod wodzą nowego trenera zmienił orientację swojej gry na bardziej ofensywną. Wydaje się, że zespół wyzbył się trudnego do oceny, bo zarówno często skutecznego, jak i męczącego, stokowcowego kunktatorstwa po stracie dwóch punktów w końcówce spotkania z Wisłą Kraków. Trudno jednak stwierdzić, że jesienią widzieliśmy Lechię Kaczmarka. Przy intensywności zmian na ławkach trenerskich widocznych nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, trudno czasem w ogóle zobaczyć zespoły będące autorskimi pomysłami szkoleniowców. Jesteśmy kibicami, więc nasza rola dotycząca gry drużyny kończy się, zazwyczaj, na chęci i formułowaniu życzeń dla samych siebie. Chcielibyśmy więc, by Lechia grała wiosną ofensywnie, skutecznie, mądrze, a do tego walczyła do samego końca o dogonienie (i przegonienie) poznańskiego Lecha i zdobycie Mistrzostwa Polski. Zimowe ruchy na rynku transferowym nie pozwalają nam jednak popadać w hurraoptymizm. Może to i lepiej?
Czy jesteśmy zatem w stanie walczyć z obecną kadrą o podium Ekstraklasy? A czy byliśmy w stanie walczyć o owe podium jesienią? Tak, momentami zespół Lechii wyglądał na gotowy do walki o najwyższe cele. Poddając się jednak emocjom chciałoby się krzyknąć, że ten zespół potrzebuje wzmocnień, co więcej, dodając do owych emocji analizę, krzyk ten zdaje się być racjonalny. Na razie wierzmy Kaczmarkowi - że Stec da radę, że więcej transferów nie trzeba, że kadra został odpowiednio odchudzona, a obóz przyniesie automatyzmy, które zobaczymy już za 11 dni, w meczu rozgrywanym w Gdańsku przeciw Śląskowi. Podobno wiara czyni cuda.