Przy okazji meczu Lechii Gdańsk z Cracovią Kraków - Klub i kibice dali wyraz pamięci o człowieku, który oddał życie za wolną Polskę.
Antoni Browarczyk to jedna z pierwszych ofiar stanu wojennego. Spotkanie zaczęło się od minuty ciszy, a jego trakcie zaprezentowano wyjątkową oprawę. Poniżej prezentujemy wspomnienie o Antonim Browarczyku.
Zginął 17 grudnia 1981 roku. Miał zaledwie 20 lat. Był jedną z pierwszych ofiar stanu wojennego. Został trafiony strzałem w głowę podczas rozpędzania demonstracji w Gdańsku pod KW PZPR.
Stał w tłumie manifestantów na przystanku autobusowym, przy dzisiejszym budynku LOT-u. Według świadków, zastrzelił go snajper znajdujący się na dachu tego budynku. Według innych świadectw, padł od strzałów z pancernego skota.
Antoni Browarczyk – chłopak z gdańskiej Zaspy, zagorzały Lechista, zafascynowany ruchem „Solidarności”, antykomunista, odważny uczestnik pierwszych demonstracji po wprowadzeniu stanu wojennego. O nim będzie ta opowieść.
Fanatyk gdańskiej Lechii i „Solidarności”
Na stadion przy Traugutta Antoni Browarczyk trafił w latach 70. Już wówczas było to miejsce, w którym kibice biało-zielonych odważnie kontestowali komunistyczną rzeczywistość. Po wydarzeniach Grudnia 1970, w Gdańsku nic już nie było takie samo. Ludzie podnosili się z kolan, przez całą dekadę organizując uroczystości upamiętniające ofiary grudniowej masakry. Angażowali się w powstające po 1976 roku niezależne organizacje: Studenckie Komitety Solidarności, Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża, Ruch Młodej Polski. Gro największych aktywistów gdańskiej opozycji doskonale znana była stałym bywalcom meczów Lechii. Młody Tolek chłonął tą specyficzną atmosferę. Stał się wiernym fanem biało-zielonych. Jeden z najaktywniejszych pod koniec lat 70. kibiców Lechii – Jerzy Litwin (dziś na emigracji w Hamburgu), tak wspominał Tolka Browarczyka: – Poznałem Go przez „Złotego” w 1978 r. Okazało się, że namiętnie chodzi na mecze naszej Lechii. Wciągnęliśmy wtedy Tolka do młyna. Niejednokrotnie jeździł też z nami na wyjazdy. Z reguły tworzyliśmy stałą, liczącą kilka osób paczkę (m.in. Dula, Muła, Teheran, Żółty, Tolek).
W sierpniu 1980 roku w gdańskiej Stoczni im. Lenina wybuchł strajk. Zmienił bieg historii. W komunistycznym państwie powstały pierwsze niezależne od władz partyjnych związki zawodowe „Solidarność”. Gdańsk stał się w tym czasie centrum życia politycznego w Polsce. Antoni Browarczyk całym sobą włączył się w wolnościową działalność związkową. Był członkiem „Solidarności” w swoim zakładzie pracy. Kolportował ulotki, rozwieszał plakaty „Solidarności”. Razem z kolegami z Lechii brał udział w licznych manifestacjach na ulicach Gdańska. Jerzy Litwin wspomina demonstracje tzw. „karnawału Solidarności”: – Dziwnym zbiegiem okoliczności, mimo że nigdy na antypaństwowe zadymy nie umawialiśmy się, za każdym razem – a zaliczaliśmy w tamtych latach chyba wszystkie zadymy - spotykaliśmy się z Tolkiem i innymi chłopakami, bądź w Gdańsku lub Wrzeszczu i niejednokrotnie trzymaliśmy się razem.
Wojna polsko-jaruzelska
Polacy nie cieszyli się długo wolnościowym klimatem, zapoczątkowanym strajkami w Stoczni Gdańskiej pamiętnego sierpnia 1980 roku. 13 grudnia 1981 gen. Jaruzelski wprowadził na terytorium całego państwa stan wojenny, rozpoczynając swoją wojnę z narodem. Przez kolejne dni tysiące gdańszczan wyszło na ulice, aby pokazać juncie wojskowej, że naród nie da się zniszczyć siłą czołgów. Natychmiast zorganizowano podziemną działalność. Pojawiły się pierwsze ulotki, wzywające do solidarnościowych manifestacji i sprzeciwu wobec komunistycznej hucpie.
13 grudnia 1981 roku Antoni był świadkiem aresztowania kolegów. W domu zniszczył notesik z kontaktami. Trzy dni później, po raz pierwszy od ogłoszenia stanu wojennego, wziął udział w ulicznej demonstracji. W okolicach dworca i Stoczni Gdańskiej zgromadził się wówczas około 30-tysięczny tłum. Jak wynika z raportu partyjnego, najbardziej aktywna była 10-tysięczna grupa uczestników manifestacji, „głównie ludzi młodych i młodocianych”. Wszyscy chcieli dostać się pod Pomnik Poległych Stoczniowców. Około godz. 15.30 milicja i wojsko zaczęły rozpędzać protestujący tłum. Rozpoczęły się wielogodzinne walki na ulicach Gdańska. Trwały do 22.00. Po powrocie do domu Antoni Browarczyk oznajmił rodzicom, że jest chyba śledzony.
17 grudnia tłumy gdańszczan ponownie pojawiły się na ulicach miasta. KW PZPR w teleksie wysłanym do centrali partyjnej o godz. 12.00 informował: „Napięta sytuacja utrzymuje się w Gdańsku. Po wczorajszym rozproszeniu tłumu przez MO i wojsko spod pomnika, dziś nadal przed Dworcem Głównym w Gdańsku i w pobliżu Stoczni im. Lenina oraz na ciągu ulicznym w kierunku KW PZPR zbierają się kilkusetosobowe grupy, głównie młodzieży, prowokujące do interwencji służb porządkowych”.
Z każdą godziną manifestantów przybywało. Antoni po zakończeniu pracy także uczestniczył w demonstracji. Spotkał na niej Litwina. – Trafiliśmy na siebie pod „Sobieskim”. Namawiałem Tolka, byśmy przenieśli się pod „Brygidę”, jednak ostatnie słowa, jakie usłyszałem od Niego, wypowiedział z rozbrajającym uśmiechem na ustach: „Ja zostaję, tu będzie się działo” – wspominał po latach Litwin. Był to dzień śmierci Antoniego Browarczyka.
Tłum gromadzący się na ulicach Gdańska narastał. Raz po raz dochodziło do potyczek z oddziałami ZOMO. Skandowano solidarnościowe hasła. Manifestanci zaczęli napierać na kordony milicji, chcąc dostać się pod gmach KW PZPR. W stronę ludzi poleciały gazy łzawiące. Milicja zaczęła ściągać posiłki. W rejonie budynku partii pojawiły się opancerzone skoty i oddziały MO wyposażone w broń maszynową. Około 16.30 wobec protestującego tłumu użyto ostrej amunicji. Antoni Browarczyk padł nieprzytomny na ziemię z raną postrzałową czaszki.
Ludzie natychmiast dostarczyli jego ciało do pobliskiego szpitala przy ul. Świerczewskiego. Nieprzytomnego Tolka nieśli na ławce z autobusowego przystanku. Zmarł, nie odzyskując już przytomności. Rodzina dowiedziała się o tragedii po godz. 18, ale do szpitala dotarła dopiero następnego dnia. Browarczyk oficjalnie umarł 23 grudnia, chociaż prawdopodobnie nie żył już tego samego dnia, którego został postrzelony. Lekarze na wniosek służb mieli podłączyć go do aparatury, żeby mieć więcej czasu na zatuszowanie śladów zbrodni. Pogrzeb Antoniego odbył się w Sylwestra.
Fałszowanie śledztwa
6 sierpnia 1982 roku prokurator Marynarki Wojennej ppor. Włodzimierz Pluta umorzył śledztwo w sprawie zabójstwa Antoniego Browarczyka. Natychmiast zareagowała podziemna prasa. W piśmie Międzyzakładowego Komitetu Protestacyjnego Trójmiasta „Wolność” komentowano ten fakt następująco: „W ciele zabitego znaleziono trzy pociski kal. 7,62, które są dowodem w sprawie. Wiadomo, gdzie i kiedy zabito ofiarę. Wiadomo, z jakiej broni. Wiadomo, jaki oddział ZOMO wtedy tam był, kto nim dowodził, kto wydał rozkaz, kto użył ostrej amunicji, ale jak podaje prokurator Pluta – śledztwo umorzono z powodu niewykrycia sprawców. (…) Prokuratura działa do czasu! Sprawcy zostaną wykryci!”.
Niestety, nie zostali wykryci do dzisiaj, mimo 20 już lat tzw. „wolnej Polski”. Co ciekawe, ten sam prokurator Włodzimierz Pluta umarzał śledztwo w sprawie okoliczności śmierci Antoniego Browarczyka jeszcze raz w sierpniu 1983 roku. Na nic się zdały zażalenia i odwołania od tych wyroków, systematycznie składane przez rodziców Tolka – Mariannę i Czesława Browarczyków. Jaruzelski w programie „Teraz My” powiedział, że śledztwa nie były fałszowane, tylko czasami nieudolnie prowadzone…
Po 1989 roku sprawą Tolka zajęła się nadzwyczajna komisja do zbadania zabójstw z okresu dyktatury Jaruzelskiego. Jego przypadek został szeroko opisany w tzw. „Raporcie Rokity”. Winą za nieprawidłowości w śledztwie, w tym niezabezpieczenie dowodów przestępstwa funkcjonariuszy ZOMO w postaci broni, z której oddano strzały, raport obarczył ówczesnego Prokuratora Wojewódzkiego w Gdańsku, Prokuratora Marynarki Wojennej w Gdyni i Komendanta Wojewódzkiego MO w Gdańsku. Nigdy nie postawiono im żadnych zarzutów i nie pociągnięto do odpowiedzialności.
…nie rozwieje wiatr tych pokoleń Lechii Gdańsk!
Jakim był człowiekiem? – spytałem przywoływanego już tutaj wielokrotnie Jurka Litwina. – Na pierwszym miejscu stawiam na lojalność i honor (jak każdy biało-zielony brat) – mówił. – Wesołość, uśmiech i humor nigdy go nie opuszczały. Niewielki wzrostem, wielki duchem i chęcią życia. Zaraził sie od nas biało-zieloną epidemią. Młodsza od Tolka o 13 lat siostra wspomina natomiast, że uwielbiała się z nim bawić. Pięknie grał na akordeonie. Zawsze, kiedy wracał z pracy, rzucała mu się na szyję. Tolek zabierał ją na spacery, na mecze i na randki. Miał dziewczynę Dorotę. Planowali wspólną przyszłość. Trzy lata po śmierci brata, Grażyna napisała wiersz: „Ta kula, bracie, która Cię zabiła, ona również moje serce zraniła. Lecz bardziej boli mnie prawda taka, że zginąłeś bracie z ręki Polaka!”. Dzisiaj fragment wiersza widnieje na pomniku Antoniego Browarczyka na Cmentarzu Łostowickim.
W 27. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego Prezydent RP Lech Kaczyński nadał Antoniemu Browarczykowi pośmiertnie Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce. Pamiętaliśmy o nim w uroczystym Apelu Młodych Poległych podczas uroczystości 25-lecia Federacji Młodzieży Walczącej w Muzeum Powstania Warszawskiego. Biało-Zielona brać uczci pamięć Tolka podczas sobotniego meczu z Cracovią. Przypadnie w dniu kolejnej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, którego Antoni Browarczyk stał się jedną z pierwszych ofiar. Będą wśród nas Jego bliscy. Tolek, jak wierzymy, będzie także z nami. Duchowa obecność tych, którzy odeszli, wspiera nas w ciągłej walce o wierność ideałom biało-zielonej „Solidarności”.
Pamięć o Tolku musi trwać. „Na niektórych śmierć, na niektórych czas, tak jak kruk na gałęzi siadł. Lecz nie skryje kurz, nie rozwieje wiatr, tych pokoleń Lechii Gdańsk!”. Był jednym z nas, wojownikiem biało-zielonej „Solidarności”. Walczył o wolną Polskę najlepiej jak potrafił – na gdańskich ulicach. I poniósł największą ofiarę, za wolną ojczyznę oddał swoje młode życie.
ks. Jarosław Wąsowicz SDB