Info:
Na meczu 25 kibiców Lechii.
Relacja (Lechia.gda.pl):
Nie byli jednomyślni kibice Lechii w typowaniu najlepszego ich zdaniem przeciwnika dla biało-zielonych w trzeciej rundzie Wojewódzkiego Pucharu Polski. Jedni życzyli sobie wymagającego rywala z ligi czwartej, a przynajmniej piątej, inni woleli kolejną nisko notowaną drużynę, która nie będzie żadną przeszkodą na drodze do następnej rundy. Usatysfakcjonowani mogli być tylko ci drudzy - Lechia trafiła na B-klasowy zespół Zielonych Łąg. Mecz ten odbył się dzisiaj.
Oto pierwsza jedenastka, którą wystawił do gry trener Małolepszy: 1. Mateusz Bąk - 2. Krzysztof Bartoszuk, 6. Mariusz Bloch, 15. Daniel Pellowski, 3. Tomasz Słabkowski - 17. Przemysław Urbański, 13. Marcin Waniuga, 10. Jakub Wiszniewski, 9. Łukasz Paulewicz - 7. Bartłomiej Stolc, 11. Marek Wasicki. W trakcie gry na boisko weszli jeszcze także Michał Giliga, Lech Kaniszewski, Piotr Osmólski i Gracjan Pajor (debiut). Już sama ranga przeciwnika wskazywała na to, że będzie to kolejny z serii meczów prostych i niezbyt emocjonujących. W czwartej minucie w tym przekonaniu utwierdził kibiców Marek Wasicki, który zdobył pierwszego gola. 13 minuta przyniosła z kolei bramkę Bartka Stolca. Drugi raz z rzędu graliśmy na beznadziejnej murawie, choć i tak lepszej, niż ta w Siwiałce. Zresztą nie zawsze nam ona przeszkadzała. W 26 minucie Łukasz Paulewicz silnie uderzył zza pola karnego, a piłka tak odbijała się od nawierzchni, że bramkarz gospodarzy był bezradny.
Sześć minut później Stolc dostał idealną piłkę prosto na głowę w bardzo bliskiej odległości od bramki i po prostu nie mógł tego zmarnować. 4:0 dla Lechii. W 41 minucie Wasicki znalazł się na czystej pozycji, dostał dobre podanie i trafił do właściwie pustej już bramki. W ostatniej regulaminowej minucie pierwszej połowy swojego gola dołożył również Jakub Wiszniewski i pierwsza odsłona zakończyła się wynikiem 6:0. Początek drugiej zwiastował bardzo wysoki wynik. W 52 minucie Wasicki znów znalazł się na doskonałej pozycji i tym samym mógł świętować hat-trick. Jednak tak jak to zwykle ostatnio bywało, i tym razem w drugiej połowie coś się zacięło. Lechia miała jeszcze kilka dogodnych sytuacji, ale za każdym razem pudłowała. O dziwo tym razem jednak mimo wszystko zachowała przy okazji czyste konto, co w tym sezonie zdarzało się jej stosunkowo rzadko. Zespół Zielonych próbował od czasu do czasu atakować, ale zazwyczaj takie sytuacje nie kończyły się choćby groźnym strzałem. W tych blisko 40 minutach żaden gol więc już nie padł, a Lechia Gdańsk awansowała do kolejnej rundy wygrywając 7:0.
Trzy dni po najbardziej licznym wyjeździe sezonu przyszedł czas na najmniej liczny. Przybycie jednak mniej więcej 25 osób nie może dziwić, gdyż odległość od Gdańska była ponad dwa razy większa, a do tego dochodził termin w postaci środka tygodnia i godzin roboczych. Mimo wszystko pojawiły się cztery flagi. Najbardziej komiczna sytuacja miała miejsce, gdy sędzia liniowy znów miał ściągnięte spodenki. Po ich podciągnięciu podniósł w górę chorągiewkę, aby poinformować o tym fakcie arbitra głównego. Ten przez kilkanaście sekund tego nie zauważał, żeby przy naprawdę dobrej akcji gospodarzy przerwać ją na skutek zinterpretowania tego jako... sygnalizacji pozycji spalonej. W dalszej kolejności liniowy był na tyle zestresowany, że wolał nie zbliżać się do kibiców i stał jak najdalej, w narożniku boiska, w ogóle nie biegając. Bez większego powodu. Mecz oglądało sporo widzów miejscowych, ponad 150 osób, którzy nie tylko mieli transparent z nazwą ich klubu, lecz w drugiej połowie próbowali nawet dopingować, a także odpalili kilka petard. W tej rundzie został już tylko wyjazd do Sztutowa - stawmy się na nim jak najliczniej.
|