Sebastian Mila, który w zakończonym właśnie sezonie zaliczył 3 minuty na murawie postanowił odeprzeć ataki kierowane w jego stronę.
Zakończyłeś karierę w Lechii, tak jak marzyłeś. Nie możesz jednak powiedzieć, że to był piękny okres w Twoje karierze?
Chciałem grać więcej, być główną postacią drużyny i doprowadzić Lechię do europejskich pucharów. W poprzednich klubach to mi się udawało. Miałem tutaj podobny zamiar, ale tak się potoczyło, że mało grałem. Nawet jak grałem, to już nie tak dobrze jak w poprzednich klubach.
Kibice mówili: Mila siedzi na trybunach i kasuje co miesiąc 100 tysięcy złotych. Wkurzało Cię to, że wypominali zarobki i zaglądali w kieszeń?
Nie za bardzo. Podpisałem w Gdańsku kontrakt tak, jak z innymi klubami. I to za mniejsze pieniądze. Zrzekłem się też zaległych pieniędzy w Śląsku, żeby przejść do Lechii. Wiedziałem, że to mój ostatni kontrakt w karierze i w Gdańsku chciałem zakończyć karierę. Były wcześniej propozycje z Lechii, choćby za trenera Bogusława Kaczmarka, ale nie byłem gotowy, żeby odejść ze Śląska i do tego miałem długoletni, ważny kontrakt.
Zgodzisz się, że w aspekcie finansowym miałeś szczęście, bo miałeś wysoki kontrakt w Lechii, jak na piłkarza nie grającego?
Tylko, że ja wcale dużo nie zarabiałem. Kwota, która krąży, jest wymyślona i to jak. Wszyscy myśleli, że podpisałem kontrakt życia, przychodząc do Gdańska. Też żałuję, ale tak nie było. Nigdy tego nie dementowałem, bo to abstrakcja. Uznałem, że nie będę się tłumaczył dlaczego zarabiam tak dużo albo tak mało. Nie róbmy takich rzeczy, bo to nie jest sprawiedliwe.
źródło: dziennikbaltycki.pl