- Najgorsza sytuacja jest wówczas kiedy jesteś krytykowany, ale nie możesz się przed tym bronić, odpowiedzieć na boisku - bo zwyczajnie nie grasz - mówi w rozmowie z TrójmiastoSport.pl Sebastian Mila.

(...) Jaka była geneza problemów twoich i całej drużyny od początku sezonu. Przed jego rozpoczęciem zapowiadaliście walkę o pierwszą "3". Co się stało, że się nie udało?

 

- Przed sezonem optymizm będzie zawsze, dopiero w jego trakcie przychodzi weryfikacja tego co się mówi. Jeden, drugi nieudany mecz i już zaczyna się trudny moment. Potem znów grasz mecz, w którym jesteś lepszy, ale nie masz szczęścia i przegrywasz, albo remisujesz. To się kumuluje i zaczyna się rodzić kryzys. My też jesteśmy ludźmi, po kilku niepowodzeniach gdzieś ulatuje zaufanie do własnych umiejętności, przegrywasz kolejny mecz, to leci jak lawina. W pewnym momencie zupełnie straciliśmy pewność siebie i w tym momencie żadnym mówieniem, ani specjalnym motywowaniem już tego nie nadrobisz. Potrzebujesz zwycięstw. Na szczęście w pewnym momencie potrafiliśmy się z tego podnieść i mam osobiście ogromny szacunek dla drużyny, że udało się to zrobić. Uważam, że obok Legii i Lecha ze wszystkich polskich drużyn ciąży na nas największa presja, a to jest dodatkowy czynnik utrudniający wydostanie się z dołka. Drużyna pokazała jednak, że bardzo chce z niego wyjść, że bardzo zależy jej na zwycięstwach, było to widać nawet w przegranych meczach z Lechem czy Pogonią, po których naprawdę byliśmy zdruzgotani. Potrafiliśmy się jednak podnieść, to zasługa nie tylko drużyny, ale także Dawida Banaczka, który potrafił do nas dotrzeć. Mieliśmy we wspólnym gronie jedno spotkanie, drugie, zaczęliśmy się lepiej poznawać, obeszliśmy to wszystko jakby z drugiej strony. To spowodowało, że wszystko zaczęło się zazębiać.

 

Miałem wrażenie, że długimi tygodniami nie tworzyliście na boisku zespołu, brakowało tej więzi, jedności, wspólnoty. Gdzieś ulotnił się "team spirit".

 

- Był taki moment, że rzeczywiście atmosfera w zespole nie była może zła, ale nie była też rewelacyjna. Była nijaka. A jak jest nijaka, to tak naprawdę jest żadna. Wiedzieliśmy, że to jest problem, dlatego spotkaliśmy się po dotkliwie przegranym meczu z Cracovią, w bardzo trudnym momencie. Nie oczernialiśmy się nawzajem, nie szukaliśmy winnych, tylko zaczęliśmy wszystko od nowa.

 

Nowe otwarcie?

 

- Może nie aż tak. Chcieliśmy się po prostu lepiej poznać. Pogadać o rzeczach, które nie były bezpośrednio związane z klubem. Porozmawiać o swoich przemyśleniach, wspomnieniach, życiu. Zostawiliśmy te bieżące kłopoty z boku, chcieliśmy się po prostu lepiej poznać. Dzięki temu lepiej funkcjonuje drużyna i można budować tę atmosferę. My zrobiliśmy to w odpowiednim momencie, chociaż ktoś może zapytać: czemu do takiego spotkania nie doszło wcześniej, wówczas może nie byłoby tych pięciu porażek z rzędu? Tyle tylko, że tego nie da się tak wykalkulować, nie można powiedzieć: dobra zrobimy to w styczniu i od tego momentu wszystko będzie super. Po prostu na pewne rzeczy przychodzą odpowiednie momenty. I to był właśnie ten moment, w którym trzeba było przedsięwziąć specjalne kroki. Spotkaliśmy się, spędziliśmy razem fajny czas i to spowodowało, że coś się zmieniło. Pomimo, tego że po Cracovii przegraliśmy jeszcze dwa mecze, to i tak było widać, że jednak coś ruszyło do przodu. (...)

Czytaj więcej. Cały wywiad znajdziesz tu

Źródło: trojmiasto.sport.pl/własne