Sebastian Mila już w 16 minucie zakończył mecz z Górnikiem Łęczna z powodu kontuzji. Szkoda, bo ostatnio był w wysokiej formie.

 

Szybko straciliście bramkę, potem musiałeś zejść z boiska z kontuzją. Źle weszliście w mecz z Górnikiem?

 

- Ten mecz nie wyglądał tak, jak go sobie zaplanowaliśmy. Po tych dwóch zwycięstwach, w których graliśmy dobrze, w tygodniu bardzo dobrze trenowaliśmy i byliśmy zmotywowani. Wszyscy chcieliśmy jak najszybciej grać z Górnikiem Łęczna. Niestety, pierwsza bramka zdecydowała, że tak się potoczyły losy tego meczu. To spotkanie mogło być lepsze w naszym wykonaniu, ale bierzemy porażkę na siebie jako drużyna. Zakończył się rok dla nas i przed nami dużo pracy oraz wiele treningów nad poprawą naszej gry.

 

Jak kontuzje - Twoja i Kovacevicia - wpłynęły na waszą grę w Łęcznej?

 

- Na pewno zmniejszyły trenerowi pole manewru.W pierwszej połowie musiał dokonać dwóch zmian, co po przerwie ograniczyło jego możliwości. To na pewno był dla nas duży problem. Niestety, tak to się ułożyło. Jestem też rozczarowany, że musiałem zejść z boiska, bo czekałem na ten mecz z niecierpliwością. Czułem się ostatnio wyśmienicie. Smutny jestem dlatego, że przegraliśmy i doznałem kontuzji.

 

Mówiłeś, że byliście zmotywowani i czekaliście na ten mecz. Można się w tym doszukiwać przemotywowania?

 

- Być może. Po tych dwóch zwycięstwach doszliśmy do takiej sytuacji, że gdybyśmy mogli, to byśmy grali mecz każdego dnia. To był dla nas fajny okres i maksymalnie przygotowywaliśmy się do tego ostatniego meczu w tym roku, bo wiedzieliśmy, że zwycięstwo może nam dać skok w górę tabeli. Nie wyszło, ale ja wierzę w ten zespół. Podnieśliśmy się po pięciu porażkach, zaczęliśmy dobrze grać w piłkę i jeszcze nie powiedzieliśmy naszego ostatniego słowa.

 

Czytaj więcej. Całą rozmowę znajdziesz tu

 

 

 

Źródło: dziennikbaltycki.pl/własne