Przed sobotnim meczem w Poznaniu portal trojmiasto.sport.pl rozmawiał z Marcinem Pietrowskim.
Konrad Marciński: Gdy rozmawialiśmy przed sezonem mówiłeś, że najważniejszy cel, to odzyskać po kontuzji miejsce w pierwszym składzie Lechii. Póki co z realizacją tego zadania jest delikatnie mówiąc średnio.
Marcin Pietrowski: Zimą kadra Lechii została wzmocniona nowymi piłkarzami i rywalizacja o pierwszy skład stała się jeszcze trudniejsza. Miejsc na boisku jest tylko 11, a zawodników chętnych do gry 25. Ja na każdym kroku staram się udowodnić trenerowi, że to ja zasługuję na miejsce w składzie. Zresztą, każdy z pozostałych piłkarzy powie dokładnie to samo. Ale nie dołuje mnie to, że wejdę na boisko z ławki rezerwowych. Każda minuta rozegrana w ekstraklasie to dodatkowe doświadczenie, które procentuje i działa na moją korzyść. Z drugiej strony można się cieszyć, że mamy szeroką i wyrównaną kadrę. Gdy zmiennik wchodzi na murawę, to nie obniża jakości gry całego zespołu, a w dużej liczbie przypadków nawet ją poprawia. Mamy teraz cztery mecze do rozegrania w krótkim odstępie czasu [od 22 marca do 5 kwietnia biało-zieloni zagrają z Lechem, Jagiellonią Białystok w ćwierćfinale Pucharu Polski, Piastem Gliwice i Zagłębiem Lubin] i dzięki dużej liczbie zawodników trener będzie mógł szachować piłkarzami i pozycjami. To powinien być nasz duży atut.
W tej chwili główny pana rywal do miejsca w składzie to Stojan Vranjes, który jest w dobrej dyspozycji
- Stojan nie jest jedynym konkurentem. Żeby dostać się do pierwszej jedenastki, trzeba wygrać rywalizację również z innymi piłkarzami. Poza tym to nie jest tak, że Vranjes zabiera miejsce akurat mi, czyli defensywnemu pomocnikowi. Czasami zajmie miejsce piłkarza ofensywnego. To wszystko zależy od taktyki, z jaką wychodzimy na rywala.
A jaką macie przygotowaną na Lecha? Lechia ruszy na "Kolejorza" czy będzie murować bramkę?
- Na treningach próbujemy różnych rozwiązań. Jeśli trener uzna, że w Poznaniu najlepiej sprawdzi się wariant ze mną na boisku, to jestem gotów do gry. Nastawiamy się na otwartą grę z obu stron. Ostatnio lubimy grać z drużynami, które prezentują ofensywny futbol. Z nimi po prostu łatwiej się gra niż z rywalami, z którymi trzeba stosować tylko i wyłącznie atak pozycyjny. A wszyscy wiedzą, jak polskie kluby kiepsko radzą sobie z tym elementem.
Niezależnie od taktyki, Lechii przydałoby się co najmniej zremisować w Poznaniu. Bo punktów, które dadzą awans do górnej połówki tabeli musicie szukać wszędzie. Jednak stadion Lecha to wyjątkowo trudny teren, bo od momentu awansu do ekstraklasy Lechia z Poznania zawsze wraca z niczym.
- Wiadomo w jakiej sytuacji jesteśmy i chcemy zdobywać punkty niezależnie od tego z kim gramy. W Poznaniu chcemy wygrać, bo bez tych trzech punktów będzie ciężko awansować do pierwszej ósemki. A poprzednimi naszymi meczami z Lechem nie zaprzątamy sobie teraz głowy.
Nawet tymi ostatnimi, w których dwukrotnie straciliście po cztery bramki? 2:4 z zeszłego sezonu i 1:4 z jesieni obecnych rozgrywek nie będzie ciążyć?
- Nie, bo każdy mecz jest jedyny w swoim rodzaju i nie ma co ich porównywać. Poza tym strata czterech bramek nie zawsze świadczy o słabej obronie. Czasem jest to po prostu konsekwencja tego, że po pierwszym golu zespół się otwiera i dąży do zmiany wyniku przesuwając ciężar gry na ofensywę. Kluczowym jest, żeby nie stracić tej pierwszej bramki, bo choć to jest truizm, to jednak te początkowe trafienia ustawiają wynik całego meczu.
Tym razem o wygraną może być łatwiej, bo Lech jest w kryzysie.
- Nie patrzymy na to, czy inne drużyny mają kłopoty, czy nie. Koncentrujemy się na własnej grze i cieszymy się, że forma jest lepsza, czego dowodem zwycięstwo z Widzewem Łódź. Zresztą już z Jagiellonią w Pucharze Polski zagraliśmy całkiem nieźle, choć mecz zakończył się naszą porażką.
A patrzycie w terminarz? Wasz i innych drużyn zainteresowanych miejscem w pierwszej ósemce.
- Nie interesuje nas zbytnio, jakich rywali mają Jagiellonia i Zawisza Bydgoszcz i z kim mogą ewentualnie tracić punkty. Jeśli my nie będziemy zdobywać punktów, to żaden terminarz nam nie pomoże. Może to wszystko ułożyć się tak, że wystarczy pięć punktów do zajęcia ósmego miejsca, a może nie wystarczyć i osiem. Nie robimy żadnych kalkulacji, tylko chcemy wywalczyć ich jak najwięcej, żebyśmy potem nie musieli mieć do siebie pretensji, że nie zrobiliśmy wszystkiego, by grać w grupie mistrzowskiej.
Podobno sposobem na dodatkową motywację przed meczem z Widzewem były rozwieszone w szatni karteczki z wypowiedziami łódzkich piłkarzy, którzy mówili, że jadą do Gdańska przełamać fatalną serię przegranych spotkań na wyjeździe. Czy przed Lechem też macie jakąś specjalną metodę na mobilizację?
- Czasami wystarczy sama nazwa rywala i już nie trzeba się dodatkowo nakręcać. Tak samo było przed towarzyskim meczem z Barceloną. Wystarczyło jedno słowo "Barcelona" i już każdy był w gotowości. Każdy z nas wiedział, co to będzie za spotkanie, każdy był skoncentrowany, zmotywowany i zadziorny od pierwszej do ostatniej minuty. I tak samo będzie w sobotę z Lechem.
Źródło: trojmiasto.sport.pl