Lista piłkarskich sukcesów Sebastiana Mili nie należy do krótkich. Dla wielu kibiców futbolu pozostanie tym, który przyczynił się do zwycięstwa nad Niemcami, ówczesnymi mistrzami świata, w meczu na Stadionie Narodowym.
W książce „Sebastian Mila. Autobiografia” (Wyd. SQN) piłkarz przy udziale Leszka Milewskiego opowiada pasjonującą historię swojej sportowej kariery, jej blasków i cieni, sukcesów i porażek. Poznajemy drogę młodego chłopaka z koszalińskiego podwórka na największe futbolowe areny świata.
Promocja książki odbędzie się w najbliższy czwartek 28 listopada o godzinie 18:00 w Galerii Bałtyckiej.
Zainteresowanych zakupem książki odsyłamy do strony wydawcy.
Sebastian Mila zadebiutował w barwach Lechii 4 marca 2000 roku w meczu drugoligowym ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki, dodajmy przegranym 0:2.
Lechia wówczas przeżywała swój najczarniejszy okres w historii, w efekcie czego konieczna była odbudowa klubu od podstaw. Oczywiście wiązało się to z budową kadry w oparciu o młodych piłkarzy. Sebastian Mila swój ostatni występ w "starej" Lechii zanotował 17 czerwca 2001 roku Jego dorobek w tamtym okresie to 39 spotkań i 4 bramki.
Po blisko 15 latach Lechia ściągnęła go ze Śląska. Ponowny debiut zliczył 13 lutego 2015 roku w zwycięskim meczu z Wisłą Kraków. Po raz ostatni w biało-zielonych barwach wystąpił 5 sierpnia 2015 roku. Jego całkowity bilans to 94 rozegrane mecze i 8 bramek. Więcej szczegółów w poniższym odnośniku.
hodziłem wcześniej na trybuny jako junior, więc dobrze je znałem. Mój pierwszy kibicowsko mecz to Lechia/Polonia – GKS Katowice, Maciek Zezula zawinął z dystansu w samo okienko prawą nogą. Ja na początku trenowałem tylko w SMS-ie, ale byłem kibicem Biało-Zielonych. Uczyłem się Lechii. Jesteś biało-zielony – tak cię nazywają i czujesz z tego powodu dumę.
Zresztą skoro brakowało nawet piłek, to o czym my mówimy? Kiedyś, na początku rundy wiosennej, sędzia nie chciał dopuścić do rozegrania meczu, bo całe boisko pokrywał śnieg, a nie mieliśmy pomarańczowej piłki. Wtedy do akcji wkroczył pan Marek Jankowski, w Lechii człowiek orkiestra, bo był i kierowcą autobusu, i kierownikiem, i człowiekiem od sprzętu, a w klubie pracuje nieprzerwanie do dziś.
– Jak to nie ma piłki? My nie mamy? Kto tak powiedział? No jak, leć, wiesz, gdzie jest, przynieś z magazynu.
A gdy sędzia, udobruchany, obiecał chwilę poczekać i wyszedł z pakamery, pan Marek już ciszej powiedział tej samej osobie.
– Leć po spray do sklepu.
I sprejem do graffiti zrobili pomarańczową piłkę. Po pięciu minutach znowu była biała, ale gdyby sędzia przerwał wtedy mecz, też miałby problem – musiałby się tłumaczyć, jak dał się tak zrobić.