Biało-zieloni po raz ostatni wygrali w lidze 28 września (2:1 z Legią). Od tego momentu zanotowali dwa remisy (Arka, Górnik), a trzy mecze przegrali (Zagłębie, Cracovia, Pogoń). Po piętnastu kolejkach zespół prowadzony przez Piotra Stokowca zajmuje 8. miejsce w tabeli. Dla porównania - przed rokiem o tej porze gdańszczanie wygodnie siedzieli na fotelu lidera.
Co się zmieniło przez ten rok? Najprościej można byłoby powiedzieć, że wszystko. Rzućmy okiem na tabelę dokładnie sprzed roku, również po piętnastu kolejkach.
źródło: 90minut.pl
Teraz spójrzmy jak wygląda tabela za obecny sezon...
źródło: 90minut.pl
Wystarczy spojrzeć na suche liczby, żeby dostrzec w czym tkwi problem. Po pierwsze - strzelone bramki. O osiem mniej niż przed rokiem. Wystarczyło w meczu z Arką strzelić na 3:0, wystarczyło dobić Jagiellonię czy Górnika Zabrze, wystarczyło choć raz ukarać Pogoń za błędy na własnej połowie. Tu wychodził minimalizm. Tak można wymieniać i wymieniać. W poprzednim sezonie Lechia nie grała rewelacyjnie, ale była do bólu skuteczna i jeśli wypracowała sobie jakąś sytuację, to ją wykorzystywała. Teraz wygląda to zdecydowanie inaczej. Biało-zieloni mają mnóstwo okazji strzeleckich w meczach, jednak pudłują na potęgę.
Kolejna sprawa - gra na własnym boisku. Tak istotna w naszej lidze. Nie można się za bardzo przyczepić do rywalizacji na wyjazdach - to wygląda podobnie jak w poprzednim sezonie. Jest natomiast spory regres w punktowaniu u siebie. Cóż, to nie jest twierdza. Zaledwie dwa zwycięstwa i aż cztery remisy. Niewiele jest w naszym kraju tak gościnnych drużyn, jak Lechia. Najsmutniejsze jest w tym wszystkim to, że przeciwnicy wcale nie grają na Stadionie Energa Gdańsk wielkich spotkań, nie dominują, wydają się być w zasięgu, a i tak gdańszczanie nie mogą ich pokonać.
- Gramy o mistrzostwo, ale nie jesteśmy faworytem - mówi Dusan Kuciak.
W tym momencie strata do lidera - Legii Warszawa wynosi osiem punktów. Jedni powiedzą, że dużo, inni że nasza liga jest specyficzna i można to odrobić na przestrzeni paru kolejek. Oczywiście, natomiast nie widać progresu w grze Lechii. To znaczy, w meczu z Pogonią wyglądało to dużo lepiej niż tydzień wcześniej w Krakowie (inna sprawa, że nie można było sprawić, żeby wyglądało to gorzej), natomiast w dalszym ciągu jest wiele mankamentów.
Co nam się najbardziej nie podoba? Że nie ma planu B. Lechia potrafi zacząć mecz odważnie, zepchnąć rywala do defensywy, ale gdy przeciwnik się odgryzie (choćby jak Pogoń w niedzielę), biało-zieloni dostają jakiegoś paraliżu i nie za bardzo potrafią odpowiedzieć.
Jest to o tyle dziwne, że przecież w kadrze Lechii jest wielu zawodników, którzy potrafią grać w piłkę. Rafał Wolski, Maciej Gajos, Lukas Haraslin... a tymczasem długimi fragmentami meczów jedynym sposobem na stworzenie jakiegokolwiek zagrożenia pod bramką rywala jest długie podanie od środkowych obrońców do Artura Sobiecha. Wiemy, że ta drużyna potrafi grać ładnie dla oka (tak, znowu wracamy do meczu z Brøndby), tylko dlaczego pokazuje to tak rzadko?
Może to kwestia przełamania i po jednym zwycięstwie wszystko będzie wracać do normy? Oby.
źródło: własne