Dziś mija dokładnie 40 lat od rewanżowego meczu Lechii Gdańsk z Juventusem Turyn w Pucharze Zdobywców Pucharów. Z tej okazji porozmawialiśmy z ówczesnym kapitanem zespołu Lechem Kulwickim, który nie tylko wspomina wydarzenia września 1983 roku, ale też apeluje do władz miasta i klubu. Chodzi o udostępnienie boiska Oldbojom Lechii.

Dwa tygodnie temu obszernie pisaliśmy o zgrupowaniu Lechii we Włoszech oraz pierwszym meczu w Turynie, który zakończył się wysoką porażką gdańszczan (0:7). Z kolei dzisiaj mija 40. Rocznica rewanżu w Gdańsku, który zapisał się na kartach historii nie tylko ze względów sportowych, ale też ze względu na wydarzenia okołoboiskowe. Lechia, która była antykomunistycznym bastionem, ponownie zapisała się na kartach historii Polski. Tym razem za sprawą solidarnościowej manifestacji na trybunach [a przecież „Solidarność” była jeszcze wtedy nielegalna – przyp. red] i obecności na trybunach samego Lecha Wałęsy.

- Myśmy nie wiedzieli, że na tym meczu będzie Lech Wałęsa i jego świta. Natomiast w pewnym momencie, kiedy byliśmy w szatni, usłyszeliśmy głośne okrzyki „Solidarność, Solidarność”. Była masa ludzi z flagami, a kiedy wyszliśmy na stadion, to zobaczyliśmy też Lecha Wałęsę i całą jego świtę. Zrobiło się można powiedzieć „po europejsku”. To było bardzo miłe, że zjawił się Lech Wałęsa i ogromna ilość ludzi. Mecz oglądali nawet pacjenci w Akademii Medycznej z okien! To były czasy, gdzie myśmy zrobili coś dla Gdańska. To była reklama miasta, ta transmisja szła na Europę. Rozsławiliśmy nie tylko klub, ale też miasto. Ta cała sytuacja z Wałęsą rozeszła się po całym świecie – przyznał w rozmowie z nami Lech Kulwicki. Wspomniał też spotkanie z Papieżem Janem Pawłem II, do którego doszło 8 sierpnia 1983 roku w Castel Gandolfo. – Mieliśmy mszę świętą, komunię i uroczyste spotkanie z papieżem. Ojciec Święty dał każdemu z nas złote różańce, ja mam go do dnia dzisiejszego w domu, oraz z każdym z nas porozmawiał. Zrobiliśmy sobie także pamiątkowe zdjęcia. To wspomnienie na całe życie. Spotkaliśmy się z największym wtedy Polakiem – dodał ówczesny kapitan.

Kiedy okazało się, że rywalem Lechii będzie legendarny Juventus, klubowi pomogło także miasto. - Miasto w tamtym okresie spisało się. Kiedy tylko dowiedzieliśmy się, że będziemy grać z Juventusem, bardzo szybko wyremontowano szatnie na Traugutta 29 i dzięki temu ten stadion trochę wypiękniał - przyznał Kulwicki.

Kulwicki wspomniał też, że warunki na Traugutta w dniu meczu były trudne. - Wyszliśmy na rozgrzewkę nie na główną płytę, tylko na żużel, gdzie dzisiaj jest sztuczna murawa. Na tym boisku żużlowym były wtedy kałuże. Myśmy się tam rozgrzewali. W pewnym momencie ja patrzę, że drużyna Juventusu zdecydowała się na rozgrzewkę na głównym boisku, kiedy zobaczyli te kałuże.

A jakie to uczucie wyprowadzać zespół Lechii jako kapitan przeciwko tak wielkiej drużynie? - Ja też miałem swoje marzenia jako piłkarz! Urodziłem się w Tczewie, grałem najpierw w Unii Tczew, potem przeniosłem się do Lechii Gdańsk. Moimi idolami byli Beckenbauer z Bayernu i Scirea kapitan Juventusu i reprezentacji Włoch. Moim marzeniem było grać tak jak oni. Jedno z marzeń spełniło się właśnie w Turnynie. Scirea wyprowadzał Juventus, a ja Lechię, więc jakaś taka moja sprawa się spełniła, żeby zagrać przeciwko idolowi. A jak może się czuć kapitan? Ja byłem w tej drużynie najstarszy, ale byłem też ich takim drugim ojcem. Zawodnicy przychodzili do mnie z wieloma sprawami i zawsze znajdowałem dla nich czas. A wyprowadzać Lechię na mecz przeciwko najlepszej drużynie świata? Bo trzeba powiedzieć, że była to najlepsza drużyna świata. Grali Tardeli, Platini, Rossi oraz Zbigniew Boniek, czyli najlepszy polski piłkarz. Graliśmy z drużyną marzeń i marzenia się spełniają. To był mecz marzeń. To były piękne chwile. Grałem w okresie komuny, ale grałem też w okresie przejścia na drugą stronę. Grałem też sześć lat w Australii i te mecze z Juventusem oraz Puchar i Superpuchar Polski i te moje piłkarskie marzenia się spełniły - przyznał.

Na koniec Lech Kulwicki poprosił też, aby zaapelować do miasta Gdańska i Lechii Gdańsk o możliwość trenowania Oldbojów na sztucznej nawierzchni przy Traugutta 29. Jakiś czas temu władze klubu i miasta odebrały legendom Lechii taką możliwość, a należy pamiętać, że Lechia Oldboy’s to zespół, który wciąż gra i musi utrzymywać formę. Dziś muszą co tydzień szukać miejsca do trenowania. Kulwicki jako kapitan nie zamierza zostawić tej sprawy bez niczego i za naszym pośrednictwem podnosi apel do władz.

- Po tylu latach niektórzy chyba pozapominali troszkę o tym, że Oldboje Lechii jeszcze żyją. My mieliśmy zagwarantowane boisko raz w tygodniu, od pewnego czasu to boisko jest nam odebrane. Ja rozumiem pewne sprawy, ale godzina w tygodniu dla Oldbojów, to chyba nie jest taki problem? Troszkę mnie to dziwi, że miasto Gdańsk, gdzie myśmy rozsławili miasto i dostaliśmy nawet kilka lat temu pamiątkowe medale, że miasto Gdańsk zapomniało. I miasto i Lechia powinny być wdzięczne Oldbojom za te sukcesy i za to, że rozsławiliśmy klub. My nie graliśmy dla Kulwickiego czy Gładysza, myśmy grali dla Lechii Gdańsk. Dla mnie to jest dziwne, że my raz w tygodniu nie możemy spotkać się na godzinę i potrenować. To jest naprawdę absurdalne – mówił nam bardzo rozżalony Kulwicki i dodał: - Zbliżają się wybory. Może niech ktoś z miasta wypowie się i wyjaśni, czemu nie możemy trenować. To nie jest oczywiście żaden szantaż, bo my nie chcemy iść z nikim na wojnę. Po prostu jako kapitan Oldbojów apeluję i do miasta i do Klubu o to, aby dać nam szansę, porozmawiać z nami – zakończył Kulwicki.

I my przyłączamy się do apelu kapitana odnośnie boiska dla Oldbojów. Jednocześnie bohaterom wydarzeń sprzed 40 lat życzymy dużo zdrowia!

źródło:  własne