Warszawa. 2 maja 2019 roku. Wielu kibiców Lechii Gdańsk chyba do końca życia nie zapomni tamtej majówki. Piłkarze Lechii zdobyli drugi w historii klubu Puchar Polski i po 36 latach trofeum ponownie zawitało do Gdańska. Niewątpliwie mecz w Warszawie był jednym z ważniejszych starć w 75-letniej historii Lechii i nie wyobrażamy sobie, że mogłoby go zabraknąć w naszym zestawieniu TOP5 na 75lecie!
Sezon 2018/19 od początku był dla biało-zielonych udany. Po słabszej formie i walce o utrzymanie z wiosny nie było już śladu, a pierwszy pełny sezon trenera Piotra Stokowca jako szkoleniowca Lechii zapowiadał się obiecująco. Przed rozgrywkami w gdańskim klubie doszło do wielu zmian personalnych, z klubem pożegnali się między innymi Grzegorz Kuświk, Jakub Wawrzyniak czy też Marco Paixao. Do Gdańska trener Stokowiec z kolei sprowadził Jarosława Kubickiego oraz Artura Sobiecha, którzy odgrywali w tamtym sezonie bardzo ważną rolę w biało-zielonej układance. Ten drugi na stałe zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii gdańskiego klubu – w finale Pucharu Polski to właśnie Sobiech zdobył bramkę na wagę upragnionego trofeum. Po udanym początku sezonu w Gdańsku zaczęto wierzyć, że Lechia znów może wrócić na szczyt i osiągać super wyniki. Kolejne miesiące tylko potwierdziły te przypuszczenia. Gdańszczanie sezon 2018/19 skończyli na trzecim miejscu w lidze, zdobyli Puchar Polski i zakwalifikowali się do eliminacji Ligi Europy. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że sezon był historyczny, a finał na Narodowym na stałe zostanie w pamięci kibiców z lepszej części Trójmiasta.
Droga na Narodowy
Swój marsz po drugi w historii Puchar Polski podopieczni trenera Piotra Stokowca rozpoczęli 25 września 2018 roku w Krakowie. Wówczas przy Reymonta zmierzyli się w 1/32 finału z Wisłą i wygrali ten mecz, chociaż dopiero po rzutach karnych. Po 120 minutach był remis 1:1, a na listę strzelców wpisali się Michał Nalepa oraz Zdenek Ondrasek. W rzutach karnych skuteczniejsi okazali się biało-zieloni i to oni awansowali do 1/16 finału.
W kolejnej rundzie rywalem gdańszczan była drugoligowa Resovia Rzeszów. Według ekspertów i kibiców biało-zieloni byli zdecydowanym faworytem tego starcia, jednak ku zaskoczeniu wszystkich, to gospodarze jako pierwsi zdobyli bramkę i prowadzili do przerwy. Po zmianie stron zawodnicy Piotra Stokowca odrabiali straty i zdobyli trzy gole. Na listę strzelców wpisali się Steven Victoria, Artur Sobiech i Lukas Haraslin. Z Podkarpacia biało-zieloni wrócili zwycięscy, a w 1/8 finału mieli zmierzyć się z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza.
O ćwierćfinał Lechiści zagrali jeszcze w grudniu 2018 roku. I znów mecz ułożył się pod dyktando biało-zielonych, którzy wygrali 1:3 i zapewnili sobie awans do kolejnej rundy. Bramkarza Bruk-Betu, Michała Leżonia, pokonali w tamtym starciu Daniel Łukasik, Tomasz Makowski oraz już w doliczonym czasie gry Rafał Wolski. Do rywalizacji w Pucharze gdańszczanie powrócili w lutym 2019 roku.
Kolejne starcie w Pucharze Polski odbyło się w Zabrzu. Walka o półfinał zapowiadała się bardzo fascynująco i rzeczywiście kibice nie mogli czuć się zawiedzeni. Biało-zieloni wygrali ostatecznie w Zabrzu 1:2 i awansowali do półfinału rozgrywek. Bramki na wagę 1/2 finału zdobyli Michał Mak oraz Tomasz Makowski.
Ostatnim rywalem w drodze na Narodowy był jeszcze pierwszoligowy wtedy Raków Częstochowa. Gdańszczanie wiedzieli, że czeka ich trudny mecz pod Jasną Górą, jednak wszyscy kibice mieli nadzieje, że uda się awansować do finału. I rzeczywiście tak się stało. Po emocjonującym meczu, obfitującym w wiele akcji, biało-zieloni awansowali do finału. Jedynego, ale jakże cennego gola zdobył przy Limanowskiego Artur Sobiech. I tym sposobem wielu kibiców z Gdańska zaczęło wielkie planowanie majówki w stolicy.
Biało-zielony najazd na Warszawę
Drugi maja. Już od wczesnych godzin porannych po ulicach Gdańska można było obserwować przyodzianych w barwy kibiców, którzy udawali się w kierunku dworca na pociąg specjalny. Ponadto popularna „siódemka” łącząca Trójmiasto ze stolicą przepełniona była autami na gdańskich rejestracjach, niekiedy przyodzianych w szaliki. Cel tego dnia był jeden: Stadion Narodowy. I ci, co pojechali, nie żałują.
Okolice Stadionu Narodowego już kilka godzin przed meczem tętniły życiem. Zarówno kibice Lechii Gdańsk, jak i naszego rywala – Jagiellonii Białystok, gromadzili się pod bramami obiektu, żeby móc dostać się na trybuny. Z obu stron po około dziesięć tysięcy fanów, którzy co chwila intonowali przyśpiewki klubowe oraz paradowali w klubowych szalikach. Im bliżej było do początku meczu, tym więcej ludzi zasiadało na trybunach. A konkretniej po jednej stronie – fanów z Białegostoku. Tamtego dnia niestety spore problemy z wejściem na obiekt spotkały kibiców z Gdańska i część z nich na trybunach znalazła się dopiero w okolicy drugiej połowy. Służby tamtego dnia nie były zbyt przychylne przyjezdnych z Wybrzeża, jednak koniec końców wszyscy weszli na stadion. Z opóźnieniem, ale weszli.
Cały mecz wyglądał jak typowy finał. Żadna z ekip nie ryzykowała, a mecz toczył się głównie w środku pola. Więcej akcji obserwować można było na trybunach, gdzie fani obu ekip co chwila rozkładali sektorówki, wywieszali flagi oraz odpalali pirotechnikę. Pozdrowienia z trybun leciały też między innymi w kierunku sędziego Daniela Stefańskiego, który kilka dni wcześniej delikatnie mówiąc, naraził się gdańskim kibicom. Kilka razy spiker apelował o ugaszenie rac i kulturalny doping, a sędzia musiał przerywać spotkanie. Na boisku emocje zaczęły się tak naprawdę w drugiej połowie. Im bliżej było końca regulaminowego czasu gry, tym bardziej nerwowo zaczęło się robić zarówno na trybunach, jak i na boisku.
85 minuta meczu. Marian Kelemen popełnia fatalny błąd podczas swojej interwencji, piłki dopada Flavio Paixao i ładuje ją do siatki. Jednak wybuch radości w gdańskich szeregach okazuje się niestety przedwczesny. Arbiter doparzył się spalonego. Na zegarze znów wynik 0:0, a do końca zaledwie cztery minuty plus doliczony czas gry. Wszyscy powoli szykują się na dogrywkę…
Król Artur
Na zegarze dziewięćdziesiąta piąta minuta gry, Flavio Paixao posyła piłkę w pole karne. I tam znalazł się Artur Sobiech i ładuje piłkę do bramki. Na sektorze Lechii eksplozja radości, piłkarze wpadają w objęcia swoich fanów. Tym razem wszystko zgodnie z regulaminem – bramka uznana, a do końcu minuta. Minuta dzieliła Lechię od ponownego podniesienia w górę Pucharu Polski. Po bramce wielu kibiców płakało z radości, a euforia zapanowała też na ławce Lechii. Kilka chwil później Bartosz Frankowski zakończył spotkanie. Stało się. Lechia Gdańsk zdobywcą Pucharu Polski, dziesięć tysięcy fanów na Stadionie Narodowym intonuje, że „Puchar jest nasz”. Kilka minut później kapitan Lechii wznosi Puchar w górę, emocje i wzruszenie sięgają zenitu. Biało-zieloni osiągają historyczny wynik, a Artur Sobiech chyba na stałe zostaje okrzyknięty w Gdańsku „królem Arturem”. Trener Piotr Stokowiec na pomeczowej konferencji zadedykował trofeum zmarłemu cztery miesiące wcześniej Prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi. Stokowiec nie krył dumy i wzruszenia. Tysiące gdańszczan też nie, dla wielu kibiców, był to pierwszy tak wielki sukces klubu za ich życia.
Opuszczając Narodowy, kibice ciągle śpiewali i dawali upust swojej radości. Drugiego maja 2019 roku chyba cała Warszawa i wszyscy kibice Legii usłyszeli, do kogo należy Puchar. A ci kibice co zostali w Gdańsku, późnym wieczorem powitali drużynę na lotnisku, a potem do białego rana celebrowali triumf na Głównym Mieście. Gdańsk, podobnie jak w 1983 roku, tamtej nocy chyba nie zasnął. Po 36 latach Puchar Polski znów trafił w biało-zielone szeregi, a historia stworzyła się na naszych oczach.
Dzisiaj, kiedy ponad rok po tym meczu, kończymy obchody 75-lecia klubu, nie możemy pominąć meczu z Jagiellonią w naszym zestawieniu. Był to największy sukces Lechii w ostatnich latach. O finale Pucharu pisze też Flavio w swojej autobiografii. Zresztą kiedy kilka dni temu rozmawiałam z kapitanem Lechii, powiedział krótko: „Mecz w Warszawie był wyjątkowy”. I ciężko się z nim nie zgodzić. W końcu nie tak często zdobywa się Puchar Polski!