W sobotę 30 września i niedzielę 1 października 1961 roku na stadionie przy Traugutta 29 odbyły się zawody lekkoatletów o drużynowe mistrzostwo Polski, które zgromadził na trybunach komplet publiczności. W drugim dniu Kazimierz Zimny przystąpił do próby pobicia dwóch rekordów świata - na 3 mile i na 5 km.
Wspaniała, prawdziwie lekkoatletyczna pogoda i dobra atmosfera na widowni sprawiły, że już w pierwszym dniu mogliśmy zanotować sporo dobrych wyników. Jednym z nich był nowy rekord Polski. Wyczynu tego dokonała sztafeta Legii 4 x 100, choć tym razem biegła bez Badeńskiego. Czas wojskowych — 41,4.
Pierwszego dnia na trybunach zasiadło 10 tysięcy kibiców, ale drugiego stadion pękał w szwach.
Takiego zainteresowania imprezą lekkoatletyczną nie oglądaliśmy jeszcze na Wybrzeżu. Ponad 25 tys. widzów zjawiło się w niedzielę na stadionie Lechii, by dopingować swego ulubieńca — Kazimierza Zimnego, który zgodnie z zapowiedzią podjął próbę ataku na rekordy świata.
Dziennika Bałtycki, 3.10.1961 Start! W ogłuszającym dopingu Zimny od razu forsuje nadzwyczaj silne tempo. Już po pierwszych 400 m ma prawie 20 m przewagi nad drugim z kolei Jochmanem. 1000 m — 2:41,0. Międzyczas znakomity, lepszy od tego, jaki uzyskał Kuc podczas rekordowego biegu w Rzymie. 1500 m — czas nieco gorszy, niż w harmonogramie, ale szanse pobicia rekordu istnieją nadal. Dopiero po dwóch kilometrach stało się jasne, że rekord świata w Gdańsku nie padnie. Spiker zawodów zaniemówił chyba z wrażenia i przestał podawać międzyczasy, lecz wystarczyło spojrzeć na sylwetkę Zimnego, by zdać sobie sprawę, że nazwiska Kuca i Halberga nadal figurować będą na czele list światowych.
Z okrążenia na okrążenie Iechista biegł coraz bardziej ciężko, był wyraźnie usztywniony, z trudnością odrywał nogi od nienadzwyczajnej bieżni. Wreszcie meta. Czas — 14:05,2.
Dziennika Bałtycki, 3.10.1961 Z okrążenia na okrążenie Iechista biegł coraz bardziej ciężko, był wyraźnie usztywniony, z trudnością odrywał nogi od nienadzwyczajnej bieżni. Wreszcie meta. Czas — 14:05,2.
Publiczność prawdziwie po sportowemu przyjęła ten rezultat. Nikt przecież nie gwarantował, że rekord będzie pobity. A że czas powyżej 14 minut? Cóż, Zimny po prostu chciał dotrzymać słowa. Począwszy od strzału startera, myślał tylko o rekordzie. Narzucił bardzo silne tempo. Tempo, którego nie można było wytrzymać przy dotkliwym chłodzie i mało sprężystej, niesprzyjającej wielkim rezultatom bieżni. Zimny mógł przecież pobiec pierwsze 2 km wolniej. Wtedy uzyskałby chyba wynik w granicach 13:50 - 13:55. Rezultat dobry i nikt nie miałby specjalnych pretensji. No tak, ale wówczas już od startu musiałby zrezygnować z aspiracji poprawienia rekordu. A tego, jako prawdziwy sportowiec w żadnym wypadku nie chciał uczynić. Dał przecież słowo swojej, gdańskiej publiczności. I choć atak na rekordy zakończył się niepowodzeniem, Kazimierz Zimny dotrzymał słowa.
Dziennika Bałtycki, 3.10.1961