Ludzie gadają, że dzisiejsza sytuacja w Lechii, to wina Machado. Błąd. To nie jego wina, że jest trenerskim beztalenciem, które dostało do ręki duży klub. Dużo ważniejszym wydaje się być pytanie: jak, do ciężkiej cholery, mogło to się wydarzyć?
Quim Machado to, w uproszczeniu, antymidas. Czego dotknął, zamieniło się w gówno. Pierwsze, co zrobił po przyjściu do Lechii, to popsuł zawodników, którzy jeszcze niedawno działali. Pamiętacie jeszcze Lekovica? Był u nas taki pędziwiatr. Teraz zamiast niego mamy jakiegoś niemrawego Serba, którego z Lekovicem łączy jedynie to, że się tak samo nazywają. Pamiętacie Makuszewskiego? Pamiętacie Grzelczaka? Pamiętacie Vranjesa? A Janickiego? A Pietrowskiego? No to, kurde, może Sadajewa? To są zawodnicy, którzy coś tam grali. A teraz nie grają. Prócz Zaura, bo on gra. Tyle, że gdzie indziej. Ale to nie koniec. Borysiuk wpadł do drużyny na pełnej bombie. Nim go Machado zdążył popsuć, z rozpędu rozegrał kilka dobrych gier. Potem było coraz gorzej. Podobnie rzecz ma się z nowszymi nabytkami. Colak dwa pierwsze mecze miał fantastyczne. Potem gorzej. Jeszcze bardziej jaskrawym przykładem jest Friesenbichler. Pierwszy mecz bardzo dobry. Potem jedna wielka chujnia. Pokażcie mi jednego chłopaka, który zrobił progres? Wiśnia? Nic z tego. Wiśnia co sezon ma kilka dobrych meczy.
Do takiego stanu rzeczy doprowadził rzecz jasna zarząd łamane na właściciel, z Wernze na czele. Zapewne nikt z nas nie potrafi zrozumieć, jakim cudem pieczę nad „dream teamem” powierzono facetowi, który nie awansowałby do pucharów nawet w Football Managerze na kodach? A sprawa jest prosta. Trenera zawsze można zmienić. Nawet jeśli będzie to kosztowało Lechię mnóstwo kasy. Kogóż to ostatecznie obchodzi? Póki płaci klub, to nikt się przejmować nie będzie. Grunt, żeby trener był tani. Bo kasę klubu należy wydać na zawodników. Tych, na których można od ręki zarobić. Znaczy się, nie klub ma zarobić. Oni mają zarobić.
Mówi się, że Polak to cwaniak. Jest to oczywiście teza mocno naciągana. Ja raczej powiedziałbym, że „jeśli Polak już jest cwaniakiem, to stanowczo lepszym cwaniakiem”. Są natomiast zawody, gdzie bycie cwaniakiem jest po prostu konieczne. Manager piłkarski to świetny przykład takiej profesji. Dlatego panowie Mandziara i Piekarski to cwaniaki pierwszej wody. I tego, jak mi się zdaje, Wernze nie przewidział. Obawiam się, że zetknięcie z polskim piekiełkiem może być dla niego bolesne. Wierzę w szczere intencje Niemca. Zbyt długo walczył o Lechię, by zaraz spierdalać do Dojczlandu, ale otacza się stanowczo niewłaściwymi ludźmi. Ludźmi, którzy markę „Lechia” chcą wykorzystać jako maszynę do prania swojej brudnej, śmierdzącej kasy. Bo jeśli jedynym kryterium, dla którego zawodnik nadaje się, bądź się nie nadaje do gry w Lechii, jest nazwisko jego managera, to ja nie mam pytań.
Przepraszam, kłamałem. Jednak mam pytania. Jest ich sporo i prócz mnie, powtarza je wielu kibiców, którym sytuacja w klubie nie jest obojętna. Czy Lechia ma jakiś plan na budowanie zespołu? Czy i z czego Lechia płaci te wielkie pieniądze za transfery? Bo - jak wiadomo - na przykład z Pawłowskim były pewne niejasności. Jaka jest sytuacja finansowa klubu? Kto tak naprawdę odpowiada za transfery? (To pytanie jest szczególnie istotne, gdyż osoba ta powinna być w trybie pilnym wypierdolona na zbity korytarz). Kto wystawia skład meczowy? Bo chyba nie zwolniony niedawno Machado? Nie wierzę, że ktokolwiek może być tak głupi, aby wykonać „akcję z Mirandą”. Tu musiała zadziałaś siła pieniądza i koniec.
Czy to nie dziwne, że na dzień dzisiejszy nikt nie chce trenować Lechii? Kolejni trenerzy odmawiają. Nikt nie chce być figurantem. Nikt nie chce się godzić na hurtowy zaciąg piłkarzy, którzy po jednym meczu nigdy więcej nie pojawią się na murawie – jak zapewne stanie się z Mirandą.
Wydaje mi się, że nadszedł już czas, by poprosić zarząd o rozmowę. Nasza historia (a po prawdzie to nie tylko nasza) uczy, że jeśli sami się tym nie zajmiemy, to nikt się nie zajmie. Oby tylko obyło się bez konsekwencji, bo te, jak wiadomo, w Polsce bywają dość bolesne. O czym sami przekonaliśmy się wystarczająco dobitnie, by jeszcze o tym nie zapominać.