Czerwona Kartka (Waplewo):
83’Buklewski - druga żółta
Info:
Najwyższe zwycięstwo Lechii w historii i awans do Klasy Okręgowej.
Relacja (Lechia.gda.pl):
Ten mecz przejdzie do historii gdańskiej Lechii! Po blisko 18 latach gdańszczanie znów wywalczyli całkowicie sportowy awans! W dodatku osiągnęli go w iście imponującym stylu, pobijając zarazem klubowy rekord najwyższego ligowego zwycięstwa! W 1951 roku w drugiej lidze udało się wygrać z Kolejarzem Toruń 14:0, dzisiaj ten rezultat został poprawiony o jedną bramkę. Emocje potęgowały się z każdym uderzeniem piłki, aż do ostatniego gwizdka sędziego! Rywalem Lechii Gdańsk był Ludowy Klub Sportowy Waplewo, było nie było, spadkowicz z piątej ligi.
Początek był jednak niemrawy, kompletnie nie zwiastujący tego, co miało miejsce w końcówce. Pierwszą bramkę uzyskał w 6 minucie niezawodny Bartek Stolc, który trafił już w ósmym kolejnym spotkaniu z rzędu. Parę minut później miała jednak miejsce nieudana pułapka ofsajdowa i Cedro znalazł się w doskonałej sytuacji przed naszym bramkarzem. Fatalnie jednak uderzył i Mateusz Bąk z łatwością obronił. Mogło być 1:1, a tymczasem w 17 minucie świetną akcją środkiem boiska popisał się Stolc, podał do dobrze ustawionego Wasickiego, który najpierw trafił w bramkarza, ale w dobitce już nie spudłował. "Wasik" niedługo też strzelił drugiego gola, gdy otrzymał dobre podanie z prawej strony od Urbańskiego, a w 32 minucie trzeciego, kompletując tym samym klasyczny hat-trick. Obrona Waplewa stawała się coraz mniej szczelna, a sytuacje "sam na sam" mnożyły się jedna za drugą. W 34 minucie w jednej z nich znalazł się razem z dwoma partnerami Mariusz Bloch i pokonał Bednarka, ustalając wynik na 5:0! Na zegarkach nie minęło jeszcze 60 sekund, a tym razem naprzeciw wybiegającego z bramki golkipera stanęli Stolc z Wasickim. Ten pierwszy efektownie wyminął na 17-tym metrze waplewianina i ze spokojem kopnął piłkę do całkowicie pozbawionej opieki bramki. Jeszcze przed przerwą czystej okazji nie zmarnował Wasicki, który strzelał wprawdzie znów na raty, ale w ciągu niespełna 40 minut zdołał czterokrotnie pokonać waplewskiego bramkarza! Sporo było też sytuacji niewykorzystanych, ale w obliczu tak dużej ilości bramek, nie ma sensu się nad nimi rozwodzić. 7:0 do przerwy i iskierka nadziei na osiągnięcie najwyższego w historii zwycięstwa zaczęła coraz mocniej się tlić.
Po przerwie w składzie Lechii tradycyjnie dokonano już zmian, które pomagają w skompletowaniu silniejszego składu juniorom starszym Krzysztofa Słabika. Na murawie zabrakło więc zdobywców 5-ciu goli z pierwszej połowy, w tym głównie posiadającego rewelacyjną ostatnio skuteczność Marka Wasickiego. Jednak już od pierwszych sekund okazało się, że dzisiejsza siła ofensywna Lechii na tych roszadach nie ucierpiała. W pierwszej minucie do bramki gości trafił obchodzący dziś 20-te urodziny (czyż mógł wymarzyć sobie lepszy prezent?) Krzysztof Wilk, a moment później Robert Piżewski ustalił wynik na 9:0! Była to zarazem 99-ta bramka biało-zielonych w bieżących rozgrywkach ligowych i od tego momentu zaczęto się zastanawiać, kto będzie autorem setnej. Mało tego, na trybunie krytej kolejne osoby zaczęły dokładać pieniądze na nagrodę dla jej strzelca. Napięcie coraz bardziej rosło, ale nie trzeba było długo czekać. Urbański podał do Kaniszewskiego, ten pobiegł w kierunku bramki i uderzeniem lewą nogą pokonał Bednarka! Zarówno radość strzelca, jak i kibiców była w tym momencie bardzo duża. Piłkarz podzielił się później całą sumą z kolegami z drużyny. Ładny gest! Kolejne dwa gole były do siebie podobne. Z lewej strony dobre, długie dośrodkowanie wykonywał Wilk, a nadbiegający Urbański lokował piłkę w siatce. W 69 minucie fantastycznym uderzeniem z ok. 22 metrów popisał się Woszczyna. 13:0! W tym momencie wyrównano najwyższy rezultat gdańszczan tego sezonu, kiedy to w październiku Nadmorzanin Stegna przegrał na Traugutta w identycznym stosunku. Pozostawało 20 minut, więc było wystarczająco dużo czasu, żeby go pobić. Tymczasem upływały sekundy i minuty, a wynik się utrzymywał. Przy ławce rezerwowych kolegów dopingowali kontuzjowani Paulewicz, Waniuga i kilku zmienionych w pierwszej połowie. W 79 minucie wreszcie się udało! Swoją trzecią dziś bramkę zdobył Przemek Urbański, który oprócz tego zaliczył także niezliczoną ilość asyst. 14:0! Do końca 10 minut, na trybunach śpiewy, z ponurej ciszy wytworzyła się piękna atmosfera święta. Ale przydałby się jeszcze jeden gol.
Najwyższe w historii zwycięstwo stałoby sie faktem. Gdy bardzo się chce, los lubi jednak płatać figle. Tym razem w pokonanym polu stanął też los! Ostatnia akcja meczu, Stolc idzie indywidualnie i wpada w pole karne. Ciężka sytuacja, ale oto faul i arbiter dyktuje jedenastkę! Piłkę ustawia tradycyjny egzekutor rzutów karnych - Wilk, jednak z przeciwnej bramki nadbiega zachęcany okrzykami kibiców golkiper Mateusz Bąk! Bramkarz naprzeciw bramkarza, uderzenie w środek bramki i 15:0! Euforia radości, sędzia nie wznawia już gry! Cieszą się wszyscy - kibice, działacze, trenerzy i piłkarze! Nasi zawodnicy biegną w kierunku Tadeusza Małolepszego i dziękują swojemu szkoleniowcowi w niecodzienny sposób - wylewając na niego kubeł wody! Zaraz potem udają się też do rozradowanych kibiców, bez których wsparcia nie byłoby tego sukcesu. Dalsze śpiewy i radość długo jeszcze trwają w szatni. Jeden z kibiców wchodzi i ofiarowuje piłkarzom 2 tysiące złotych do podziału. A Waplewo? Cóż, zapłaciło wysoką cenę za braki kondycyjne oraz nie zastosowanie taktyki "obrona Częstochowy". Dzięki temu jednak było to dla nas ciekawe i atrakcyjne widowisko, a nie kolejny przeciętny mecz. Waplewianie honorowego gola nie strzelili, choć ze trzy doskonałe sytuacje mieli. Tak to jednak w sporcie bywa - gdyby im się udało, stracilibyśmy my.
W piękny słoneczny dzień na stadion wybrało się zaledwie ok. 350 osób. Ale trudno - kto nie był, ten ma czego żałować! Częściową winą można obarczyć media, które całkowicie zignorowały ten mecz. W żadnej gazecie nie zamieszczono o nim nawet wzmianki. Nikt też dokładnie nie przyjrzał się tabeli i nie zorientował się, że awans może być świętowany już dziś. Nie chwaląc się, poinformowanie o tym fakcie, a także uzyskanie w trakcie meczu niezbędnych wyników z Opalenia i Korzeniewa, to zasługa jedynej strony internetowej o Lechii. Warto było jednak sprawić wszystkim taką radość! Od momentu, gdy spiker uświadomił całą widownię o sytuacji, trybuny ożyły, wzmógł się doping, a atmosfera stała się najlepsza ze wszystkich rozgrywanych od sierpnia meczów przy Traugutta. A po ostatnim gwizdku - wielki entuzjazm. Większość kibiców tym razem nie zniknęła równo z jego dźwiękiem. Wszyscy zostali na swoich miejscach i długo oklaskiwali zwycięzców. Jakiś starszy pan wzruszył się prawie do łez. Z kolei młodsi kibice przeżywali taką chwilę po raz pierwszy. Za rok czekamy na powtórkę, co najmniej równie szczęśliwą i w dużo liczniejszym gronie fanów najpopularniejszej gdańskiej jedenastki.
|