Raport meczowy: Wisła Kraków - Lechia Gdańsk | Kolejka 10 | 1956 I Liga
1956 I Liga1956 I Liga

Wisła Kraków vs Lechia Gdańsk
0 1

Więcej info

Data meczu: niedziela, 03 czerwiec 1956
Godz. meczu: 16:30 h
Sędzia: Stefan Kulczyk
 
Widzów : 20.000

Skład wyjściowy

Bramkarz
Obrońca
Pomocnik
Napastnik

Pierwszy trener

Oś czasu

GOL Min. 75 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/rogocz_roman.jpg' height='40' width='40' /><br />Roman Rogocz

Wydarzenia


 Podsumowanie

Skład (Wisła):

Kalisz - Monica, Snopkowski, Rudka, Michel, Jędrys, Machowski, Kościelny II, Adamczyk, Budek, Morek

Info:

Mecz przełożony z 10.06.

Prasa [”Przegląd Sportowy” z 1956.06.04]

,,Ostatecznie ma się trochę szczęścia" — powiedział trener Lechii Foryś, gdy wskazówka zegara boiskowego dobiegała 45 minuty w drugiej połowie meczu, a Lechia prowadziła 1:0. Bezstronny obserwator musi dodać, że oprócz „trochę, szczęścia" drużyna gdańska miała, również za sobą dobrze zrealizowany plan taktyczny, który nakazywał z maksymalną ostrożnością i czujnością strzec dostępu do swojej bramki, lecz jeśli nadarzy się ku temu sposobność ruszać śmiało do kontrataku.

Z takiego to właśnie nagłego kontrataku, kiedy cała niemal Wisła zgrupowana była na polu Lechii, zdobyli gdańszczanie, na j15 min. przed końcem gry zwycięską bramkę. W wyrównanie nic wierzył już nikt, kto przyglądał się grze w ciągu poprzednich kwadransów. Wisła bowiem cały swój animusz i „amunicję" zdążyła wystrzelać przez pierwszych 70 min. Dochodziło do tego, że wiślacy nie potrafili celnie kopnąć nawet prostej piłki i rzuty wolne bili wprost pod nogi przeciwnika. Każdy z napastników Wisły znalazłszy się z piłką na polu bramkowym Lechii czynił wszystko, aby „przypadkiem" nie strzelić celnie na bramkę Gronowskiego. Stąd — mimo dwu okresów długotrwałego oblężenia bramki Lechii strzały należały do wyjątkowej rzadkości. W momentach zaś, gdy Morek i Kościelny włożyli w strzały wyjątkową jak na ten mecz dynamikę, ostro strzelona piłka odbiła się od poprzeczki lub słupka ratując Lechię przed utratą niechybnych bramek.

Mógł więc trener Lechii z zadowoleniem stwierdzić, ze jego drużyna odniosła szczęśliwe zwycięstwo, na które ani z porównania sił, ani z przebiegu gry nie, zasłużyła. Gdańszczanie mogli przy tym zaskarbić sobie sympatie licznie, jak na wielki upał, zebranej widowni za swoją mądrą i skuteczną grę, gdyby nie niesportowe zachowanie się niektórych zawodników Lechii. Dzisiejszy mecz Wisły wykazał, że mało ruchliwy i absolutnie pozbawiony strzału Budek, musi jeszcze wiele popracować, zanim obejmie na stałe miejsce w środkowej trójce. Zawód sprawił Adamczyk, grający niesłychanie szablonowo, co wyrażało się przede wszystkim w awizowanych podaniach do partnerów, a to w wysokim stopniu ułatwiało pracę defensywie przeciwnika. Ponadto Adamczyka opuściły zupełnie siły w drugiej połowie i napad Wisły w tym okresie praktycznie pozbawiony był kierownictwa. Dobrze natomiast spisał się Monica a zastępujący kontuzjowanego Piotrowskiego, natomiast prestiżowy pojedynek z Michelem przegrał Jędrys „o głowę".

W drużynie gdańskiej filarem był Korynt. Dzięki jego grze defensywa gdańszczan szybko skonsolidowała się po początkowym natarciu Wisły i grała przez cały czas równo i skutecznie. Oprócz Korynta wyróżniamy Gronowskiego II, Czubałę i Musiała. [ST. Habzda]

Prasa [”Dziennik Polski” z 1956.06.05 "LECHIA ZDETRONIZUJE WISŁĘ"]

Lechia ma wyraźne szczęście do Wisły. Już po raz drugi ta drużyna piłkarska wywozi 2 punkty z Krakowa. Sam mecz nie obfitował w emocjonujące momenty i szczerze powiedziawszy, był na ogół nudny. Bo Lechia, zresztą drużyna wcale nie groźna, od samego początku zastosowała taktykę obronną. Zapewne jej założeniem było utrzymać wynik remisowy, toteż piłkarze gdańscy starali się jak najdłużej utrzymać przy piłce.

Mocno irytowały widownię podawanie piłki pomocników — obrońcom, obrońcy — bramkarzowi i na powrót bramkarz — obrońcom, obrońcy — pomocnikom, tak w koło Macieju przez czas dłuższy. A napastnicy Wisły nie umieli sobie poradzić z tą kunktatorską taktyką. W niedzielnym meczu byli za powolni, leniwo startowali do piłki, a strzały (niektóre z dogodnych pozycji), chybiały. Słowem, nie było ikry w grze i to po obu stronach. Zanosiło się więc na wynik bezbramkowy, aż tu nieoczekiwanie niekryty Rogocz z najbliższej odległości strzelił celnie i — 1:0 dla Lechii.

Tak to Jeden strzał pozbawił Wisłę dwu punktów i pierwszego miejsca w tabeli, które teraz zajęła Lechia ofiarując kurtuazyjnie w zamian swoje miejsce... trzecie.

Prasa [Lechia zdetronizowała Wisłę wygrywając w Krakowie 1:0, Echo Krakowa 1956, nr 130]

Jednak widownia wygwizdała defensywną grę gdańszczan — Tak, to była szokująca niespodzianka — powiedział po ostatnim gwizdku sędziego, trener Artur Woźniak.

Muszę przyznać, że i ja nie liczyłem się ani przez moment z możliwością porażki piłkarzy krakowskiej Wisły w meczu wczorajszym z gdańską Lechią 0:1. A tak się jednak stało. Przodownik tabeli uległ na własnym boisku i spadł w hierarchii drużyn pierwszoligowych na III miejsce w tabeli.

20 tysięcy widzów przybyłych na boisko Gwardii w Krakowie gorąco życzyło swoim pupilkom zwycięstwa. Tym bardziej że przeciwnikiem ich była drużyna gdańskiej Lechii, która od dłuższego czasu ma „szczęście” do Wisły. Okazało się jednak że i tym razem Wisła zeszła z boiska pokonana a decydującą bramkę zdobyli goście przypadkowo ze strzału Rogocza w 75 min. gry, po jednym z ich nielicznych wypadów. I trzeba powiedzieć, że mimo druzgocącej przewagi gospodarzy w polu i w sytuacjach podbramkowych, Lechia na to zwycięstwo w swoisty sposób „zapracowała”.

Gdańszczanie od pierwszej minuty gry nastawili się bowiem na defensywę. Stoper Lechii — Korynt był zaporą nie do przebycia. Napastnicy Wisły za często tracili piłki w pojedynku z tym zawodnikiem.

Rozgrywali piłkę na swojej połowie boiska. przetrzymywali ją kiedy się tylko dało, a w dogodnych momentach wysyłał do napastników. Na ataki Wisły od powiadali zdecydowaną, twardą grą a Korynt na stoperze był trudną zaporą do przebycia w najbliższe sąsiedztwo bramki Gronowskiego. Kiedy jednak falowe ataki chłopców z „białą gwiazdą” przebyły ten „chiński mur” pozostał im jeszcze do sforsowania bramkarz — Gronowski. Ten ostatni był w niedzielnym spotkaniu fenomenalnie usposobiony. Wszystkie najgroźniejsze strzały napastników Wisły bronił z iście tygrysią zręcznością, a było ich sporo. A że odważnym szczęście sprzyja, trudno się nawet dziwić, że w najgorszych opalach ratowały Gronowskiego słupki i poprzeczki.

WISŁA dała z siebie wszystko, Przez 80 minut gościła na połowie boiska przeciwnika.

Napastnicy jej i nawet pomocnicy oddali 37 strzałów dobrej marki, z których 14 było celnych. Żaden z nich jednak nie znalazł drogi do siatki. Czy można więc mieć do „wiślaków“ pretensje? Ja ich nie mam. I życzę im aby następne mecze grali tak ambitnie jak ten. jedynie z mniejszym pechem.

Po zdobyciu bramki przez Rogocza, cała jedenastka Lechia cofnęła się niemal na własne pole karne i nic przebierając w środkach dążyła już do utrzymaniu wyniku, za co obdarzono gości sporą porcją gwizdów. Czy słusznie? Nie wiem...

Prasa [Gazeta Krakowska, 1956, nr 132 (4 VI) nr 2402]

Piłka jest okrągła... O tej starej prawdzie piłkarskiej przekonać się mogli w niedzielę tak piłkarze, jak i zwolennicy dotychczasowego leadera ekstraklasy. Mimo okresów pełnej przewagi w polu Wisła wyszła z własnego boiska pokonana a porażka z gdańską Lechią jest tym bardziej przykra, że w jej wyniku krakowianie oddali prowadzenie w tabeli, spadając na trzecie miejsce. Pojedynek Wisły z Lechią był w niedzielę jedynym meczem jaki rozegrano o mistrzostwo ekstraklasy, ale jak widać ze zmian w czołówce jego wynik ma duże znaczenie.

Bramkarz Gronowski i przypadkowy strzał decydują: Wisła-Lechia Gd. 0:1

Po niepowodzeniach w Opolu piłkarze krakowskiej Wisły doznali w niedzielę kolejnej porażki przegrywając na własnym boisku z gdańską Lechią 0:1 (0:0). Sądząc z przebiegu gry sprawiedliwszy byłby wprawdzie wynik remisowy, uzyskanie którego leżało zresztą w planach taktycznych gości — jak to jednak często bywa przypadkowa bramka rozstrzygnęła losy zawodów na korzyść gdańszczan. Nie usprawiedliwia to jednak w niczym słabej formy gospodarzy, którzy nie potrafili znaleźć skutecznej recepty na defensywną grę przeciwnika.

Trudno się dziwić, że kibice Wisły opuszczali boisko rozżaleni. Poza kilku zagraniami w pierwszych minutach spotkania i kilku celnymi strzałami w drugiej połowie meczu gospodarze grali znacznie poniżej możliwości, tracili wiele piłek, nie wytrzymując przy tym tempa spotkania. Z całej jedenastki krakowskiej trudno też kogokolwiek wyróżnić — raził powolnością Adamczyk, szereg sytuacji popsuł Budek, a z winy obrońcy Monicy, który zastąpił kontuzjowanego Piotrowskiego padła zwycięska dla gości bramka, przy czym nie bez winy był również bramkarz Kalisz.

Gdańszczanie rozpoczęli grę pragnąc wywieźć z Krakowa jeden cenny dla nich punkt.

Cała drużyna gości nastawiona była defensywnie, z której to taktyki goście zdali zresztą egzamin na piątkę. Atak gdańszczan inicjował nieliczne wprawdzie, ale groźne wypady, z których jeden pozwolił im właśnie uzyskać zwycięstwo.

Lwią część zasługi w utrzymaniu korzystnego dla gdańszczan wyniku ma bramkarz Lechii — Gronowski, który był mocnym punktem swego zespołu i parokrotnie pięknymi paradami ratował w trudnych momentach.

W pierwszych 10 minutach zawodów Wisła ma dwie dogodne sytuacje do zdobycia bramki, ale Budek strzela Gronowskiemu w ręce, a następnie strzał Morka trafia w poprzeczkę. Do końca pierwszej połowy spotkanie toczyło się w żywym tempie, a akcje przenosiły się szybko z jednej połowy boiska na drugą.

Po przerwie gra ma przebieg wyrównany, ale stopniowo inicjatywę przejmują gospodarze.

Gronowski w bramce dwoi się i troi parując celne i groźne strzały Machowskiego, Morka i Adamczyka. W okresie pełnej przewagi dopingowanej przez publiczność Wisły nieoczekiwanie Lechia zdobywa zwycięską bramkę. Strzelcem jej był w 75 min. Rogocz, który przejąwszy podanie Górnego nie namyślając się posłał piłkę do siatki obok wybiegającego Kalisza. Ostatni kwadrans zawodów mimo wysiłków napastników Wisły nie przyniósł zmiany wyniku.

Zawody prowadził ob. Kulczyk (Stalinogród).