Sebastian Mila: Jestem pozytywnie nastawiony, bo wiem, że ciężka praca przyniesie efekty.
W meczu ze Śląskiem nie zagrał pan ani minuty, w spotkaniu Pucharu Polski z Puszczą Niepołomice nie usiadł nawet na ławce rezerwowych. Jak pan się czuję w nowej dla siebie sytuacji?
- Wszystko jest na dobrej drodze, żebym wrócił do optymalnej dyspozycji.
A co takiego się stało, że zszedł pan z tej dobrej drogi?
- Tego nikt nie wie, bo to nie takie proste. Gdyby każdy z nas zawsze wiedział, co należy robić, grałby w najlepszych drużynach świata, albo był tam trenerem lub doradcą.
Czy zaskoczył pana taki spadek formy? Były jakieś sygnały ostrzegawcze?
- Nie zaskoczyło mnie to, bo mam już 33 lata i zbliżam się do końca kariery, więc jestem przygotowany na różne reakcje mojego organizmu. Wiem jednak, że nie jest to sytuacja, z której nie byłbym w stanie wyjść.
A jak pod względem psychicznym radzi pan sobie z odstawieniem od składu?
- Nie mam z tym większych problemów. Po prostu wiem, że muszę mocniej potrenować, żebym był w stanie pomagać drużynie.
Na czym te dodatkowe treningi będą polegać?
- Będę przede wszystkim pracował nad siłą, bo wyniki badań pokazały, że pod innymi względami jestem dobrze przygotowany do sezonu.
Wisła ostatnio była, w przeciwieństwie do Lechii, chwalona z styl gry, choć nie zdobyła wielu punktów i zajmuje miejsce w dolnej połowie tabeli. Jakiego meczu pan się spodziewa?
- Uważam, że zwycięstwo z mistrzem Polski Lechem i remis w Warszawie z Legią to świetne wyniki. Spodziewam się więc bardzo trudnego spotkania.
Wisła gra trochę inaczej niż w poprzednim sezonie, gdy miała w składzie Semira Štilicia?
- Rzeczywiście, krakowianie trochę zmienili styl, ale to wciąż jest drużyna, która potrafi dobrze grać piłką. Trener Kazimierz Moskal tego ich uczy i oni tak grają.
A w Lechii po nieudanym starcie jest nerwowo?
- Zawsze jest nerwowo, gdy drużyna nie wygrywa, bo cierpi na tym ambicja. Z drugiej strony, nie przesadzajmy. Ostatnio zremisowaliśmy we Wrocławiu, teraz w dobrym stylu wywalczyliśmy awans w Pucharze Polski. Można powiedzieć, że się rozpędzamy.
Ta wygrana z drugoligową Puszczą będzie dla was pozytywnym bodźcem?
- Wygrać 5:1, nawet z drugoligowym zespołem, to nie jest prosta sprawa. Rok temu Lechia odpadła z Pucharu Polski z drugoligową Stalą Stalowa Wola.
Po tym meczu nie wróciliście do Gdańska, tylko w Wieliczce przygotowujecie się do spotkania z Wisłą. Takie kilkudniowe zgrupowanie może pomóc w konsolidacji zespołu?
- Ma to dużo plusów, można się skupić na treningach, poprawie formy.
Cel postawiony Lechii – walka o podium – nie zmienił się?
- Dla mnie nigdy się nie zmieni. Ja zawsze, w każdym klubie gram o mistrzostwo Polski.
Drużyna nie wygrywa, pan siedzi na ławce, ale wręcz tryska optymizmem...
- Naprawdę jestem pozytywnie nastawiony, bo wiem, że ciężka praca przyniesie efekty.
Nie wierzę jednak, że nie było lekkiego ukłucia w sercu, gdy mecz we Wrocławiu, gdzie miał pan kilka udanych sezonów, musiał obejrzeć pan z ławki rezerwowych.
- Bardzo chciałem tam zagrać, ale proszę mi wierzyć, że decyzje trenera Brzęczka są dla mnie najważniejsze i wszystkie je szanuję w stu procentach. Nawet gdybym miał wejść choćby na minutę w następnych spotkaniach, postaram się w tym czasie pokazać się z jak najlepszej strony i pomóc drużynie.
A jak odbieraliście spekulacje, że Jerzy Brzęczek może stracić pracę w Lechii?
- Na pewno nie było to łatwe, ale my ciężko pracujemy na treningach po to, aby on miał spokojniejszą głowę. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Chcemy wygrywać.
Lechia ma tak wielu dobrych piłkarzy, tak szeroką kadrę, że to musi chyba w końcu zaskoczyć...
- Ja w to wierzę! W poprzednim sezonie już pokazaliśmy, że potrafimy grać jak równy z równym z najlepszymi.
Źródło: przegladsportowy.pl/własne