Wychowanek Stali Rzeszów zapewnił w sobotę gościom z Trójmiasta zwycięstwo w towarzyskim meczu rozegranym z okazji 110-lecia Resovii.
- Taki gol musiał wyjątkowo smakować...
- Racja! Istotniejsze, że była to moja premierowa bramka w pierwszej drużynie Lechii. Na treningach daję z siebie wszystko i czekam z utęsknieniem na debiut w ekstraklasie. Jest nowy szkoleniowiec (Niemiec Thomas von Heesen – przyp. red.), każdy zawodnik ma czystą kartę do zapisania. Zobaczymy jak będzie.
- Ciężko się było przestawić z trzeciej ligi na ekstraklasę?
- To przepaść. Weźmy tylko intensywność zajęć. Trenujemy dwa razy dziennie z przerwą na obiad i odpoczynek. Wracam do domu tak zmęczony, że od razu kładę się spać.
- Czyli nocne życie w Trójmieście odpada?
- A co to jest nocne życie? (śmiech). Dobrze, że przyjechałem do Gdańska w wakacje. Trenowaliśmy wtedy raz dziennie, więc byłem na plaży i zwiedziłem starówkę.
- W szatni Lechii roi się od głośnych nazwisk. Z kim pan koleguje?
- Trzymam się z młodymi: Adamem Chrzanowskim, Przemkiem Macierzyńskim i Adamem Buksą. Z tymi, którzy noszą wodę starszyźnie (śmiech).
- Długo pan nie grał z powodu urazu. Teraz ze zdrowiem wszystko w porządku?
- Kontuzji nabawiłem się podczas towarzyskiego meczu z Hannoverem, jeszcze w lipcu. Ale już o niej zapomniałem.
- Ktoś w Stali opowiadał mi, że gdy pojawiła się oferta z Lechii, pana ojciec i pan nie chcieliście słyszeć o pozostaniu w Rzeszowie.
- Zaskoczył mnie pan. Nie przypominam sobie bowiem żadnych rozmów z działaczami Stali o przedłużeniu kontraktu. A Lechia? Cóż, takiej propozycji raczej się nie odrzuca. To dla mnie wielka szansa. Okazało się, że Marek Jóźwiak (dyrektor skautingu i menadżer klubu – red.) obserwował nasze mecze. Początek był trudny, tęskniłem za rodziną i znajomymi, ale teraz czuję się nad morzem jak w domu.
Źródło: podkarpacielive.pl/własne