Pierwszy semestr sezonu 2013/14 T-Mobile Ekstraklasy dobiegł końca. Czas ocenić naszych piłkarzy.
Skala szkolna od 1 do 6. W końcu piłka nożna to przede wszystkim boisko, a nie narady i przepychanki kto ma więcej akcji, a kto mniej.
W trzeciej części podsumowania pod lupę wzięliśmy pomocników.
POMOCNICY
Paweł Dawidowicz [5] - W przedsezonowych sparingach „Hiena” był mocno nieporadny i aż skóra cierpła na myśl, że to on będzie w środku pola odpowiedzialny za ofensywną kreację wraz z innym gigantem rozegrania, Marcinem Pietrowskim. Ale już od pierwszego meczu Dawidowicz zmienił się nie poznania. Imponował spokojem, przeglądem pola, grał jak start wyjadacz. W pewnym momencie gruchnęła wiadomość o zainteresowaniu Dawidowiczem ze strony Borussi Dortmund, jako następcę Sebastiana Kehla. Z tego co mi wiadomo, „Hiena” miałby od razu dołączyć do pierwszego zespołu, a nie jak sądzą niektórzy ogrywać się w młodych Bundesligach. Pech chciał, że najsłabszy występ Paweł zaliczył, gdy przyjechał oglądać go generalny manager BVB, Michael Zorc. Jednak wydaje się, że kwestią czasu jest odejście „Hieny” z Lechii i gra na wyższym poziomie, nawet w reprezentacji Polski. Co musi Paweł poprawić? Na pewno grę do przodu. Musi również wyeliminować tendencję do łapania żółtych kartek. Ale „Hiena” na pewno o tym wie, bo to skromny i ułożony chłopak. Dlatego tak dobrze gra.
Daisuke Matsui [4] - Wystrzałowy początek, dwa gole w meczu z Podbeskidziem, po którym wszyscy jęli go porównywać do Razacka Traore. Potem coraz słabiej, potwierdziły się doniesienia z czasów jego gry w Rosji, że Japończyk średnio reaguje na zimno. Ale potem przyszedł mecz z Legią, gdzie zagrał jak na lidera zespołu przystało. Potem znów był liderem w meczu z Górnikiem. Mimo wszystko, jednak lekkie rozczarowanie. Zdawać się mogło, że obie strony zostały oszukane. Lechia, bo miał być to zdecydowany lider zespołu, Matsui, bo miała być tu drużyna, która umie grać w piłkę. Być może gdy do biało-zielonych dołączy jego rodak Tsubasa Nishi, Matsui odżyje? No i zrobi się cieplej…
Marcin Pietrowski [3] - Strzelił aż trzy gole w ekstraklasie (co prawda dwa z karnych). Grał bardziej ofensywnie niż w poprzednich sezonach, ale przez to cierpiała jego gra w defensywie. Nie jest przypadkiem, że Lechia najlepiej zagrała w destrukcji (Jagiellonia na wyjeździe) gdy „Jediego” nie było na boisku. Czy stać go na więcej, czy pogrąży się na zawsze w przeciętności? Oto jest pytanie.
Mateusz Machaj [2+] - W pewnym momencie odpalony do rezerw, gdyż jak twierdzi trener: „nie pasujesz do grupy”. Coś w tym rzeczywiście jest. Nieźle grał w rezerwach (trzy gole, w tym efektowna bramka z rzutu wolnego w małych derbach z Arką II), czym zapracował na powrót do składu. Gdy wyszedł na ostatnie siedem minut meczu w Lubinie był napakowany energią jak kabanos. Do tego stopnia, że zaraz prawie wyleciał z boiska. Potem nieco się opanował i zaczął grać w piłkę. Aż do meczu w Krakowie, gdzie bez sensu kopnął rywala tuż przed nosem sędziego.
Przemysław Frankowski [3-] – Przed sezonem Lechia mocno o niego walczyła i udało się, „Franek” podpisał trzyletni kontakt. Wydawało się, że będzie reżyserem ofensywnych poczynań Lechii, ale nic z tego. Raczej zawiódł. Nieprzypadkowo najlepszy swój występ zaliczył w Lubinie, gdy nie było „Wiśni”. Na pewno posiada potencjał, ale na razie go nie pokazał. Jedynym usprawiedliwieniem jest fakt, że właściwie ani razu nie wystąpił na swej ulubionej pozycji, czyli „10”. Jak twierdzą dobrze poinformowani, zimą albo najpóźniej latem ma odejść z Lechii. Jeśli będzie prezentował taką formę jak w sezonie 2013/14 to krzyż na drogę.
Profil Przemysława Frankowskiego
Wojciech Zyska [3-] - Tak jak Jerzy Dudek, Sylwester Czereszewski i dwustu innych kopaczy, Zyska jest wynalazkiem Boba Kaczmarka. Wydawało się, że gdy poprzedni szkoleniowiec Lechii opuścił klub, razem z nim uda się Zyska. Ale nic takiego się nie stało. Wojtek wystąpił w 10 meczach, w jednym z nich (z Jagiellonią na wyjeździe) był nawet bliski zdobycia efektownej bramki. Radził sobie coraz lepiej, ale wciąż trudno mi właściwie dostrzec to co widzą w nim trenerzy. Grał, bo Lechia ma krótką ławkę.
Maciej Kostrzewa [3] - Nieco starszy od Zyski grał nieco mniej. Ale przynajmniej jest wysoki i potrafi wygrać walkę o piłkę w powietrzu. W poprzednim sezonie plany pokrzyżowały mu kontuzje, teraz na dobre zagościł w meczowej „18”. Nie rozczarował, ale też nie olśnił, chociaż mecz z Legią był bardzo dobry w jego wykonaniu. Pewne jest, że wystawianie go na stoperze to sabotaż (patrz mecz z Lechem).Jako wierny kibic, swą przyszłość wiążę z Lechią, z którą związał się długim kontraktem.
Bartłomiej Smuczyński [nie sklasyfikowany] – wielki potencjał, ale musi poukładać sobie w głowie pewne rzeczy i zrozumieć, że nie jest jeszcze najlepszy na świecie.
Profil Bartłomieja Smuczyńskiego
Pozostali piłkarze jak do tej pory nie dostali szansy gry w pierwszym składzie.
Źródło: własne