Po wspaniałym początku sezonu, Lechia z każdym kolejnym meczem osuwała się coraz niżej w tabeli ekstraklasy.
Na dwie kolejki przed zakończeniem sezonu sytuacja była krytyczna. Lechia zajmowała szesnaste miejsce, a do pierwszej bezpiecznej, to znaczy czternastej pozycji traciła cztery punkty. Sytuację pogarszał dodatkowo fakt, że w trzydziestej trzeciej serii Lechia miała grać wyjazdowy mecz w Łodzi z zajmującym czwarte miejsce w tabeli ŁKS-em – zespołem, który miał realne szanse na włączenie się do walki o europejskie puchary.
Pierwsze minuty spotkania zdają się potwierdzać przedmeczowe opinie, według których zdecydowanym faworytem był zespół gospodarzy. Już w 3. minucie Wędzyński uderza z dwudziestu metrów, ale Dariuszowi Gładysiowi udaje się odbić futbolówkę. Później groźnie strzelają Krysiak z wolnego i głową Cebula, ale obaj niecelnie. I wtedy, zupełnie niespodziewanie, Lechia zadaje pierwszy cios.
Po tym wydarzeniu zaskoczeni gospodarze zaczynają grać zdecydowanie ostrzej. Jako że Biało-Zieloni nie pozostają im dłużni, a nawet grają jeszcze agresywniej, trup ścieli się gęsto, a sędzia seryjnie zaczyna rozdawać żółte kartoniki, głównie piłkarzom gości. ŁKS nadal przeważa, a najlepszej okazji nie wykorzystuje w 32. minucie Kłos, który uderza tuż obok słupka. Do przerwy więc niespodziewane 1:0 dla Lechii.
Druga część spotkania rozpoczyna się zgodnie z oczekiwaniami kibiców gospodarzy. Jeszcze w 48. minucie Krysiak trafia w słupek, ale sześćdziesiąt sekund później jest już 1:1. Po dośrodkowaniu w pole karne gola głową zdobywa Saganowski.
Gospodarze idą za ciosem i kilka minut później mogą wyjść na prowadzenie, ale, na szczęście dla Biało-Zielonych, po groźnym uderzeniu zawodnika łódzkiej drużyny, piłka trafia tylko w słupek. Niespodziewanie wraz z upływem czasu zaczynają przeważać goście, a bramkarz ŁKS-u musi wykazywać się sporymi umiejętnościami.
Tylko dzięki niemu gospodarze nie tracą gola po strzałach Tomasza Untona i Piotra Mosóra. W 59. minucie bramkarz łódzkiego zespołu nie ma już jednak szans. Świetne podanie Sławomira Suchomskiego uderzeniem głową zamienia na gola Tetteh. Lechia nie zwalnia tempa. W 71. minucie dobrze uderza Suchomski, niestety tylko w boczną siatkę.
Mecz ekstraklasy
ŁKS Łódź – Lechia Gdańsk 2:3 (0:1)
Widzów: 3572
0:1 Tetteh (24’), 1:1 Saganowski (49’), 1:2 Tetteh (59’), 1:3 Ruta (83’), 2:3 Cebula (88’)
ŁKS: Robakiewicz - Bendkowski, Chojnacki, Kłos, Krysiak, Wędzyński (63’Niżnik), Terlecki (53’Czachowski), Cebula, Lenart, Dubicki, Saganowski (73’Kościuk)
Lechia: Dariusz Gładyś - Krzysztof Sadzawicki, Piotr Mosór, Mariusz Pawlak, Tomasz Dawidowski (72’Marcin Kubsik), Tomasz Unton, Piotr Rajkiewicz, Grzegorz Król, Rafał Ruta, Emmanuel Tetteh, Sławomir Suchomski (89’Igor Kozioł) / Trener: Stanisław Stachura
Żółta kartka: Dubicki, Krysiak oraz Sadzawicki, Mosór, Ruta, Unton, Dawidowski, Król, Tetteh
Moim zdaniem – był to co najmniej gol miesiąca, a może nawet sezonu!
Na trybunach konsternacja. Choć dwie minuty przed końcem drugiego gola dla ŁKS-u zdobywa Cebula, to właśnie skazywana na pożarcie Lechia wygrywa to spotkanie wynikiem 3:2. Tym samym nadzieja na utrzymanie ekstraklasy została przedłużona do ostatniej kolejki.