Początek lat 80. XX wieku był dla Lechii fatalny i zakończył się degradacją do III ligi w 1982 roku. Na szczęście gdańszczanie natychmiast zaczęli odbijać się od dna i zdecydowanie dominowali rozgrywki na trzecioligowych boiskach. Nie było to niespodzianką, natomiast prawdziwą sensacją była postawa Biało-Zielonych w Pucharze Polski.
Wydawało się, że przygoda z Pucharem Polski zakończy się na 1/16, bowiem los przydzielił gdańszczanom aktualnego mistrza Polski, Widzew Łódź. Trzy dni przed meczem w Gdańsku łodzianie rozbili GKS Katowice 3:0, a parę miesięcy później dotarli do półfinału Pucharu Mistrzów, eliminując po drodze Liverpool. Tymczasem Lechia w ostatnich trzecioligowych spotkaniach zremisowała po 1:1 z Gwardią Koszalin i Stoczniowcem Gdańsk.
Widzew przeciwko gdańszczanom wystawił swój najsilniejszy skład z Józefem Młynarczykiem i Włodzimierzem Smolarkiem na czele. Jakie więc szanse mogli mieć Biało-Zieloni?
Tymczasem Lechia zaczyna mecz wspaniale, zupełnie bez respektu dla renomowanego rywala.
Gospodarze utrzymują świetne tempo gry i wielokrotnie strzelają z dystansu. Najbliżej powodzenia jest Jarosław Klinger, ale jego strzał z ośmiu metrów jest niecelny. Do przerwy żadnej z drużyn nie udaje się strzelić gola.
W drugiej części do głosu zaczynają dochodzić goście. W 63. minucie Smolarek idealnie podaje do Rozborskiego, który, w sytuacji sam na sam, technicznym uderzeniem przy słupku pokonuje Marka Woźniaka. Na szczęście lechiści nie załamują się utratą gola i ruszają zdecydowanie do odrabiania strat. Stwarzają sobie co najmniej trzy dogodne okazje bramkowe, ale wynik nie ulega zmianie, a czasu jest coraz mniej.
Wreszcie nadchodzi 83. minuta. Dośrodkowanie z rzutu rożnego, w ogromnym zamieszaniu do piłki dopada Roman Józefowicz i… za chwilę tonie w objęciach kolegów. Piłka w bramce, na trybunach szał radości, a na tablicy wyników 1:1. Do końca spotkania rezultat nie ulega już zmianie, więc sędzia zarządza dogrywkę. W niej lechiści bronią się bardzo mądrze i od czasu do czasu groźnie kontrują. Ostatni gwizdek sędziego oznacza kumulację emocji – rzuty karne!
Rozpoczyna Widzew. Grębosz pewnym uderzeniem zdobywa pierwszego gola dla swojej drużyny. Za chwilę wyrównuje Andrzej Salach. Do kolejnej jedenastki podchodzi Wójciki, któremu nie daje się zmylić Woźniak. Wielka radość na trybunach, ale do końca pozostaje jeszcze sporo „jedenastek”. Dobre uderzenie Marka Kowalczyka wyprowadza gospodarzy na prowadzenie 2:1. W kolejnych dwóch seriach piłkarze obu drużyn są bezbłędni (ze strony gdańskiej Andrzej Marchel oraz Dariusz Raczyński) i przed ostatnią turą Lechia prowadzi 4:3.
Mecz Pucharu Polski
Lechia Gdańsk – Widzew Łódź 1:1 (1:1, 0:0), k. 5:4)
Widzów: ok. 5 000
0:1 Rozborski (63’), 1:1 Józefowicz (83’)
Karne: 0:1 Grębosz, 1:1 Salach, (1:1 Wójcicki – broni Woźniak), 2:1 Kowalczyk, 2:2 Rozborski, 3:2 Marchel, 3:3 Tłokiński, 4:3 Raczyński, 4:4 Smolarek, (4:4 Kulwicki – przestrzelił), (4:4 Romke – broni Woźniak), 5:4 Błaszczyk
Lechia: Tadeusz Fajfer (43’ Marek Woźniak) - Andrzej Marchel, Lech Kulwicki, Walenty Omeljaniuk, Andrzej Salach, Marek Kowalczyk, Jarosław Klinger, Zbigniew Kowalski (67’ Jacek Grembocki), Dariusz Raczyński, Roman Józefowicz, Bolesław Błaszczyk; Trener: Jerzy Jastrzębowski
Widzew: Młynarczyk - Kamiński, Grębosz, Wójcicki, Świątek, Tłokiński, Filipczak (46’P.Woźniak), Romke, Rozborski, Wraga (72’Surlit), Smolarek
Żółte kartki: Marchel, Raczyński
Smolarek wytrzymuje presję i wyrównuje na 4:4. Wtedy do piłki podchodził Lech Kulwicki. Jeśli strzeli, Lechia awansuje. Niestety nie trafia, a przez trybuny przetacza się jęk zawodu. Gra toczy się więc dalej, do pierwszego błędu. I goście popełniają go już w pierwszym strzale! Uderzenie Romke broni Woźniak.
Do piłki podchodzi teraz Bolesław Błaszczyk. Uderza mocno przy słupku, Młynarczyk nie ma szans! Na boisku i na trybunach prawdziwe szaleństwo – Lechia pokonała mistrza i piękna pucharowa przygoda trwa dalej!