Raport meczowy: Wierzyca Starogard Gd. - Lechia Gdańsk | Kolejka 9 | 2003/04 IV Liga - Gr. pomorska |
2003/04 IV Liga - Gr. pomorska |
Wierzyca Starogard Gd. | vs | Lechia Gdańsk |
0 | 0 |
Data meczu: sobota, 27 wrzesień 2003 | ||
Godz. meczu: 13:00 h | ||
Sędzia: Tomasz Pawlak | ||
Widzów : 1.000 |
Bramkarz | |
|
|
Obrońca | |
|
|
Pomocnik | |
|
|
Napastnik | |
|
Pierwszy trener | |
|
|
|
|
|
|
Żółta Kartka (Wierzyca):Drews, Starościk Skład (Wierzyca):Wysiecki - Drews, Kaszubowski, Starościk, Megier, Lewandowski, Ossowski (89’Sobiecki), Dzwonkowski (81’Tarnowski), Czaplewski (69’Lorenz), Kamiński, Armatowski Info:Na meczu 590 kibiców Lechii. Relacja (Lechia.gda.pl):Całe szczęście, że Gedania ubiega się o organizację derbów Gdańska w Kartuzach, a nie Starogardzie Gdańskim - tam bowiem Lechia nie miałaby żadnych szans. W trzecim na przestrzeni ostatnich lat meczu rozegranym na obiekcie miejscowej Wierzycy lechistom znów nie udało się nawet strzelić bramki. Biało-zieloni przespali całą pierwszą połowę i dopiero po przerwie podkręcili tempo, ale nie wystarczyło to do pokonania walczącego jak o życie przeciwnika. Lechia spadła ze stołka lidera IV ligi po zaledwie tygodniu od jego objęcia, a na szczyt powrócili gedaniści. Oby nigdy nie trzeba było już grać w Starogardzie, gdyż fatum związane ze stadionem Wierzycy wydaje się nie dobiegać końca. W sierpniu 1997 roku Lechia poległa w trzecioligowej inauguracji z Wierzycą 0:1, mimo że grała z beniaminkiem w roli faworyzowanego spadkowicza. Kwiecień bieżącego roku przyniósł konfrontację z Polanką Rokocin w klasie okręgowej, ale zamiast spodziewanego zwycięstwa spotkanie zakończyło się remisem 0:0. Teraz Lechia przyjechała do Starogardu w glorii nowego lidera IV ligi i znów musiała przełknąć bardzo gorzką pigułkę bezbramkowego remisu, czyli w gruncie rzeczy - porażki. Nic jednak nie dzieje się bez przyczyny, lechiści spisali się bardzo słabo i ponieśli za to karę. Pierwsza połowa to obraz nędzy i rozpaczy, na boisku nie działo się dosłownie nic. Przewaga, jak podczas całego spotkania, należała do gdańskiego lidera, ale groźniejsze sytuacje podbramkowe można wyliczyć na palcach jednej ręki. Lechia grała tak, jakby miała jeszcze dużo czasu na rozstrzygnięcie i zainkasowanie kompletu punktów. Poniekąd miała, ale coraz bardziej palący się pod nogami grunt nie jest najlepszym pomocnikiem w osiąganiu korzystnych wyników. A już na pewno nie w przypadku lechistów. W 18 minucie na indywidualny przebój zdecydował się Marek Widzicki. Wjechał w pole karne, strzelił, ale bramkarz Marek Wysiecki dobrze wybronił zarówno jego uderzenie, jak i dobitkę Marka Szutowicza. Pięć minut później niebezpiecznie było po wykonywanym przez Pawła Żuka rzucie wolnym, ale piłki nie zdołał w pełni sięgnąć Jakub Gronowski. Niespodziewanie wskoczył on do pierwszego składu w wyniku kontuzji Janusza Melaniuka, mimo że poprzedni raz grał ponad miesiąc temu, a w ostatnich spotkaniach nie miał miejsca nawet na ławce rezerwowych. Najlepszą sytuację Lechia zmarnowała kwadrans przed końcem pierwszej części gry. Żuk wystawił świetną piłkę Szutowiczowi, który jakimś cudem spudłował, chociaż wydawało się, że niechybnie musi paść gol. W 37 minucie Gronowski uderzał z linii pola karnego minimalnie obok słupka, i to by było na tyle jeśli chodzi o emocje sprzed przerwy. Gospodarze nawet nie dochodzili pod pole karne gdańszczan - ich wszelkie, ale mało stanowcze próby zawiązania akcji ofensywnych były niweczone przez pewnie spisującą się, ale niemającą wiele pracy obronę biało-zielonych. Na drugą połowę Lechia wyszła już usposobiona znacznie agresywniej i ofensywniej. Trzy minuty po przerwie Widzicki zagrał do Szutowicza, ale jego strzał głową bramkarz bez większego trudu sparował na rzut rożny. Więcej problemów miał po uderzeniu w krótki róg Marcina Kaczmarka, coraz aktywniej udzielającego się w atakach na bramkę rywala. W 60 minucie, po zagraniu Tomasza Borkowskiego, Szutowicz znalazł się w sytuacji sam na sam z Wysieckim, jednak górą w tym pojedynku znów okazał się starogardzki bramkarz. Po niespełna minucie Bartłomiej Dzwonkowski z Wierzycy próbował lobować Mateusza Bąka, ale skończyło się na strachu - piłka przeszła nad poprzeczką. Napięcie narastało, a im bliżej końca, tym robiło się coraz bardziej nerwowo. Zwłaszcza po takich sytuacjach jak z 72 minuty, gdy Kaczmarek oszukał obrońców i samotnie wyszedł pod bramkę z prawej strony pola karnego. Puścił piłkę w jego poprzek wprost do wprowadzonego pięć minut wcześniej Bartłomieja Stolca, tymczasem futbolówka - niespodziewanie i nie wiadomo jak - przemknęła dalej, co na długo wprawiło w osłupienie i niedowierzanie wszystkich obecnych na stadionie. Emocje związane z tym wydarzeniem jeszcze nie opadły, gdy ambitny Szutowicz przegrał w polu karnym konfrontację z obrońcą, w dodatku nabawił się przy tym kontuzji. Okładany za linią końcową lodem ryknął jeszcze na cały głos, chyba w równym stopniu z bólu, jak i wściekłości wywołanej niemocą. Jeszcze w piątek zapowiadał w prasie pewne zwycięstwo... Lechii nie pomagało nawet to, iż piłkarze Wierzycy słaniali się i nie potrafili przetrzymać futbolówki dłużej, niż kilka sekund. Gdy tylko przejmowali ją w posiadanie, tracili błyskawicznie, często na 20-30 metrze. Wszystko nadrabiali jednak szaloną ambicją, wybijali piłki nawet na leżąco. Ba, oni walczyli jak lwy, a pewne interwencje Wysieckiego tylko utwierdzały ich w przekonaniu, że z taką postawą osiągnięcie jednego punktu jest jak najbardziej realne. Bramkarz gospodarzy nie zawsze musiał nawet interweniować - w 78 minucie strzał Widzickiego trafił pechowo wprost w Marka Wasickiego, w 86 minucie zagranie Przemysława Urbańskiego znakomicie w ostatniej chwili zbił na rzut rożny skutecznie spisujący się Łukasz Kaszubowski. W 90 minucie Zbigniew Kobus może i został kopnięty w kostkę w polu karnym, ale w trakcie całego meczu tyle razy przewracał się, łapał za głowę, wymuszał stałe fragmenty, że arbiter patrząc na niego z politowaniem nakazał wznowić grę rzutem od bramki. Dwie minuty później Lechia miała ostatnią okazję na rozstrzygnięcie tego spotkania - Kobus wypuścił w polu karnym Wasickiego, ten jednak również nie dał rady pokonać bardzo dobrego golkipera starogardzian i mecz zakończył się brakiem goli. Zdumiewające, że Kobus, który zawiódł w tym meczu jak mało kto, był bezproduktywny i nie stanowił żadnego zagrożenia dla bramki Wierzycy, miał czelność po tej sytuacji przez kilkadziesiąt sekund mieszać Wasickiego z błotem. Sygnalizowaliśmy już ten problem, niestety wydaje się on nasilać i zataczać coraz szersze kręgi. Kaczmarek zwymyślał Stolca po niewykorzystanej sytuacji w 72 minucie, Widzicki Wasickiego po przypadkowej blokadzie jego strzału. Dawniej młodzi przyjmowali te subiektywne nagany w milczeniu, teraz co poniektórzy odważają się już nieśmiało ripostować. I trudno im się dziwić. Chociaż znów ciężko będzie się komuś nie narazić, trzeba zauważyć, że starsi zawodnicy wobec siebie są nieporównywalnie bardziej uprzejmi i wyrozumiali. I to mimo że - dla przykładu - po niektórych stratach Kaczmarka, Widzickiego czy Borkowskiego włos jeży się na głowie. Remis w Starogardzie przyjmujemy jako wypadek przy pracy, ale jedną z jego przyczyn wydają się takie, a nie inne relacje między piłkarzami. Młodzież boi się odpowiedzialności, woli odgrywać do starszych, boi się podejmować ryzyko, żeby nie wysłuchiwać później koncertu napomnień. Niektórzy wychodzą na boisko jak spętani, inni swoją postawą jakby buntowali się przeciwko takiemu traktowaniu. Grają gorzej, niż mogliby grać i w konsekwencji przesądza to o wyniku. A przed Lechią tymczasem dwa trudne mecze. Apelujemy o jedność i większą komitywę na boisku - ale właśnie w tego typu trudnych chwilach, a nie tylko poprzez bajdurzenie o tym w wywiadach. |