Lechia Gdańsk wkrótce ma zmienić właściciela. Klub od Andrzeja Kuchara ma przejąć grupa zagranicznych inwestorów na czele z niemieckim milionerem Franzem Josefem Wernze - czytamy na trojmiasto.sport.pl.
Czy ta zmiana oznacza dla Lechii nadejście złotych czasów? - Byłbym ostrożny z hurraoptymistycznymi deklaracjami. Oby tylko Lechia nie podzieliła smutnych losów Polonii Warszawa - uważa były reprezentant Polski, obecnie ekspert piłkarski Radosław Gilewicz.
W połowie stycznia transakcja wykupu pakietu akcji z rąk Kuchara przez nowego inwestora ma zostać ostatecznie dopięta. Nowym właścicielem gdańskiego klubu ma zostać konsorcjum zagranicznych podmiotów skupionych wokół Wernze. Wejść do niego mają firmy z Niemiec, Szwajcarii i Portugalii, a jednym z udziałowców ma być również prezydent Benfiki Lizbona Luis Filipe Vieira.
- W klubach Bundesligi taki model właścicielski nie jest niczym nowym - przekonuje w rozmowie z trojmiasto.sport.pl Gilewicz, który większość swojej kariery piłkarskiej spędził w klubach z Niemiec i Austrii. - Jeden prywatny właściciel, który rządzi klubem, to w Niemczech rzadkość. Właściwie tylko Dietmar Hopp w Hoffenheim jest tutaj wyjątkiem. Sam Franz Josef Wernze w ostatnim okresie był mniej aktywny i wątpię, by to on sam miał być główną postacią w Lechii - dodaje Gilewicz.
Były reprezentant Polski docenia jednak fakt, że polski klub znalazł się w orbicie zainteresowań poważnego zagranicznego kapitału.
- W Niemczech, jak ktoś zabiera się za inwestowanie w piłkę nożną, to podchodzi do sprawy poważnie. Tak jak w każdym przedsiębiorstwie, w profesjonalnym klubie stawia się cele finansowe i stara się je realizować. Widocznie stwierdzono, że w Lechii jest potencjał, który można wykorzystać tak, by przynosił zyski. Ale byłbym ostrożny przy wygłaszaniu hurraoptymistycznych opinii o nowym właścicielu. W Polsce często mamy wielkie oczekiwania już na samo hasło "zagraniczny inwestor". Ja przestrzegałbym przed wyobrażaniem sobie złotych gór i natychmiastowych sukcesów, bo one nie zjawią się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Były już różne próby tworzenia potęg z dnia na dzień i kończyły się niepowodzeniem. Dlatego mam nadzieję, że nowy właściciel gdańskiego klubu nie urządzi sobie tutaj jakiegoś prywatnego folwarku i że finanse nie przesłonią tego, co jest najważniejsze. Na pierwszym planie powinni być piłkarze, trenerzy i kibice. W Polsce mieliśmy ostatnio przykład tego, że to właściciele byli tymi najważniejszymi. W Polonii Warszawa mieliśmy najpierw show pana Wojciechowskiego, a później pana Króla, a jaki był tego smutny koniec, wszyscy widzieliśmy - podkreśla Gilewicz.
Jego zdaniem zmiany właścicielskie w Lechii nie powinny oznaczać robienia w Lechii rewolucji.
- Często przyjście nowego inwestora wiąże się z rozpoczynaniem czegoś od zera czy burzeniem powstałych już fundamentów. W Lechii objęcie rządów przez nowego właściciela nie powinno oznaczać niweczenia tej pracy, jaką już włożyli piłkarze i trener Michał Probierz. Szkoleniowiec często podkreślał, że stara się zbudować zespół w oparciu o młodych graczy i jest wierny swojej idei. Wywracanie tej koncepcji czy gwałtowne zmiany o 180 stopni mogłyby przynieść więcej szkody niż pożytku. Owszem, wynik sportowy, jaki osiągnęła gdańska drużyna w rundzie jesiennej, na pewno nie jest satysfakcjonujący, ale nie oznacza to, że w Lechii trzeba przeprowadzać natychmiastową rewolucję, jaką byłoby np. zwolnienie większej liczby piłkarzy i przyjście dużej grupy nowych. Taki model nie zdaje egzaminu, o czym świadczy nie tak dawny przecież przykład Pogoni Szczecin, gdzie zakontraktowano hurtem graczy z Brazylii. Ten projekt nie miał prawa się powieść, dlatego mam nadzieję, że nikomu nie wpadnie do głowy robienie czegoś takiego w Lechii - przyznaje piłkarski ekspert.
Nie da się jednak ukryć, że Lechia potrzebuje wzmocnień, ale bardziej pod względem jakościowym niż ilościowym. Pojawiają się głosy, że do Lechii mieliby trafić zawodnicy, którzy nie mieszczą się w składzie Benfiki.
- Przyjście w jednym czasie np. sześciu nowych graczy wcale nie musi oznaczać radykalnej poprawy gry całego zespołu. Lepiej jest zrobić dwa-trzy konkretne transfery niż więcej przeciętnych. A przecież wiosną w zasadniczej części sezonu pozostało tylko dziewięć meczów i tu już nie ma czasu na eksperymenty. Lechia nawet w obecnym składzie grała dobre spotkania i wcale nie musi robić gwałtownych ruchów, by dostać się do pierwszej ósemki ekstraklasy. Mam nadzieję, że gdański klub nadal będzie podążać tą drogą, na której się obecnie znajduje, i przy nowym właścicielu, mądrym zarządzaniu klubem i przemyślanych wzmocnieniach może w dłuższej perspektywie myśleć o sukcesach. Jednak w Lechii nie powinni myśleć o zdobywaniu mistrzostwa Polski już za pół roku. W Polonii też miała być szybko Liga Mistrzów, a skończyło się na czwartej lidze. Oby Lechia nie musiała podzielić tego smutnego losu warszawskiej drużyny - kończy Gilewicz.
Źródło: trojmiasto.sport.pl