lechia

O czterech nigeryjczykach Colinns Chukwumaobim Nwaneri, Benjamin Ifeanyi Ede, Ismaila Alamin oraz Ariyo Dapo którzy mieli dojść latem ze stajni Gol International było tak głośno, że wszyscy się przestraszyli i opóźnili swój przyjazd do Gdańska. A gdy przyjechali to szybko wyjechali dlaczego? redaktorów Przemysława Zych oraz Marcina Dobosza z serwisu sports.pl, którzy dowiedzieli się że ich managerowie chcieli oszukać Lechię. Poniżej można przeczytać cały tekst dotyczący Nigeryjczyków.

Testowanie piłkarzy szukających pracy w polskich klubach jest zajęciem bardzo ryzykowanym. Można stacić okazję, nie poznając się na talencie kandydata, ale można też wziąć za dobrą monetę spreparowany życiorys futbolowego hochsztapiera.

Latem ubiegłego roku do Lechii Gdańsk przyjechało czterech Nigeryjczyków. Oficjalna witryna klubu zamieściła ich CV, którymi piłkarzy reklamował menager. Wszyscy mieli grać w nigeryjskiej ekstraklasie. I to jak! Benjamin Ifeanyi Ede w barwach Ocean Boys miał rozegrać 161 meczów i strzelić 123 gole. Colinns Chukwumaobim Nwaneri w 189 spotkaniach mia zdobyć szokującą liczbę bramek - 142

Piękne rekordy, ale jak ustalił „Magazyn", obaj pół roku wcześniej podczas testów w szwajcarskim Neuchatelu Xamax występowali jako 19-latkowie. W lidze Nigerii musieliby zatem grać, odkąd ukończyli przedszkole... Najlepszym snajperom polskiej ekstraklasy strzelenie tylu goli zajmuje przecie| przynajmniej 10 lat. Øivind Henrik, dziennikarz prowadzący serwis westafricanfootball.com, też ma wątpliwości: „Z tego, co udało mi się ustalić, oni w żadnym sezonie nie strzelili dwucyfrowej liczby bramek w lidze". Ot, drobna pomyłka.

Nie mniej efektownie wyglądała na papierze pozostała dwójka. Lewy pomocnik, przedstawiany jako Ismaila Alamin, ze swoim CV mógłby kandydować do miana najskuteczniejszego skrzydłowego świata, gdyby tylko zdobycie aż 91 bramek w 148 spotkaniach było prawdą. Czwartego z podróżującej po Europie gromady piłkarskich nomadów, Ariyo Dapo, reklamowano jako lewego obrońcę z Fame FC. Szkopuł jedynie w tym, że taki klub nie tylko nie gra w nigeryjskiej ekstraklasie, ale w ogóle... nie istnieje. Po kilku dniach Nigeryjczyków ciupasem odesłano do domu.
Jeśli jednak Paryż jest mekką artystów, Mediolan projektantów mody, to Gdańsk widocznie zapragnął zdobyć sławę miejsca, w którym sprawdza się wiarygodność CV przyjeżdżających Nigeryjczyków. Działacze Lechii, niezrażeni wpadką, postanowili zatem jeszcze raz spróbować wyłowić w ofertach menedżerów niedostrzeżoną przez innych piłkarską perełkę. Ostatnio na treningach zjawił się niejaki Simone Agana, podobno z Kwara United. Niestety, nigdy w tym zespole nie grał....

I o to całą prawda o graczach. I trzeba przyznać że Kafarski jak i sam klub dobrze czyni że nie kupuje piłkarzy na 'ślepo' widząc dobrego piłkarza a raczej jego statystyki.

Źródło: sports.pl/własne/fot. Lechia.pl