Od kilkunastu tygodni toczy się saga związana ze zmianami właścicielskimi w Lechii Gdańsk. W piątkowym wydaniu "Przeglądu Sportowego" Adam Mandziara ujawnił, że nie wiadomo, kiedy poznamy nowego właściciela klubu. Mandziara w ramach cyklu "Chwila z..." Izabeli Koprowiak opowiedział o Lechii, a także planach na przyszłość. 

Nie od dziś wiadomo, że Lechia Gdańsk niebawem zostanie sprzedana. Wielu kibiców zastanawia się, kiedy końca dobiegnie ta saga "transferowa". Wydaje się, że może to jednak jeszcze trochę potrwać. Choć dokładnych szczegółów nie znamy, to kilka słów na ten temat powiedział Adam Mandziara w najnowszej rozmowie z Izabelą Koprowiak. Z jego wypowiedzi wynika, że do rozwiązania sprawy jeszcze minie trochę czasu. 

- Do momentu, w którym nie zostaną podpisane ostatnie umowy, muszę prowadzić wszystko tak, jakbym miał być w klubie przez kilka kolejnych lat. Nie da się dziś przewidzieć, ile jeszcze czasu potrwają zmiany właścicielskie. To zbyt duża transakcja, która w każdej chwili może się wywrócić. Trzeba być ostrożnym. Obecnie prawnicy prowadzą rozmowy na poziomie zabezpieczenia umów. Nie wiem, ile to potrwa. Może tydzień, może dwa, może trzy, a może dłużej - powiedział działacz.

Nurtującą kwestią są także transfery oraz plany na przyszłość gdańskiego klubu. - Mamy dobry skład, jesteśmy ułożeni nie tylko sportowo, ale i organizacyjnie, Paweł Żelem wykonuje solidną pracę. Ważne, jaki będziemy mieli cel na najbliższe lata, co będzie najważniejsze dla nowego właściciela.

A dlaczego włodarze Lechii zdecydowali się na sprzedaż? Złożyło się na to wiele kwestii. - Może Lechii potrzeba świeżej krwi, nowego napędu. Wierzę, że to będzie dobre dla wszystkich stron. Mamy 95 procent akcji, to daje duży komfort, ale i tak pewne sprawy się nie zmieniają. A skoro one się nie zmieniają, to może warto się wycofać i zacząć robić coś innego.

Działacz odniósł się też do zeszłotygodniowej porażki Lechii z Rapidem Wiedeń w eliminacjach do Ligi Konferencji Europy. - Gdy odpadliśmy z Rapidem Wiedeń w eliminacjach Ligi Konferencji relaks był potrzebny, choć złość była i tak ogromna. Czułem duże rozczarowanie, bo bardzo nie lubię przegrywać. Ale gdy spoglądam na tę porażkę w kontekście całego klubu, to będąc tutaj, umiem to już robić bez takich emocji, jakie targałyby mną na miejscu. Patrzę bardziej obiektywnie, racjonalnie.

Cała rozmowa w piątkowym wydaniu "Przeglądu Sportowego", a także na stronie internetowej. Zachęcamy do lektury!

źródło: Przegląd Sportowy